#PierwszyMistrzPolski: Imre Pozsonyi - węgierski taktyk i jego architektura futbolu (część II)
Powracamy z ostatnim akcentem uświetniającym stulecie mistrzostwa Cracovii z 1921 roku – drugą częścią historii trenera "Pasów" Imre Pozsonyiego. Gwarantujemy, że będzie ciekawie.
Zobacz część I:
#PierwszyMistrzPolski: Imre Posznonyi - węgierski taktyk i jego architektura futbolu (cz. I)
.
Budapeszt, Kraków, Barcelona, czyli co ma "krakowska piłka" do "tiki-taki"
Dotychczasowy trener Cracovii Emerich Poszony zaangażowany został przez może najlepszy amatorski klub footballowy Barcelona w Hiszpanii. Widocznie więc Poszony nie jest takim złym trenerem, jak utrzymują niektórzy fachowcy z Cracovii, jeżeli tak wybitny klub powierzył mu wychowanie sportowe swoich członków - ironicznie i nie bez racji donosił w styczniu 1923 roku Ilustrowany Kurier Codzienny.
Tyle ówczesna prasa, natomiast warto dopowiedzieć, że w tym kontekście w polskiej historiografii ponownie pojawiają się szczególne informacje na temat Pozsopnyiego, a mianowicie informacja jakoby już w roku 1918 trenował on rezerwy oraz drużyny juniorskie FC Barcelona. Jest to jednak informacja tyleż interesująca, co wydaje się ona niepoparta żadnymi realnymi źródłami – źródła raczej jej przeczą.
Dziwnym bowiem by było, gdyby przychodząc do Cracovii Pozsonyi nie pochwalił się "stażem" w Barcelonie (a takich enuncjacji w krakowskiej prasie brak), dziwnym byłoby, gdyby i na Węgrzech ten fakt pozostał niezauważony, a jeszcze dziwniejsze wydaje się by o samym fakcie pracy Pozsonyiego nie wiedziała Barcelona, która na swojej oficjalnej stronie informuje, że Pozsonyi "zajął się trenerką w roku 1921".
Z czysto ludzkiego punktu widzenia dziwne byłoby także, gdyby Imre Pozsonyi, w czasie I Wojny Światowej służący w batalionie Twierdzy Przemyśl i wzięty do rosyjskiej niewoli z owej niewoli powrócił nie na Węgry lecz prosto do słonecznej Katalonii.
Skąd to przeinaczenie dotyczące trenowania juniorów i rezerw Barcelony? Być może po części stąd, że w marcu 1923 roku, a więc wkrótce po zatrudnieniu Pozsonyiego w charakterze asystenta Jacka Greenwella, "Tygodnik Sportowy" relacjonował, że Węgier przygotowuje 11 drużyn Barcelony do rywalizacji na różnych poziomach rozgrywek
. I to akurat jest wielce prawdopodobne – dziś powiedzielibyśmy być może, że Pozsonyi w Barcelonie pełnił funkcję "dyrektora sportowego", lub też "kierownika wyszkolenia".
W każdym razie w gąszczu informacji na temat Pozsonyiego naprawdę ciężko się odnaleźć i oddzielić prawdę od fikcji.
Wróćmy jednak do faktów. Jak wspominaliśmy na zakończenie pierwszej części tekstu o Pozsonyim po rozstaniu z Cracovią w październiku roku 1922 wrócił on do ojczyzny i trenował krótko budapesztański Zuglói Athletikai Club. Już w grudniu został jednak asystentem trenera Barcelony, Jacka Greenwella.
Greenwell w czasie swej pracy z Barceloną był doceniany za to, że jego zespół budował ataki wielopodaniowo, cierpliwie rozgrywając piłkę w obronie, a mniej uciekając się do indywidualnych dryblingów i przebojów. Było to zgodne z filozofią Pozsonyiego, który jeszcze w Krakowie na łamach prasy odgrażał się, że jest "zdecydowanym zwolennikiem zupełnego wykluczenia wózkowania (dribblingu) z repertuaru gry footballowej".
Jednocześnie Pozsonyi wyjaśniał, że chodzi mu o połączenie stylu angielskiego ze szkockim, czyli "tempo błyskawiczne Anglików wraz z dokładnym, przyziemnym podawaniem Szkotów" które to połączone ze sobą "jeszcze lepiej prowadzi do celu, niż każda z tych metod z osobna".
Oddajmy na chwilę właśnie w tym miejscu głos Stanisławowi Mielechowi, który tak oto przedstawia myśl trenerską Pozsonyiego:
- Po co strzelać do bramki? Podawanie, passing jest „duszą" gry i bramkarz jest jedenastym zawodnikiem, którego należy wymanewrować, a po krakowsku „wykołować" podawaniem, tak jak każdego innego gracza w polu
- Każdą piłkę należy zgasić! - mówił Pozsony. - Piłka musi stracić fałsz, który otrzymała przez kopnięcie, a współpartner, któremu mamy podać piłkę musi mieć czas, aby wybiec na pozycję i uwolnić się spod opieki przeciwnika. Dlatego zawsze stopować...
- Podawać należy piłkę tylko i wyłącznie po ziemi, wewnętrzną stroną stopy, ponieważ taką piłkę podaną najłatwiej opanować i najmniej traci się czasu na jej przyjęcie.
- Należy wyeliminować z gry długie podania i „wózek". Po co tracić czas. na wózkowanie, które jest zawsze ryzykiem utracenia piłki i naraża na faule? Ten sam efekt minięcia przeciwnika dają 2—3 precyzyjne podania.
- Gra mistrzowska - to problemy taktyczne. Potknięć technicznych nie może w niej być, a trening jest od tego, by wyćwiczyć na nim główkowanie, gaszenie, podawanie i inne elementy techniki.
- Gierki nie leżące w taktycznym planie gry, produkowane dla poklasku galerii są karygodnym nieszanowaniem wysiłku współpartnerów. Futbal jest grą zespołową i nie ma w nim miejsca dla gwiazd i efekciarzy.
Przenosząc się znów z Krakowa do Barcelony dodajmy, że trener Greenwell przestał pełnić obowiązku szkoleniowca "Barcy" w sierpniu 1923 roku, a schedę po nim przejął właśnie Imre Pozsonyi. I nie trwało to długo, gdy nowy trener Barcelony... zorganizował swojej byłej drużynie – Cracovii – tournee po Hiszpanii! Podczas owego tournee "Pasy" zagrały oczywiście także z "Dumą Katalonii".
Cracovia w dwumeczu z Barceloną osiąga najpierw sensacyjny remis 1:1, a w dniu następnym uległa 1:7 (grając przez dużą część spotkania w dziesięciu – kontuzji doznał bowiem Ludwik Gintel). Porażka tak wysoka nie stanowiła zresztą żadnej ujmy, a by to udowodnić wystarczy spojrzeć w kolejne wyniki "Barcy". Tydzień po Cracovii w Barcelonie zjawił się niemiecki zespół Greuther Fürth – Mistrz Niemiec Południowych, który odpadł z finałowej rozgrywki o Mistrzostwo Niemiec dopiero w półfinale. I wyjeżdżał z dwoma porażkami: 2:4 i 2:7!
Cracovia "w skowronkach" wróciła pod Wawel, fetowana przez polskich kibiców i rodzimą prasę. Tymczasem Pozsonyi prowadził Barcelonę jeszcze do października 1923 roku, gdy w klubie pojawił się kolejny Anglik – Alf Spouncer. W tym momencie Węgier wrócił na swe wcześniejsze stanowisko asystenta pierwszego trenera.
Filozofia Spouncera również bardzo przypominała to, co wbijał do głowy swoim podopiecznym w Krakowie Pozsonyi. Oto niektóre z "przykazań", którymi nowy szkolenowiec "Barcy" podzielił się z prasą obrazując swoją wizję futbolu.
- Nie gracie dla siebie, tylko dla drużyny. Podawajcie piłkę do lepiej ustawionych kolegów.
- Jeden zawodnik nigdy nie zdoła pokonać jedenastu. Wspólnota i wysiłek całego zespołu są kluczem do wygranych.
- Zawsze graj piłkę po ziemi.
- Permanentnie utrzymuj piłkę w ruchu, bo za każdym razem, gdy ją zatrzymujesz pozwalasz rywalowi na lepsze ustawienie się.
Znany dziennikarz sportowy Rory Smith w swej głośnej książce "Mister: The Men Who Gave The World The Game" zauważa, że już 1923 roku Barcelona była nauczana, by grać piłką po ziemi i utrzymywać ją w ciągłym ruchu i konkluduje, że w związku z tym katalońska tiki-taka może być starsza niż się to wydaje .
I w zasadzie trudno się nie zgodzić, dorzucając w tym miejscu drobny wtręt – współtworzył ową "tiki-takę lat dwudziestych" także i trener Imre Pozsonyi, który wcześniej uskuteczniał podobny styl gry w Cracovii.
Gdy wiosną 1924 roku po porażce 1:6 w półfinale Copa del Rey z Realem Unión Club Alf Spouncer rozstał się z Barceloną funkcję pierwszego trenera "Dumy Katalonii" ponownie objął Pozsonyi. Tym razem piastował to stanowisko od lipca do grudnia – został mianowany pierwszym trenerem już nie "w trybie awaryjnym", ale "standardowym" to znaczy przed rozpoczynającym się sezonem.
W owym sezonie 1924/25 Barcelona zdobyła Mistrzostwo Katalonii oraz wywalczyła Copa del Rey i korci, aby znaczący "współudział" w tym sukcesie przypisać byłemu opiekunowi "Pasów" (co zresztą często się czyni). W istocie w tym przypisywaniu jest jednak duża doza sofistyki i z kronikarskiego obowiązku wypadałoby sprostować pewne "drobne" szczegóły.
Otóż po pierwsze: wedle oficjalnych statystyk Pozsonyi nie miał okazji prowadzić zespołu w żadnym meczu rozgrywek Copa del Rey (premierowym rywalem Barcelony w tych rozgrywkach była València; mecz rozegrano 1 marca 1925, a więc w czasie, gdy Pozsnonyi od dawna był już zupełnie gdzie indziej). Z kolei w rozgrywkach mistrzowskich Katalonii pod wodzą Pozsonyiego drużyna radziła sobie po prostu źle: w październiku zanotowała jeszcze remis i dwa zwycięstwa, ale już w listopadzie – remis i dwie porażki.
W tym wszystkim pomijany jest za to najistotniejszy być może moment owej kadencji, a mianowicie (nie)sławny, przerwany mecz derbowy z Espanyolem – z “deszczem monet” zrzuconym na sędziego po jego skandalicznych decyzjach, regularną burdą kibiców i interwencją policji na murawie.
Narastający kryzys w Barcelonie, stającej się z uwagi na swój kataloński separatyzm coraz większym problemem dla ówczesnej hiszpańskiej władzy na pewno nie pomógł Pozsonyiemu w opanowaniu sytuacji. Warunki, w których Węgier po raz drugi obejmował drużnę “Blaugrana” były naprawde kiepskie i stąd też słabe rezulataty pod koniec roku 1924 nie jest trudno sobie wytłumaczyć.
Następca Pozsonyiego, Conyers “Ralph” Kirby – Anglik, który udowodnił już swa trenerską markę w Katalonii z Europa CF – objął zespół tuż przed Świętami Bożego Narodzenia i, jak już wiemy, zdołał zdobyć dwa trofea (spośród kolejnych ośmiu meczów w rozgrywkach o Mistrzostwo Katalonii “Barca” wygrała pod jego wodzą siedem). Niewykuczone, że węgierskiemu szkoleniowcowi ponownie zaproponowano zresztą objęcie funkcji asystenta pierwszego trenera, lecz tym razem nie był on zainteresowany.
Z kolei opis tego, co złożyło sie na poprawę sytuacji ogólnej Barcelony w pierwszej połowie roku 1925 byłby już jednak zbyt rozbudowaną dygresją – wróćmy więc do trenera Pozsonyiego i podążmy jego śladem.
Tym bardziej, że w dalszym ciągu jest to ślad arcyciekawy, a polska historiografia futbolowa zupełnie pomija okres życia Pozsonyiego tuż po zakończeniu jego pracy w Barcelonie – lub też zdaje się nic o nim nie wiedzieć. Według tej "polskiej" wersji wypadków powrót Pozsonyiego na Węgry odbywał się chyba piechotą, bowiem trenerem Barcelony przestał być on w grudniu 1924, następnie "wrócił na Węgry" – jakoby "na bezrobocie" na którym przebywał przez rok 1925.
I dopiero w roku 1926 zatrudniono go w Zagrzebiu.
A naprawdę?
Naprawdę było dużo ciekawiej!
Pozsonyi woli Pragę od Monachium
Poprawmy i uzupełnijmy ową bardzo nieprecyzyjną narrację.
Otóż gdy odejście Pozsonyiego z Barcelony było już pewne pracę byłemu szkoleniowcowi "Pasów" zaproponował... FC Bayern – a konkretnie ówczesny prezydent tego klubu, Kurt Landauer.
W tym miejscu warto oczywiście pamiętać, że pierwsza połowa lat dwudziestych nie była "mocarstwową erą" Bayernu. Niemieckie rozgrywki mistrzowskie odbywały się wtedy w grupach regionalnych stanowiących eliminacje finałów ogólnokrajowych (tak było w Niemczech dużo dłużej niż w Polsce), a Bayern zwykle przegrywał w tamtych latach Mistrzostwo Niemiec Południowych z 1.FC Nürnberg, lub z
Greuther Fürth
. W momencie, gdy Landauer próbował zakontraktować Pozsonyiego Bayern miał za sobą rozgrywki, w których zajął 4. miejsce w regionalnych rozgrywkach.
Co jednak ważne, a wręcz kluczowe: Bayern chciał ściągnąć Pozsonyego po to właśnie, aby ten ową potęgę w stolicy Bawarii stworzył – widziano w byłym szkoleniowcu "Pasów" wręcz wymarzoną osobę dla zrealizowania planu. Niemiecki dziennikarz sportowy Dietrich Schulze-Marmeling w swej książce "Der FC Bayern und seine Juden: Aufstieg und Zerschlagung einer liberalen Fussballkultur" ("FC Bayern i jego Żydzi – powstanie i zniszczenie liberalnej kultury futbolowej" – brak niestety wydania w języku polskim) przywołuje opinię Walther Bensemann, założyciela magazynu "Kicker", który podkreślać miał, że ówczesnemu Bayernowi brakowało nie tylko nauczyciela gry w piłkę nożną ale także doskonałego szefa kuchni , a Pozsonyi był kandydatem idealnym zdolnym wypełnić oba te braki.
A zatem warto się pokusić w tym miejscu o małą dygresję: to co w Krakowie pewien syjonistyczny żydowski tygodnik sportowy, którego naczelnym redaktorem był prezes krakowskiego Makkabi, piętnował u Pozsonyiego jako przekraczanie kompetencji trenera oraz nietolerancję i ciemnotę geszefciarską (chodziło między innymi o prowadzenie bufetu, wydawania klubowych programów meczowych, ale przecież w tym samym czasie Pozsonyi zajmował się także i organizacją wyjazdów i meczów międzynarodowych z rywalami z najwyższej półki) w Barcelonie, czy Monachium stanowiło element pożądany, traktowany jako cegiełka dokładana do budowy potęgi klubu.
Rozchwytywany jak widać Pozsonyi odrzucił jednak ofertę Bayernu i wybrał propozycję z Pragi, obejmując tamtejszy Deutscher Fußball-Club (nazwa może być z dzisiejszego punktu widzenia o tyle myląca, że był to klub żydowski). Warto zaznaczyć: DFC Praga był klubem niezwykle zasłużonym i renomowanym – już w roku 1911 został zaliczony przez austriacki związek piłki nożnej w poczet "pierwszoklasowych" zespołów austriackich; w całej Austrii takich klubów było 15, a poza Wiedniem tylko 3: Grazer AK, DFC Praga oraz... Cracovia. Z DFC Praga związani byli także inni trenerzy "Pasów" - Franta Kożeluch i George Kimpton (następca Pozsonyiego).
Niewykluczone jednak iż decydujące znaczenie przy podejmowaniu decyzji przez Węgra miało to, że na przełomie roku 1924 i 1925 DFC Praga przebywał... w Barcelonie grając towarzyski dwumecz z "Barcą", skąd wywiózł: bezbramkowy remis i wygraną 1:0. A także – jak się wkrótce okazało – trenera Imre Pozsonyiego.
Mistrzostwo, tournee i spadek
Długo w Pradze Imre Pozsonyi nie zabawił: 20 sierpnia 1925 roku dziennik "Sport-Tagblatt" donosił, że Pozsonyi obejmuje jako pierwszy trener węgierski zespół Pécsi AC.
W swej ojczyźnie przebywał ledwie parę miesięcy, a nim nastała zima przeniósł się z Peczu do Zagrzebia – skuszony niewątpliwie lukratywnym kontraktem, który mu przedstawiono.
Građanski Zagrzeb (klub po II Wojnie Światowej przemianowany na Dinamo) zaoferował Pozsonyiemu 120 dolarów miesięcznie plus 15 dolarów za wygraną plus pokój i wyżywienie
. W tych cieplarnianych warunkach, które jak się zdaje miały dla naszego szkoleniowca duże znaczenie z Građanskim zdobył Pozsonyi w roku 1926 Mistrzostwo Jugosławii, jednak – jak informował wiedeński „Sport-Tagblatt” – pod koniec roku jego wiza na pobyt w tym kraju nie została przedłużona, w związku z czym były trener Cracovii zmuszony był pod koniec października rozstać się z klubem, w którym poszło mu tak dobrze.
Pozsonyi powrócił do Budapesztu i objął z kolei posadę trenera Újpest FC, z którym w sezonie 1926/27 wywalczył tytuł wicemistrza Węgier. Warto odnotować, że był to pierwszy sezon, w którym węgierska liga przeszła na profesjonalizm. Pozsonyi dotarł też do finału Pucharu Węgier, jednak w obu przypadkach – zarówno w lidze, jak i w Pucharze – Újpest
uznać musiał wyższość Ferencvárosu
. W sezonie 1927/28 Újpest
zajął trzecie miejsce – wicemistrzostwo przegrywając o punkt z Hungárią (dawnym MTK). W kolejnym sezonie po odejściu Pozsonyiego Újpest wygrał rozgrywki Mitropa Cup, a dwa lata później zdobył także mistrzostwa Węgier i zdobywał je już wielokrotnie (co wcześniej nie udawało się przez lata).
To właśnie Pozsonyi sprowadził do klubu między innymi Istvána Avara (Stefana Auera) i Alberta Töröka (Alberta Ströcka), którzy otworzyli następnie Ujpestowi drzwi do wielkich sukcesów.
Po położeniu fundamentów pod "Wielki Újpest" Pozsonyi powrócił na południową stronę budapesztańskiej stolicy i wszedł w skład sztabu szkoleniowego MTK (ówcześnie przemianowanego na Hungária FC). Niestety, precyzyjniejszego opisu funkcji jaką Imre wówczas sprawował brak – Miklós Mitrovits podaje, że trenował on między innymi amatorskie MTK. Można jednak domyślać się, że Pozsonyi został zaangażowany przez swój były klub także z myślą o projekcie szytym jakby "na jego miarę": na przełomie roku 1928 i 1929 wyjechał do Ameryki Południowej, by organizować tournée Hungarii w Argentynie i Urugwaju. Był to sprytny ruch, zważywszy na fakt, że w roku 1930 miały się w Urugwaju odbywać pierwsze w historii Mistrzostwa Świata (formalnie wówczas jeszcze nie zatwierdzone, lecz Węgrzy doskonale wiedzieli, że "klamka już zapadła"; w tym samym czasie na tournée do Brazylii wybierał się Ferencvaros).
Foto: Budapeszt 18.12.1921. Reprezentacja Polski przed międzynarodowym debiutem. Stoją od lewej: Imre Pozsonyi (trener, Cracovia), Wacław Kuchar (Pogoń Lwów), Edmund Szyc (dziennikarz), Marian Einbacher (Warta Poznań), prof. Jan Weyssenhoff (kierownik ekipy), Leon Sperling (Cracovia), Stefan Loth I (rezerwowy, Polonia Warszawa), Artur Marczewski (Polonia Warszawa), Jan Loth II (Polonia Warszawa), Stanisław Mielech (Cracovia), dr Edward Cetnarowski (prezes PZPN), prof. Wacław Bubulski, Józef Kałuża (Cracovia), Henryk Leser (dziennikarz), Ludwik Gintel (Cracovia); klęczą od lewej: Zdzisław Styczeń (Cracovia), Tadeusz Cikowski (Cracovia), Tadeusz Synowiec (kapitan drużyny, Cracovia).
W drugiej połowie roku 1929 Pozsonyi ponownie zameldował się w Europie i tym razem objął zespół spadkowicza z najwyższej klasy rozgrywkowej Włoch, US Fiumana (Fiume to ówczesna, włoska nazwa obecnej chorwackiej Rijeki). Gdy spojrzymy na ów pierwszy, historyczny sezon włoskich rozgrywek gdy obowiązywał podział na Seria A i Serie B, to wśród 18 drużyn "drugiego frontu" aż siedem miało węgierskich trenerów – Poznosnyi nie był tu więc żadnym wyjątkiem.
Fiumana stanowi jednak prawdopodobnie największą porażkę w karierze trenerskiej Pozsonyiego – po pierwszej rundzie i rozegraniu 17 meczów zespół miał na koncie tylko 12 punktów; prawdopodobnie wówczas Pozsonyi odszedł (lub też został zdymisjonowany). W rundzie rewanżowej Fiumana zdobyła natomiast zaledwie tylko 5 punktów (do tego nałożono na nią karę minus jednego punktu) i na koniec rozgrywek zajęła ostatnie miejsce w Serie B, spadając do Premiere Division.
Oficjalne statystyki podają niekiedy, że Pozsonyi trenował zespół Fiumany do końca rozgrywek, a więc do czerwca 1930 roku – jest to jednak niemożliwe, bowiem wówczas Pozsonyi był już zupełnie gdzie indziej.
Fiume było ostatnim europejskim przystankiem w jego trenerskiej karierze – kolejne leżały już w Ameryce Północnej.
Pozsonyiego amerykański sen i... koszmar
Niepowodzenie nad Adriatykiem nie zachwiało pozycji Pozsonyiego w futbolowym świecie. Powrócił do Budapesztu, ale znów szybko porwał go wir kolejnej przygody. Pozsonyi potrafił działać szybko i łapać okazje w mig: tak było i tym razem.
Sławny węgierski napastnik po György Orth po ukończeniu kursów trenerskich właśnie sposobił się do objęcia posady szkoleniowca w meksykańskim Real Club España. Wówczas jednak otrzymał propozycję... prowadzenia reprezentacji Chile podczas pierwszych Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej, jakie miały się wkrótce rozpocząć w Urugwaju. Orth zrezygnował z objęcia klubu na rzecz kadry, natomiast do meksykańskiego kontraktu prawdopodobnie polecił inną byłą gwiazdę MTK i szkoleniowca o niepodważalnej renomie – Imre Pozsonyiego. Były opiekun "Pasów" zapewne udał się za ocean chętnie, bo – jak informował wiedeński "Sport-Tagblatt" – jego pensja w Mexico City wynosić miała 200 dolarów miesięcznie. Ponadto po sześciu miesiącach miał zagwarantowany mecz dodatkowy, z gwarantowanym przychodem w wysokości 2000 dolarów.
I choć Imre Pozsonyi poprowadził Real Club España do tytułu mistrzowskiego to dobra passa węgierskiego szkoleniowca w interesach miała się wkrótce zakończyć i to w sposób dość spektakularny przy okazji organizowanego przez niego tournée Hungarii (MTK).
Ujmując rzecz kolokwialnie: Pozsonyi przelicytował.
Hungaria została zakontraktowana na sześć meczów, do których Pozsonyi wykupił prawa. Niestety, dochód z owych spotkań okazał się zupełnie niezgodny z oczekiwaniami – w efekcie trener Pozsonyi stracić miał wiele tysięcy dolarów (precyzyjniejszych określeń brak), a bez strat nie obszedł się także klub z Budapesztu, któremu owe tournée przyniosło stratę rzędu 5000 dolarów.
Co ciekawe, podczas wyprawy do Meksyku Hungaria-MTK rozbiła wszystkie miejscowe drużyny, ale najbardziej bezlitośnie potraktowany został Real Club, który poniósł druzgocąca porażkę 0:10.
Po meksykańskiej słodko-gorzkiej przygodzie Imre Pozsonyi przeniósł się do Stanów Zjednoczonych i działał w żydowskim klubie o nazwie Hakoah (później znanym jako Brooklyn Hakoah, potem Hakoah All-Stars). W składzie zespołu wielu było znajomych Pozsonyiego z Węgier, między innymi: József Eisenhoffer, czy Béla Guttmann, a założycielami klubu byli głównie gracze wcześniej występujący w Hakoah Wiedeń, ale też i w MTK Budapeszt. W zespole Brooklyn Hakoah/ Hakoah All-Stars grał również były podopieczny Pozsonyiego Ujpestu, László Sternberg.
Hakoah nie był klubem, z którym można było wiązać swą przyszłość, bowiem zespół Hakoah wkrótce z uwagi na problemy organizacyjne i sporty o przyszłość ALF (American Football League) zawiesił swa działalność, a w roku 1933 przestał istnieć.
Sam Imre Pozsonyi też nie miewał się najlepiej. Wiosną 1932 roku zachorował na żółtą febrę. Poważna choroba zaowocowała informacjami w europejskiej prasie, że Imre Pozsonyi... nie żyje. Jak się okazało "pogłoska o jego śmierci była przesadzona", jednak w Polsce stała się ona wyjątkowo żywotna i trwała w najlepsze aż do bieżącego roku! Tymczasem Pozsonyi pokonał poważną chorobę i wrócił do zdrowia.
Czy była to pełnia zdrowia – można wątpić, bowiem w tym samym roku 1932 Imre zakończył swą trenerską karierę. Tym niemniej w październiku 1932 "Sport-Tagblatt" podawał, że Pozsonyi był obecny podczas obchodów trzydziestolecia historycznego, pierwszego meczu międzypaństwowego Austria-Węgry.
A zatem, po pierwsze: Pozsonyi nie umarł w kwietniu, czy maju 1932 w Nowym Jorku, po drugie: wątpliwe, aby cierpiał wówczas tak straszną biedę jak to przedstawiano, po trzecie zaś: na pewno nie był zapomniany.
Także w roku 1961 – w 60. rocznicę pierwszego (nieoficjalnego) meczu reprezentacji Węgier – jako ostatni żyjący członek tego zespołu otrzymał z WZPN telegram z pozdrowieniami. Publicznie wystąpił latem z okazji meczu drużyny narodowej Węgier z Austrią, a w listopadzie po raz ostatni wziął udział w obchodach 60-lecia WZPN.
Imre Pozsonyi zmarł 2 października 1963 roku i został pochowany na budapesztańskim cmentarzu Farkasréti.
Paweł Mazur "depesz"
Źródła: Wikipasy (w tym tekst Miklósa Mitrovitsa), Jonathan Wilson - "The Names Heard Long Ago: How the Golden Age of Hungarian Football Shaped the Modern Game", Dietrich Schulze-Marmeling - "Der FC Bayern und seine Juden: Aufstieg und Zerschlagung einer liberalen Fussballkultur", Ramon Spaaij " - Understanding Football Hooliganism : A comparison of Six Western European Football Clubs", Rec.Sport.Soccer Statistics Foundation, www.magyarfutball.hu, www.sportowefakty.pl (Maciej Kmita – "Z Cracovii do Barcelony. Polski ślad w stolicy Katalonii, o którym mało kto pamięta"), www.sport.onet.pl (Dariusz Dobek – "Zagadkowa śmierć trenera Polaków. Miał umrzeć w biedzie"), www.fra.wiki/wiki/Serie_B_1929-1930, wikipedia.de (w tym skany z gazet: "Sport-Tagblatt" oraz "Sport").
Komentarze
Zaloguj się lub załóż nowe konto.
Zaloguj się lub załóż nowe konto.