Marcin Cabaj: - Życie, takie prawdziwe, jest chyba gdzie indziej
- Tego uczucia, gdy bierze się na ręce swoje dziecko, nie da się porównać do żadnej innej emocji, którą znałem wcześniej - mówi bramkarz Cracovii Marcin Cabaj , od kilku dni ojciec Natalki.
Piłkarze Cracovii mieli wczoraj wolny dzień, ale tylko od futbolu. Marcin Cabaj miał na głowie całkiem sporo obowiązków, właśnie uczy się bycia tatą kilkudniowej Natalki. Rad udzielają mu bardziej w tym temacie doświadczeni koledzy z drużyny - Paweł Nowak i Michał Karwan. Jednego nie trzeba się bać - młody tata może spokojnie brać małą na ręce, bo co jak co, ale chwyt to ma pewny, bramkarski.
- Córka z żoną od niedzieli są w domu. Nie mogłem ich odebrać ze szpitala, bo akurat graliśmy z Polonią Warszawa, ale wcześniej towarzyszyłem żonie przy porodzie. Trener zwolnił mnie w ubiegły czwartek ze zgrupowania w Zakopanem i mogłem być przy żonie w szpitalu. - zdradza Marcin Cabaj. - Córeczka urodziła się przez cesarskie cięcie, chwilę po nim miałem ją na rękach. Nie bałem się jej wziąć, ale zrobiłem to z dużą ostrożnością. Tego uczucia, gdy bierze się na ręce swoje dziecko, nie da się porównać do żadnej innej emocji, którą znałem wcześniej - radości ze zwycięskiego meczu czy awansu do wyższej ligi. To coś naprawdę niepowtarzalnego.
- Poczuł Pan też, że oto spada na Pana odpowiedzialność nieporównywalana do innych i to na całe życie?
- Tak, i od kilku dni towarzyszy mi ta świadomość odpowiedzialności i za żonę, i córeczkę. Mam też takie poczucie, że może za bardzo poważnie traktujemy różne inne sprawy w życiu, nawet tę piłkę, a życie, takie prawdziwe, jest chyba gdzie indziej.
- Pobierał Pan nauki w szkole rodzenia, żeby wiedzieć jak się maleństwem opiekować?
- Niestety nie, zajęcia były akurat w porze treningów, żona chodziła tam sama i mnie doszkalała. Teraz też Kasia podpowiada mi, co mam robić, gdy kąpiemy małą albo przewijamy. Pomagają nam też obie mamy, moja Janina i Kasi - Danuta. Bardzo się cieszą z wnuczki.
- A Pan nie wolałby chłopca, byłby piłkarzem?
- O nie, bardzo się cieszę z dziewczynki. Imię dla niej wybrała żona, bo umówiliśmy się, że ona wybiera dla dziewczynki, a ja dla chłopca. Dziewczynki wprowadzają spokój w miejsca, gdzie się pojawiają. Potrzebujemy go teraz i w domu, i na boisku. Śmieję się, że Natalka będzie tenisistką. Czemu? Bo jeśli wybierze sport, to najlepszy jest indywidualny, gdzie wyniki nie są uzależnione od gry innych, samemu się za nie odpowiada.
- Chyba nie przemawia przez Pana jakaś osobista gorycz...
- Nie, nie, ja bym piłki na nic nie zamienił, chociaż gram na niewdzięcznej pozycji. Lepiej być napastnikiem i nie mieć takiej odpowiedzialności jak bramkarz. Błąd napastnika nie jest tak rozliczany jak błąd bramkarza, to pozycja dla tych, którzy lubią duże ryzyko.
- Koledzy z drużyny, którzy wcześniej zostali ojcami, udzielają Panu rad?
- Moi profesorowie w tej sprawie to Paweł Nowak i Michał Karwan, często z nimi rozmawiam np. o tym, co zrobić, żeby dziecko lepiej spało. Byliśmy z małą na badaniach kontrolnych i spała po nich 4 godziny, a w domu już po 1,5 godzinie się budzi. Koledzy potwierdzają, że świeże powietrze dobrze robi dziecku.
- Jak się Panu teraz uda skoncentrować na obowiązkach sportowych przy nowych domowych?
- Żona wie jak ważną częścią mojego życia jest piłka i jak zależy mi na tym, żeby Cracovia utrzymała się w ekstraklasie, dlatego zwalnia mnie z wielu obowiązków. Mamy, które nam pomagają też wiedzą, że nie lenię się, nie siedzę przed komputerem, tylko mam zawodowe sprawy na głowie. Dlatego na przykład żona z córeczką śpią w oddzielnym pokoju, specjalnie dla nich przygotowanym, a ja zaglądam tam tylko raz w nocy, nie budzi mnie płacz dziecka. Wszyscy mówią, że najważniejsze dla sportowca, żeby się dobrze wysypiać.
- Do zakończenia rozgrywek zostały cztery kolejki, Cracovia musi wygrać wszystkie mecze i liczyć na dobre dla niej rozstrzygnięcia innych spotkań. Szczególnie Pan nie może sobie pozwolić na dekoncentrację.
- W tabeli zrobił się niesamowity kocioł. Pięć, sześć, a nawet osiem zespołów nie może być pewnych swoich losów, będą się ważyły do ostatniej kolejki. Nawet ci, którym się wydawało, że są już spokojni, po jednej porażce znów nie mogą być tego pewni. To dla nas dobrze, że aż tyle zespołów musi do końca walczyć.
- Cały wywiad - W pewnych rękach taty - w Dzienniku Polskim
Rozmawiała: Małgorzata Syrda-Śliwa - Dziennik Polski
Fot. Biś
Komentarze
Zaloguj się lub załóż nowe konto.
Zaloguj się lub załóż nowe konto.
Podwójne Gratulacje!
MMM
15:24 / 06.05.09
Zaloguj aby komentować