Anatomia upadku Cracovii
"Pasy" na skraj przepaści pchnął nie tylko Majewski. Filipiakowi brakuje dobrego pomysłu na klub.
Można mówić, że Cracovia zajęła przedostatnie miejsce w ekstraklasie (słowo "spadek" uprawomocni się lub nie dopiero po wyjaśnieniu zamieszania z licencją dla ŁKS Łódź) w wyniku splotu nieszczęśliwych okoliczności; to uprawniona teza. Do bezpiecznej strefy zabrakło rzeczywiście niewiele. Może jednego gola więcej, może jednego sędziowskiego błędu mniej. Nie wszystko jednak da się wytłumaczyć pechem i pomyłkami arbitrów.
.
.
"Pasy" nie przez przypadek bowiem zaplątały się w morderczy wyścig najsłabszych drużyn. W klubie zmarnowano ostatnie lata i mimo inwestowania sporych środków zbudowano drużynę pozbawioną charyzmy, stylu i indywidualności. Drużynę pozornie mocną personalnie, ale niegotową na wyzwania nawet w tak słabej lidze jak nasza. Słowem - drużynę nijaką.
Niektórzy, tak jak Marcin Bojarski, były piłkarz Cracovii, nie mają wątpliwości, kogo obarczyć winą za doprowadzenie zespołu do zapaści. Bez wahania wskazują byłego trenera Stefana Majewskiego. To jednak tylko część prawdy. Odpowiedzialność za obecną sytuację ponosi więcej osób.
To fakt, że "Doktor" okazał się szkoleniowcem dobrym na krótkim dystansie, bo z czasem złamał drużynie kręgosłup, skłócił ją i prowadził ku powolnej ruinie. Trudno jednak sobie wyobrazić, by na swoje personalne eksperymenty i koszarowe metody pracy nie miał przyzwolenia zarządu klubu. Zaufaniem prezesa Janusza Filipiaka cieszył się aż przez dwa lata. Wspólnie realizowali groteskową politykę "produkcji piłkarzy netto" i pozbywali się cennych dla zespołu zawodników.
Trenera Artura Płatka nie wolno wieszać na szubienicy obok Majewskiego, ale fakt jest faktem, że dostał zimą siedmiu nowych zawodników i zrobił z nich per saldo lichy użytek. Wiosną pokazał przede wszystkim, że jest niedoświadczonym trenerem. Przed startem rundy wyśmiał pytanie o sposoby, jakimi podczas przygotowań starał się integrować przebudowywany zespół, by po trzech miesiącach odkryć psychologiczną moc kształtowania relacji w drużynie na torze wspinaczkowym podczas ratunkowego zgrupowania w Zakopanem i z entuzjazmem o tym opowiadał.
Ma cechę, bez której urodził się Majewski, bo potrafi dogadać się z zawodnikami, ale wiosną stanowczo zbyt często zachowywał się jak kompulsywny hazardzista, który mimo wielkiego ryzyka i wbrew logice podbija stawkę. Potrafił zafascynować się własnym pomysłem i z uporem godnym lepszej sprawy dążył do jego realizacji. Najbardziej opłakane skutki przyniosło to w Warszawie, gdzie ni stąd, ni zowąd wstawił do składu młodego Karola Kostrubałę i zagrał bez defensywnych pomocników. Legia wygrała 4:0.
Największym problemem Cracovii nie był jednak wcale nietrafiony wybór trenerów. Sprawę pokpiono głównie tym, że przez pięć lat, czyli od chwili powrotu "Pasów" do ekstraklasy, nie stworzono w klubie profesjonalnego pionu sportowego, odpowiedzialnego za kształtowanie polityki klubu.
Dyrektorzy sportowi byli figurantami pozbawionymi możliwości podejmowania decyzji, a prawo cenzorowania, a często inspirowania ruchów kadrowych oraz oceniania pracy trenerów zastrzegli dla siebie profesor dr habilitowany w zakresie nauk technicznych (Filipiak) i absolwent Akademii Ekonomicznej (strażnik klubowych finansów wiceprezes Jakub Tabisz).
Niechęć właściciela ComArchu do współdzielenia się rządami można tłumaczyć dwojako. Z jednej strony jako rzutki biznesmen, który w pojedynkę stworzył wielką firmę, po prostu do tego nie przywykł. Z drugiej - ma ograniczone zaufanie, co akurat zrozumieć nietrudno, do piłkarskiego środowiska, słabo je zna i nie wie, na kogo mógłby postawić. To jednak wcale nie wyjaśnia, dlaczego próba przebudowania klubowych struktur w ogóle nie została podjęta.
Skutek jest taki, że polityka Cracovii jest potwornie niespójna, epileptyczna, a postronni obserwatorzy mogą mieć wrażenie, że kreuje ją piłkarski menedżer Jarosław Kołakowski. To on stał za sześcioma z siedmiu transferów przeprowadzonych zimą (wyjątkiem był wypożyczony z Miedzi Legnica Damian Misan, którego reprezentuje Bartłomiej Bolek), a kolejny przygotował (Jakub Grzegorzewski z Górnika Łęczna pod Wawel ma przenieść się latem). We wzmocnienia zaangażowano spore środki i dziś już wiadomo, że wyrzucono je w błoto.
Do Kołakowskiego trudno mieć o to pretensje. Z natury rzeczy jego interesy nie zawsze są tożsame z interesami klubu. On jest komiwojażerem, obwoźnym sprzedawcą piłkarzy różnej jakości, którym w zamian za prowizję obiecuje znalezienie dobrze płatnej pracy. I robi to - przyznajmy - skutecznie.
"Pasy" współpracują z nim od kilku lat i wychodzą na tym raz lepiej (Dariusz Pawlusiński, Piotr Polczak, Bartosz Ślusarski), raz gorzej (Maciej Murawski, Łukasz Mierzejewski), a najczęściej bez euforii (Łukasz Tupalski, Łukasz Derbich, Dariusz Kłus, Paweł Sasin).
Takie kupowanie w hurcie nie ma jednak nic wspólnego ze zrównoważoną i harmonijną poprawą wartości zespołu. Tym bardziej że za niewielką część pieniędzy zmarnowanych na prowizje i kosztowne transfery można by zatrudnić ludzi, którzy dostrzegliby, że choćby w położonej nieopodal Wieliczce gra kilku niezłych piłkarzy.
Takich, którzy nie będą ustępować poziomem większości sprowadzanych za ciężkie pieniądze zawodników, a być może szybko ich przerosną, dorównując klasie kiedyś sobie podobnym: Piotrowi Gizie, Pawłowi Nowakowi, Łukaszowi Skrzyńskiemu, czy Marcinowi Cabajowi.
Cracovia idealnie nadaje się na klub, który żywi się wychowankami i utalentowanymi piłkarzami z regionu. Taki model byłby zresztą zbieżny z założeniami wizerunkowymi ComArchu, a przy okazji z interesem małopolskiego futbolu. Nierealne? Toż właśnie tak skonstruowana z grubsza drużyna "Pasów" awansowała pięć lat temu do ekstraklasy i próbowała siać w niej postrach od Reymonta po Łazienkowską! A teraz - o ironio - z ligi spuściła ją grupa o niebo lepiej wynagradzanych najemników.
Jeśli jednak Filipiak chciałby wrócić do tamtego wzorca, to nie może po raz kolejny li tylko rzucić hasła "produkujemy piłkarzy netto" i czekać na zbiory z nieistniejącego sadu. Musi stworzyć w klubie nowe struktury, zatrudnić dyrektora sportowego z prawdziwego zdarzenia i kilku ludzi mu do pomocy, rozszerzyć szkolenie młodzieży i opiekujący się nią sztab trenerski, zbudować siatkę skautów, współpracować z klubami z południa Polski, etc., etc. Dopiero wtedy Cracovia będzie blisko profesjonalnych standardów.
Dziś przynajmniej już wiemy, że klub może wrócić do I ligi, ponieważ organizacyjnie nigdy z niej nie wyszedł.
Przemysław Franczak - POLSKA Gazeta Krakowska
Fot. Crac
Komentarze
Zaloguj się lub załóż nowe konto.
Zaloguj się lub załóż nowe konto.
Prawdziwy powód spadku jest następujący:
aloszka karamazow
00:06 / 04.06.09
Zaloguj aby komentować