#PierwszyMistrzPolski: ŁKS Łódź – Cracovia 0:4 (0:1) Pasiacy wzbudzają entuzjazm w Łodzi
Cracovia była w Łodzi entuzjastycznie witana przez miejscowych kibiców; tak jak wcześniej przybycie drużyny z Krakowa było sensacją w Warszawie, czy w Poznaniu, tak też zelektryzowało Łódź.
Mecz rewanżowy pomiędzy zespołami ŁKS-u i Cracovii, jaki w 8. kolejce finałów Mistrzostw Polski rozgrywano 16 października 1921 roku w Łodzi w istocie nie dawał żadnej szansy do rewanżu. Łodzianie byli wciąż najsłabszym w stawce zespołem i choć w poprzednim meczu z Wartą Poznań udało im się wydrzeć w końcu jakiś punkt (remis 3:3) nie było żadnej wątpliwości, że Cracovia przyjeżdża do miasta włókniarzy by bezdyskusyjnie rozbić ŁKS.
Na boisku przy ulicy Srebrzyńskiej pojawiło się tego dnia około 4000 widzów, a więc frekwencja ta była – co odnotowała prasa – jak na stosunki łódzkie, rekordowa . Co więcej, Cracovia była w Łodzi entuzjastycznie witana przez miejscowych kibiców; tak jak wcześniej przybycie drużyny z Krakowa było sensacją w Warszawie, czy w Poznaniu, tak też zelektryzowało Łódź.
Samo spotkanie, co nie wydaje się dziwne, nie wiązało się z żadną "wielką historią".
Jedynie w pierwszej części meczu ŁKS-iacy dotrzymywali kroku Cracovii. Przez całe 30 m. gra toczy się żywem tempem na obu połowach.
Nie jest to jednak o dziwo gra jednostronna, bo przynajmniej w tym fragmencie ŁKS mimo że ma wiatr przeciw sobie, podchodzi dość często pod bramkę przeciwnika i długo broni się umiejętnie i skutecznie.
Sytuacja zmienia się zasadniczo, gdy w 32 min. z winy obrońcy Ł. K. S. Piotrowskiego, który tego dnia nadzwyczaj słabo grał, uzyskuje Kotapka pierwszą bramkę
.
Po przerwie Cracovia dominowała już bezwzględnie, a gospodarze prócz kilku nielicznych wypadów (...) są w defensywie. Cracovia zdobywa dalsze trzy bramki, a to w 15 min. przez Kotapkę z kombinacji Mielech-Kałuża-Kotapka, a dwie ostatnie w 25 i 34 min. z rzutów karnych (za uderzenie piłki ręką), strzelonych przez Kotapkę i Gintla.
"Przegląd Sportowy" informuje, że Ł. K. S. miał przez cały czas gry tylko dwie sposobności do zrobienia bramki: przed pauzą przez Langego, i w drugiej połowie przez Kowalskiego (24 min.).
Dodatkowo zauważa, że choć ostatnie 10 minut gra Cracovia bez Mielecha, (...) to atakuje do końca.
W przekroju całego meczu "Przegląd Sportowy" oceniał Cracovię w następujący sposób: drużyna krakowska wystąpiła bez Sperlinga, którego zastąpił Nowak (z juniorów), gracz technicznie dobry, lecz jeszcze bardzo słaby. Reszta wprost wspaniała. Podziwiać można było rutynę i ekonomię sił u tych wytrawnych graczy. Były momenty, zwłaszcza po pauzie, że każdy z nich pracował za dwóch, a zdawało się, że prawie stoi w miejscu. Ponieważ wszyscy posiadają znakomitą technikę, a przeciwnik nigdy nie wie, gdzie padnie piłka po stopingu i komu będzie podaną, przeto gracze łódzcy musieli bieganiem nadrabiać swe braki. Najsłabszą częścią Cracovii była lewa strona ataku; dlatego wszystkie prawie swe akcje przeprowadzała prawą stroną, co jej szło tym łatwiej, że lewy pomocnik Ł. K. S trzymał się zanadto w środku (taktyczny błąd) i nie obstawiał wcale Mielecha.
Łódzki hat-trick Kotapki, który w finałach mistrzostw opuścił dwa z wcześniejszych siedmiu meczów, spowodował, że w błyskawicznym tempie prawie dogonił on gonić Kałużę w klasyfikacji strzelców: na dwie kolejki przed końcem Kałuża miał na koncie 5 goli, zaś Kotapka 4. Gdyby nie przestrzelony karny Bolka w pierwszej kolejce, gdyby nie dwie wymuszone problemami zdrowotnymi pauzy – kolejność ta mogła być inna, ale i bez tego Kotapka depcze po piętach starszemu koledze. Nie jest to zresztą jego ostatnie słowo w tym wewnątrzklubowym, przyjacielskim pojedynku.
Podobnie jak po meczu z ŁKS-em wygranym w Krakowie 7:1 znaleźli się tacy, którzy nie byli w pełni usatysfakcjonowani; "Tygodnik Sportowy" ponownie wymagał od Cracovii więcej.
W pierwszym przypadku gazeta krytykowała zupełną niedyspozycję strzelecką trójki ataku (przy wyniku 7:1), w drugim pisał: jak widać z rezultatu, Cracovia nie bardzo się popisała, mały ten jednak stosunkowo rezultat [4:0 – przyp. P.M.] przypisać należy nadzwyczaj ofiarnej grze Ł. K. S. który tego dnia przewyższył siebie.
Tego rodzaju "żale" brzmią tym zabawniej, że żaden inny zespół w dwumeczu nie zaaplikował ŁKS-owi tak pokaźnej dawki goli jak Cracovia – 11:1! (w przypadku Pogoni było to 8:1, przypadku Polonii 7:1, a u Warty zaledwie 5:4).
Trudno więc powiedzieć co mogłoby zaspokoić apetyt goli u redaktora "Tygodnika Sportowego".
Gazety zgadzały się jednak, że ŁKS w starciu z Cracovią wzniósł się na swe wyżyny i, jak oceniał "Przegląd Sportowy", miał swój najlepszy dzień w obecnym roku. W relacji "PS" pisano dalej: takiej ambicji i pracowitości w całej drużynie nie widzieliśmy nigdy dotychczas. Atak pracował w ramach swej umiejętności dobrze - przyczem lewa strona była znacznie lepszą od prawej. Pomoc, zwłaszcza środkowy Otto, najlepszy jak zwykle w drużynie, pracowała niezmordowanie. Piotrowski w obronie unicestwił wiele niebezpiecznych ataków; miał tylko to nieszczęście, że z jego poniekąd wini Cracovia zdobyła 2 bramki. Bramkarz nie zepsuł niczego.
Suma summarum obie strony wyszły więc z tego starcia z twarzą: ŁKS spisał się godnie, Cracovia bez większych trudów zdobyła dwa punkty, a przy tym zgromadzeni tak licznie łódzcy kibice obejrzeli znakomitą grę popartą wolą walki jednych i drugich.
Na dwie kolejki przed końcem Cracovia miała na koncie 11 punktów, zaś warszawska Polonia 8. Remis w kolejnym meczu z Wartą u siebie dawał Pasiakom tytuł mistrzowski. Ale trener Imre Pozsonyi i jego podopieczni nie zamierzali po raz kolejny dzielić się punktami z drużyną z Poznania – mistrzostwo miało do Cracovii trafić "z przytupem".
Paweł Mazur "depesz"
Artykuł powstał przy wykorzystaniu materiałów opublikowanych na portalu WikiPasy.pl, zwłaszcza zaś fotokopii relacji prasowych z gazet: "Przegląd Sportowy", "Tygodnik Sportowy".
Komentarze
Zaloguj się lub załóż nowe konto.
Zaloguj się lub załóż nowe konto.