Terazpasy.pl / Publicystyka / Artykuły Teraz Pasy! / #PierwszyMistrzPolski: Imre Posznonyi - węgierski taktyk i jego architektura futbolu (cz. I)

#PierwszyMistrzPolski: Imre Posznonyi - węgierski taktyk i jego architektura futbolu (cz. I)

Jesza_Poszony_1921

Na koniec przedstawiania sylwetek Mistrzów Polski z roku 1921 pozostawiliśmy opowieść o ówczesnym trenerze "Pasów".

Imre Pozsonyi nie jest postacią nieznaną, zapomnianą – tego nie można napisać. Tyle, że historycy z innych krajów wydawali się być niestety w szczegółach życia Imre Pozsonyiego daleko przed Polakami, bowiem u nas przez całe dziesięciolecia powielane były na temat trenera mistrzowskiej drużyn Pasów (a także pierwszego trenera reprezentacji Polski!) informacje nieprawdziwe, niesprawdzone, a w każdym razie: błędne.

Dlatego właśnie z okazji stulecia Mistrzostwa Polski oraz stulecia pierwszego, historycznego meczu reprezentacji warto co nieco w tej sprawie "wyprostować". Na szczęście w ostatnich tygodniach Wikipasy zaktualizowały biogram trenera Pozsonyiego na podstawie wpisu pochodzącego z Węgier - jest on obecnie dużo bliższy prawdzie niż uprzednio.
Pozostało w nim jednak jeszcze kilka luk do wypełnienia, a także kilka interesujących szczegółów, o których wciąż nikt w Polsce nie napisał.

Jesza_Poszony_1921

Dla lepszej czytelności tekstu biogram trenera Pozsonyiego podzielimy na dwie części - okres do momentu odejścia z Cracovii oraz po nim. Dziś opublikujemy ten pierwszy fragment.

Zacznijmy od początku, a więc od daty urodzenia – tu już wypada zwrócić uwagę na pewien kłopot, który będzie nam wiernie towarzyszył przez cały tekst o mistrzowskim trenerze "Pasów". Kłopot polega na tym, że w historiografii Imre Pozsonyi... nawet datę urodzin ma podwójną.
I tak jedna z wersji głosi, że Pozsonyi urodził się 12 grudnia 1880 roku w Budapeszcie, druga – że jednak nie w Budapeszcie, tylko w leżącym około stu kilometrów na zachód od stolicy Węgier mieście Kisbér i nie w grudniu roku 1880, tylko 26 lutego 1882 (bardziej rozpowszechniona jest wersja pierwsza, co jednak nie musi oznaczać, że właśnie ona jest prawdziwa).
Ponadto imię "Imre", którym – przynajmniej na Węgrzech i w Polsce – posługiwał się Pozsonyi jest tylko zdrobnieniem pochodzącym imienia Emmerich (czyli Emeryk; polskojęzycznym zdrobnieniem mogłoby być "Emi"). W zależności jednak od kraju, czy kontynentu Pozsonyi występować może w tekstach źródłowych jako "Emmerich", "Emérico ", a nawet jako "Jesza Poszony".

Jest przy tym jeszcze pewien fakt niewątpliwy, a dotąd pomijany przez polskie notki biograficzne: jak podaje węgierski dziennikarz Miklós Mitrovits Imre Pozsonyi urodził się w zasymilowanej rodzinie żydowskiej.  Co więcej, była to rodzina majętna: Matka Imre, Cornélia, to wnuczką założyciela sławnej węgierskiej fabryki porcelany w Harend – Móryca Fishera – który w roku 1869 został obdarzony przez cesarza Franza Josefa tytułem szlacheckim; od tej pory zamiast nazwiska Fischer rodzina mogła się tytułować "von Farkasházy“, lub „Fisher de Farkashaz“.

To być może tłumaczy w pewnym zakresie łatwość nawiązwywania kontaktów i wrażenie, jakie rodził Pozsonyi - że znał każdego i wszędzie.

Pierwsze kroki w futbolu

Niezależnie od tego jaką datę urodzenia przyjmiemy za właściwą Imre Pozsonyi swoje pierwsze kroki jako piłkarz stawiał na przełomie XIX i XX wieku w budapesztańskim Magyar Úszó Egylet – klubie, którego pierwszoplanową działalnością sportową była sekcja... pływacka, zaś sekcja piłkarska miała w nim znaczenie drugorzędne. To właśnie jako zawodnik MÚE Pozsonyi wystąpił w pierwszych (nieoficjalnych) międzynarodowych spotkaniach reprezentach Węgier – rywalami były kluby angieleskie: 11 kwietnia 1901 Richmond AFC (porażka Węgrów 0:4), 12 kwietnia 1901 Surrey Wanderes (przegrana 1:5). Z kolei ze swym klubem Pozsonyi zdobył w roku 1902 wicemistrzostwo Węgier (w rozgrywkach wzięło udział pięć zespołów).

Latem 1902 roku Pozsonyi zmienił otoczenie, przywdziewając barwy lokalnego rywala – Magyar Testgyakorlók Köre, czyli MTK Budapeszt. Już jako piłkarz MTK wystąpił w pierwszym oficjalny meczu kadry Węgier – spotkaniu z Austrią w Wiedniu, rozegranym 12 października 1902 roku. Węgrzy przegrali sromotnie 0:5, lecz spotkanie sama inauguracja reprezentacji stanowiła dla nich kamień milowy w rozwoju futbolu.
Pozsonyi bardzo szybko został wybrany kapitanem MTK i wraz z tym zespołem w 1904 roku Imre triumfował w pierwszych rozgrywkach ligowych na Węgrzech.

Piłkarz, trener, sędzia, architekt

"Bardzo stylowy, dobrze główkował, potrafił prezentować efektowne zwody. Jeden z pionierów gry polegającej na wymianie dokładnych dolnych podań, współtwórca tzw. szkoły MTK. Po zakończeniu kariery piłkarskiej – trener w kraju i zaganicą" – pisał w swojej pracy wydanej z okazji stulecia Cracovii Andrzej Gowarzewski, cytując węgierską encyklopedię. I tu akurat pomyłki nie ma. Dalej jednak pojawiają się błędy chronologiczne, lub faktograficzne.

Przede wszystkim nic nie wskazuje na to, aby Pozsonyi przed rokiem 1921 był trenerem MTK Budapeszt. Był jednak jego kapitanem – w tym sensie tworzył on "szkołę MTK", w jakim Synowiec i Kałuża odpowiadali za kreację "stylu Cracovii". Tymczasem w notce Gowarzewskiego czytamy, że "poprzednio trenował MTK, który po nim przejęli [John Tait – przy. P.M.] Robertson i Jimmy Hogan". W jakiż to sposób miałoby nastąpić trudno dociec, bowiem Robertson był trenerem MTK w latach 1911-1913, zaś Hogan – w latach 1914-1921.

Prawdziwą historie Pozsonyiego poznajemy ponownie od węgierskich "bratanków": Pozsonyi w latach 1906–1911 (...) studiował architekturę w kraju i Stanach Zjednoczonych, a w 1911 r. uzyskał uprawnienia mistrza budowlanego. Następnie przeniósł się do Kaposvár, gdzie zaprojektował kilka budynków oraz zaangażował się w działalność lokalnej drużyny piłkarskiej jako piłkarz, trener i sędzia . Miklós Mitrovits twierdzi nawet, że Pozsonyi po zdaniu egzaminu piłkarskiego arbitra regularnie sędziował mecze w I lidze.

A więc jeśli już to nie MTK Budapeszt, tylko zespół z miasta odległego od stolicy Węgier o 180 kilometrów mógł trenować Pozsonyi w latach poprzedzających wybuch I Wojny Światowej. W czasie wojny z kolei Pozsonyi znalazł się w batalionie broniącym Twierdzy Przemyśl – trafił do niewoli i spędził kilka lat w rosyjskiej niewoli, a na Węgry wrócił dopiero w roku 1918.

Najciekawsza wydaje się jednak informacja o tym, że Pozsonyi był również i sędzią piłkarskim – być może jest w tym pewien klucz do tego, w jaki sposób węgierski szkoleniowiec trafił do Cracovii?

Mistrz, Mistrz Cracovia

W każdym bądź razie do "Pasów" zaangażowano Imre Pozsonyiego w marcu roku 1921. I była to decyzja, która okazała się "strzałem w dziesiątkę".

Cracovia była na przełomie roku 1920 i 1921 roku drużyną z bardzo mocnym "trzonem", wokół którego można było budować mocny zespół. O tym, że cały ten potencjał można było zepsuć złym treningiem, czy złym zarządzaniem zespołem najlepiej zaświadczyć może jednak przykład Pogoni Lwów, która bynajmniej nie dysponowała gorszym zespołem od "Pasów"i przed startem rozgrywki finałowej była upatrywana w roli faworyta.

Trener Pozsonyi mimo kilku trudnych do powetowania strat, jakich doznała Cracovia w roku 1921 – nie sposób pominąć tu tragicznej śmierci Antoniego Poznańskiego, uznawanego ówcześnie za jednego z najlepszych, o ile nie najlepszego polskiego futbolistę – zdołał zarządzić zespołem w optymalny sposób i uwypuklić wszystkie jego mocne strony.

cracovia-1921-puchar

O treningach Węgra piłkarze Cracovii wypowiadali się z dużym uznaniem. Jak wspominał go w swojej książce "Gole, faule i ofsajdy" Stanisław Mielech: Pozsony położył nacisk na kondycję fizyczną i na taktykę. Mówiono, że „Cracovię postawił na kółkach”, bo kazał nam biegać wkoło boiska. Piłki sam nie kopał. Wyszperaliśmy jednak, że grał w reprezentacji Węgier na pozycji środkowego pomocnika i to uratowało jego opinię w naszych oczach. Był znakomitym gimnastykiem i teoretykiem, znawcą stylu szkockiego, którego zawiłość umiał bardzo przystępnie tłumaczyć. Robił to nie na boisku, lecz w kawiarni Bizanca. Maczając palce w piwie wykreślał nam na blacie stolika pozycje zawodników i wyjaśniał, jak w danej pozycji należy zagrać, jak się ustawić, jak uwolnić od przeciwnika itp. Była to wspaniała szkoła taktyki.

Był też Pozsonyi niewątpliwym współtwórcą "szkoły krakowskiej", czy też jak kto woli "krakowskiej gry", stawiając na szybką i dokładną wymianę piłki, kombinacje oraz grę zespołową. Po pół roku pracy Pozsonyiego w Krakowie nikt nie miał wątpliwości, że Cracovia gra najlepszy futbol w Polsce, a styl przez nią prezentowany w pełni jest godzien Mistrza Polski.

Mielech efekty pracy Pozsonyiego przedstawiał w jednym z wydawnictw rocznicowych Cracovii w nieco szerszym kontekście i nieco bardziej obrazowo:
W Cracovii był wówczas klimat na futbal w wielkim stylu. Zawodnicy byli technicznie świetnie przygotowani przez Kożelucha, a drużyna dobrała się wyjątkowo, tworząc kolektyw talentów, płonących ambicją osiągnięcia mistrzowskiej formy. Pozsony w rozmowach z zawodnikami poddawał ich grę wnikliwej analizie, przepisując każdemu graczowi poszczególną „receptę" na trening. Ponieważ z analizami i uwagami Pozsony'ego trudno się było nie zgodzić, wnet uzyskał on wielki wpływ na zawodników. Gracze wzięli się do treningu według jego wskazówek a rezultaty wkrótce okazały się na boisku. Publiczność szybko zauważyła, że gra Cracovii stała się prostą i logiczną, że piłka krąży po ziemi od nogi do nogi dokładnymi podaniami jak na sznurku, a przeciwnik, ugania za nią po boisku i nie może jej dotknąć. Zmiany łącznika ze skrzydłowym i krótkie prostopadłe podania trójki środkowej połączone z wybieganiem na pozycje — były najczęstszą figurą kombinacyjną. Styl Cracovii wnet uzyskał sobie uznanie widowni, gdyż jednocześnie okazał się skutecznym. Krył bowiem w sobie niesamowitą siłę destrukcyjną i przeciwnik wzięty w tryby kombinacji Cracovii, zmuszony do daremnych startów po piłkę, męczył się szybko, a wykołowany zmianami pozycji przez zawodników biało-czerwonych, zaczynał popełniać błędy w kryciu i gubić się w grze.

System ten zwykle w drugiej połowie meczu święcił triumfy. Przeciwnik wymęczony krótkimi podaniami był u kresu sił, a wówczas atak Cracovii według zasady szkoły nie strzelał z daleka, lecz odprawiał uroczyste wjazdy do bramki przeciwnej drużyny.

Pozsonyi niewątpliwie pękał z dumy – Cracovia była jego pierwszym "trenerskim dzieckiem", była egzemplifikacja wszystkich spostrzeżeń i prawd futbolowych jakie obserwował na Węgrzech i jakie podpatrywał tam u szkoleniowców z Anglii oraz Szkocji. Sam piłkarzom "Pasów" przykazywał wprost, aby naśladowali styl MTK Budapeszt, z kolei na Węgrzech z dumą rozgłaszał, że "Cracovia jest nazywana polskim MTK".

Cracovia podbija Budapeszt (a przynajmniej serca jego mieszkańców) i otwiera drzwi reprezentacji

O tym jak Cracovia wypadała w starciu z "oryginalnym" MTK przekonać można się było już w październiku 1921 roku, gdy świeżo upieczony Mistrz Polski przyjechał do Budapesztu. Oczywistym jest, że za zorganizowaniem owego meczu stał właśnie Imre Pozsonyi. W meczu MTK – Cracovią padł sensacyjny remis, a druga z najmocniejszych węgierskich drużyn – FTC – pokonała "Pasy" zaledwie 1:0.
 
Jak szeroko opisują to polskie źródła te dwa mecze Cracovii "wyważyły drzwi" dla polskiej kadry, która zabiegała o znalezienie poważnego rywala do reprezentacyjnego debiutu. Rywalem tym mieli być pierwotnie Austriacy, jednak ostatecznie sprawa upadła. Z kolei Węgrzy, jedna z najlepszych ówcześnie drużyn narodowych Europy, wcale nie kwapili się do gry z Polakami, lekce sobie ważąc poziom polskiego futbolu.
Imre Pozsonyi i jego Cracovia swą październikową wizytą w węgierskiej stolicy zmienili tę niekorzystną opinię o polskim futbolu.

W tej sytuacji trudno było mieć komukolwiek wątpliwości co do tego kto powinien zasiąść na ławce reprezentacji Polski jako jej trener.

Reprezentacja Polski Budapeszt XII 1921

Foto: Budapeszt 18.12.1921. Reprezentacja Polski przed międzynarodowym debiutem. Stoją od lewej: Imre Pozsonyi  (trener, Cracovia), Wacław Kuchar (Pogoń Lwów), Edmund Szyc (dziennikarz), Marian Einbacher (Warta Poznań), prof. Jan Weyssenhoff (kierownik ekipy), Leon Sperling (Cracovia), Stefan Loth I (rezerwowy, Polonia Warszawa), Artur Marczewski (Polonia Warszawa), Jan Loth II (Polonia Warszawa), Stanisław Mielech (Cracovia), dr Edward Cetnarowski (prezes PZPN), prof. Wacław Bubulski, Józef Kałuża (Cracovia), Henryk Leser (dziennikarz), Ludwik Gintel (Cracovia); klęczą od lewej: Zdzisław Styczeń (Cracovia), Tadeusz Cikowski (Cracovia), Tadeusz Synowiec (kapitan drużyny, Cracovia).

Choć na grudniowy mecz reprezentacji Polski w Budapeszcie nie udało się przyciągnąć tłumów (8000 widzów – była to najniższa od wielu lat frekwencja na meczu reprezentacji Węgier i z całą pewnością miała na nią wpływ nie tylko kiepska pogoda; nota bene większą publiczność ściągnęła na stadion wizyta... Cracovii), to jednak samo rozegranie tego meczu było już sukcesem. A tym bardziej nieznaczna porażka 0:1 także Polakom nie przynosiła żadnego wstydu.

W kontekście tak pomyślnego rozwoju sytuacji oczekiwano, że w kolejnym sezonie Cracovii uda się obronić Mistrzostwo Polski. Ta sztuka się "Pasom" pod wodzą Pozsonyiego nie udała, choć ocena tego dlaczego się nie udała jest chyba jednak u historyków nieco niesprawiedliwa.
Prawdą jest, że w drugim roku swojej pracy w drużynie coraz więcej było problemów z dyscypliną. Coraz częściej niedomagał Kałuża, podobnie jak Mielech, który zresztą znacznie już "obniżył loty", zespół stracił kolejnego ważnego gracza – Kotapkę. Warunki pracy Pozsonyiego stawały się z każdym miesiącem trudniejsze, powoli zaczynały dawać o sobie znać wzbierające konflikty wewnątrz krakowskiego środowiska piłkarskiego. Derbowa walka przenosiła się z boiska także na łamy prasy i można odnieść wrażenie, że z tego tytułu Węgier też coraz częściej "dostawał rykoszetem", piętnowany szczególnie ostro za swoje geszefciarskie zajęcia, które - zdaniem wielce w materii futbolowej obytych dziennikarzy - niczego dobrego klubowi i sportowi polskiemu nie przynosiły (ten temat poruszymy jeszcze w dalszej części) .

Ostatecznie jednak warto pamiętać, że o odpadnięciu w półfinałowej rywalizacji o tytuł z Pogonią Lwów (późniejszym Mistrzem Polski) zadecydował jeden gol. Po tej porażce, we wrześniu 1922 roku, Imre Pozsonyi opuścił Cracovię.

W październiku roku 1922 wrócił do ojczyzny i trenował krótko zespół beniaminka węgierskiej I ligi, budapesztański Zuglói Athletikai Club. Już w grudniu został jednak asystentem legendarnego trenera FC Barcelona, Jacka Greenwella.

Ale o tym, jak również o wielu nierozgłaszanych dotąd w Polsce perypetiach węgierskiego internacjonała, opowiemy już w drugim odcinku dotyczącym Imre Pozsonyiego.

Paweł Mazur "depesz" 

 Artykuł powstał przy wykorzystaniu materiałów i zdjęć opublikowanych na portalach: WikiPasy.pl (w tym skanów z gazet: "Czas", "Przegląd Sportowy", "Tygodnik Sportowy", "Ilustrowany Kuryer Codzienny", a także tekstu tekst Miklósa Mitrovitsa), sprtowefakty.wp.pl. (Maciej Kmita - "Z Cracovii do Barcelony. Polski ślad w stolicy Katalonii, o którym mało kto pamięta"), a także książki: Kolekcja Klubów - tom 10: CRACOVIA; sto lat prawdziwej historii – Andrzej Gowarzewski, Grzegorz M. Nowak, Lidia Bożena Szmel.

Komentarze

Zaloguj się lub załóż nowe konto.

Zaloguj się lub załóż nowe konto.

Komentarze

Przed sezonem myślałem, że miejsce 10-12 to będzie spokojnie. Przecież na papierze mamy...
to bedziemy na IV lige chodzic, tylko niech przywroca chlopa z obwarzankami na trybunie;)
post:
Prezes
I to jest bardzo słuszna koncepcja, bo pierdolenie bez sensu w obecnej chwili jest niep...
Dziękujemy Prezesowi Drożdżowi za umiejętne motywowanie przeciwników przed meczem...A p...
czarny scenariusz: Trzeba zabrac pieniadze pilkarzom, isc do Urbana prosic na k...
Analizując układ ostatnich 7 kolejek i oceniając szansę na utrzymanie porażka z Puszczą...
Najgorsze jest to, że jakby popatrzeć na tą kolejkę to graliśmy najgorszą piłkę z druży...
Dziś Warta Poznań rozdała wszystkie karty... Pieczętując tym samym - Naszym zawodnikom...
celowo ich nie wymienilem. ten mecz juz mysle nie bedzie miec znaczenia
Właśnie to jest u nas typowe. Wieczne straty punktów z bezpośrednimi rywalami i od czas...
Wiedziałem, że to nie będzie łatwy mecz, a Puszcza będzie zdeterminowana z różnych wzgl...
post:
Mecz....
Zostały mecze z drużynami walczącymi o puchary i na koniec ze spadkowiczem Ruchem....
Wygramy z silniejszym zespołem, to potem zaraz porażka z teoretycznie słabszym. Nie jes...
Panie Trenerze gratulacje dla Puszczy to nie wszystko, zgadza się byli zdeterminowani.....
post:
Trahedia
Grać wypożyczonymi ,którzy będą chcieli się ograć i pokazać w lidze .
zmiany na Lecha, Jaroszynski za Olofsona. Rozga za Makucha, ( tego goscia nie chce wi...
Jeszcze Ruch.
Najwyższy transfer Puszczy przed tym sezonem, Poczobut ze Stali Rzeszów za 34 tyś euro....
post:
Trahedia
i z zadna 11 na 11
Niestety ,poza Kalmanem tpo większość transferów nie wypaliło.Najwiekszym błędem teraz...
Jeżeli nie wygrywa się żadnego meczu z drużynami zagrożonymi ,czyli meczami o 6 pktow ....
dobranoc wszystkim
Ruch i raczej ŁKS już są w 1 lidze natomiast trzecią drużyną do spadku jest niestety Cr...
Ten pseudo piłkarz nie umie podać celnie
Czy nikt nie widzi że to drzewo do kurwy nędzy!!!!