Wojna bez wybuchów
Trener gospodarzy Stefan Majewski mówił przed meczem, iż brak zawieszonych za nadmiar kartek piłkarzy Wisły nie wpłynie negatywnie na postawę gości. Nie miał racji. A może celowo i z premedytacją chciał ukryć to, co wiedział o przeciwnikach?
We wszystkich przypadkach pomylił się i to znacznie. Marek Zieńczuk (na boisku zamiast Marcina Baszczyńskiego), Piotr Brożek (za Jakuba Błaszczykowskiego) i Tomasz Dawidowski (w zastępstwie Jeana Paulisty) przystosowali się do gry reszty kolegów w czerwonych koszulkach i zagrali bez pomysłu, ikry i wiary w zwycięstwo.
Bez Błaszczykowskiego z prawej strony Wisła początkowo nie istniała. Mało tego, bo również z lewej flanki podopiecznym Kazimierza Moskala nic nie wychodziło. A żeby było ciekawiej, boczne sektory obronne ?Białej Gwiazdy? w ogóle nie radziły sobie z ofensywnie usposobioną Cracovią.
Piłkarze Majewskiego z niebywałą łatwością zamykali gości w polu karnym. Nawałnica z pierwszej połowy trwałaby zapewne aż do przerwy, gdyby nie pomoc... policji, która awanturujących się na trybunach kibiców potraktowała gazem łzawiącym. Swoje zrobił też wiatr, który opary toksycznej substancji zwiał na boisko. Zapłakany arbiter Jacek Granat przerwał na kilka minut spotkanie.
Jedynym, którego w newralgicznym momencie gaz nie powalił z nóg, był Jacek Wiśniewski, który z niewzruszoną i zarazem uśmiechniętą twarzą próbował uspokoić krewkich fanów. Autorytet zadziałał na tyle skutecznie, że po chwili mecz został wznowiony. Problem w tym, że to chyba gaz odebrał zawodnikom ochotę do walki. Już do końca.
Derby pokazały, iż Dawidowskiemu sporo jeszcze brakuje do brazylijskiej finezji Jeana Paulisty. Już w pierwszych minutach ten były snajper Amiki mógł, a nawet powinien dać prowadzenie gościom. Co zrobił jednak Dawidowski? Mniej więcej z trzech metrów haniebnie spudłował. ? Piłka trochę za szybko leciała ? skomentował zupełnie na poważnie piłkarz. Na szczęście szybko dodał. ? Fakt ten nie usprawiedliwia mnie, bo to powinien być gol.
Warto dodać, że napastnik miał przed sobą pustą bramkę, ponieważ Marcin Cabaj z niewiadomych względów twardo pilnował bliższego słupka, a akcja rozgrywana była kilka metrów dalej.
Po przerwie Dawidowski nie mógł już niczego sobie zarzucić, bo zastąpił go Marek Penksa. Jednak Słowak nie był w stanie rozruszać ataku gości. Próbował zrobić to Jacob Burns, ale jego ładny strzał z pierwszej piłki z dystansu wyłapał Cabaj. Kilka minut później w podobnym stylu uderzał Paweł Nowak. Wprost w Emiliana Dolhę.
Ale nie tylko Majewski nie miał racji. Napastnik Cracovii Piotr Bania zapowiadał, iż zapewne nie zagra od pierwszego gwizdka zędziego, jednak wejdzie w drugiej części spotkania i odegra znaczącą rolę. Wszedł, ale tej roli nie odegrał.
Z kolei trenerzy Wisły przed meczem dużo uwagi poświęcili ćwiczeniom taktycznym, które częściowo przerwały fatalne warunki pogodowe. We wczorajszym spotkaniu dało się zauważyć skutki ulewy. ?Biała Gwiazda? nie potrafiła płynnie rozegrać piłki, a zagrożenie pod bramką Cracovii wynikało przede wszystkim z przypadku, a później błędów obrońców gospodarzy. Tylko raz, już w doliczonym czasie gry, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Paweł Brożek był naprawdę bliski rozstrzygnięcia losów spotkania.
Marcin Bojarski śmiało twierdził, iż w ?Świętej Wojnie? kości piłkarzy będą trzeszczały, a przez szaloną walkę na boisku może polać się krew. Rzeczywistość nie okazała się tak brutalna, choć początkowo wydawało się, iż piłkarze obu drużyn mocno wzięli do serca słowa Bojarskiego. Najpierw, już po gwizdku sędziego, Arkadiusz Baran ostro wszedł w Dawidowskiego, a ten, po tym jak chwilę poskręcał się z bólu, zrewanżował się rywalowi.
Kiedy piłkarze na chwilę uspokoili nerwy, sygnał do bezpardonowych ataków dał Mauro Cantoro. W efekcie w zaledwie w cztery minuty arbiter pokazał trzy żółte kartki. To uspokoiło atmosferę i na szczęście krew się nie polała.
Komentarze
Zaloguj się lub załóż nowe konto.
Zaloguj się lub załóż nowe konto.