Terazpasy.pl / Publicystyka / Artykuły Teraz Pasy! / #TerazWywiad: Marek Baster: Kolegów mieć zawsze w GPS-ie

#TerazWywiad: Marek Baster: Kolegów mieć zawsze w GPS-ie

2004-10-03_Wisla_Krakow-Cracovia_2b-022_Baster

- Można powiedzieć, że nasza wspólna bieda nas łączyła, ale atmosfera... Atmosferę w tamtej Cracovii akurat pamiętam doskonale i trzeba przyznać, że była dobra. Powiem tak: Edek Kowalik to był człowiek nie do zastąpienia w tamtych czasach i teraz pewnie też by się przydał – mówi były piłkarz Cracovii MAREK BASTER  w rozmowie z red. Pawłem Mazurem .

Marek Baster - ur. 11.06.1976 r. w Krakowie, wychowanek Tramwaju Kraków, Boiskowy pseudonim: "Basterek". Występował w Cracovii w latach 1998-2001 oraz ponownie w latach 2003-2007 roku; początkowo jako skrzydłowy, lub ofensywny pomocnik, w późniejszych latach także jako boczny obrońca. W barwach "Pasów" rozegrał łącznie 189 oficjalnych meczów (ligowych, pucharowych, barażowych), zdobywając 13 goli. Na szczeblu Ekstraklasy: 39 meczów, bez gola (wszystkie gry w barwach Cracovii). W swej karierze piłkarskiej reprezentował także barwy: Pogoni Miechów, Sparty Kazimierza Wielka, Stali Stalowa Wola, Arki Gdynia, Czarnych Żagań oraz MZKS Alwernia.

2004-10-03_Wisla_Krakow-Cracovia_2b-022_Baster

- Trafiłeś po raz pierwszy do Cracovii w wieku 22 lat. Debiutowałeś w barwach „Pasów” tuż po spadku z II do III ligi, gdy kibice mieli wprawdzie ogromne oczekiwania i chcieli od razu powrotu do II ligi, ale „rzeczywistość skrzeczała”. W zasadzie po kilku tygodniach był już pierwszy protest ze strony drużyny, bo graliście praktycznie bez pensji.

- Tak było, ale... Ja muszę powiedzieć, że nie mam takiej głowy do faktów, a tym bardziej do chronologii, jak niektórzy moi koledzy – na przykład jak Łukasz Skrzyński, który ma pamięć absolutną i pamięta wszystkie mecze. Tymczasem ja w gruncie rzeczy do wielu spraw albo nie przywiązywałem wagi, albo przechodziłem nad nimi do porządku dziennego, albo po prostu nie wryły mi się w pamięci.

Oczywiście pamiętam swój debiut w Cracovii z Orlętami Łuków i naszą wygraną 8:0 – takich rzeczy się nie zapomina. To było dla mnie duże wydarzenie, bo nigdy nie grałem na centralnym poziomie rozgrywek. Przyszedłem z czwartej ligi i dla mnie było to coś ekscytującego zagrać na tak ogromnym stadionie jak stary obiekt przy Kałuży. Kibiców też było przecież na trzecioligowej Cracovii więcej – może wtedy nie były to tłumy, ale wierni kibice byli z „Pasami” zawsze. Trochę obawiałem się może przeskoku, liczyłem się z tym, że w III lidze będzie mi dużo ciężej, ale okazało się, że wcale tak nie było. Czułem się w tej drużynie bardzo dobrze.

Pamiętam też z tego mojego pierwszego okresu w Cracovii – było to jakieś dwa, czy trzy miesiące później – mecz Pucharu Polski z ekstraklasowym zespołem GKS-u Katowice przegrany ostatecznie po zaciętym spotkaniu 2:3, w którym strzeliłem ładną bramkę...

- ...po kapitalnym rajdzie i ośmieszeniu całej obrony Katowic.

- Tak, takie wyjątkowe mecze się pamięta.

- Żeby podsumować te lata 1998-2001, a więc lata biednej Cracovii, to powiedz jak wspominasz tamten zespół i przede wszystkim atmosferę w drużynie? Z kim najbardziej się wtedy zakumplowałeś? Skoro nie było wtedy pieniędzy, co już przypomnieliśmy, to musiało być jednak coś innego, co Was w tych trudnych czasach łączyło. Coś, czego może dzisiaj nie ma zresztą w tak dużym natężeniu.

- No było, było! (śmiech) Można powiedzieć, że nasza wspólna bieda nas łączyła, ale atmosfera... Atmosferę w tamtej Cracovii akurat pamiętam doskonale i trzeba przyznać, że była dobra. Powiem tak: Edek Kowalik to był człowiek nie do zastąpienia w tamtych czasach i teraz pewnie też by się przydał. No cóż, nie ma tu nic do ukrycia: chodziliśmy razem tu i tam i tak to wyglądało.

- I tak się buduje atmosferę (śmiech)

- To znaczy... tak się BUDOWAŁO atmosferę. Nie śmiem twierdzić, że w tej chwili tak to się robi, czy że tak to powinno wyglądać. To były inne czasy, takie były realia i nie ma co na ten temat bajek opowiadać. A że to pomagało drużynie, sprawiało, że mimo trudnych warunków była jakoś scalona i o cośkolwiek walczyła mimo tego, że na nic nie było środków no to chyba dobrze. Dobrze, że coś się działo, że zbudowano atmosferę, a za to byli odpowiedzialni ludzie, którzy w tej drużynie występowali. A kto konkretnie to i w jaki sposób to zdziałał... kto ma pamiętać, ten pamięta (śmiech).

- Kulminacja okresu „wielkiej smuty” nastąpiła w pierwszych latach XXI-wieku, gdy Cracovia nie tyle znalazła się na skraju przepaści, co już wykonywała ostatni krok w ową przepaść. Od strony sportowej objawiło się to w ten sposób, że kilku wyróżniających się zawodników tamtej drużyny zmieniło barwy: Paweł Zegarek przeszedł do Pogoni Staszów, Tomek Księżyc do Hutnika, Ty zaś trafiłeś do występującej na zapleczu Ekstraklasy Stali Stalowa Wola. Ale po dwóch latach, gdy Stal spadła z ówczesnej II ligi, a całkowicie odmienione organizacyjnie Cracovia właśnie wywalczyła do niej awans dostałeś propozycję powrotu do „Pasów”. Ten drugi pobyt przy Kałuży to chyba najprzyjemniejsze wspomnienia piłkarskie, jakie masz, prawda?

- Z całą pewnością. Wtedy zrealizowałem to, co sobie od zawsze zakładałem, czyli awans do Ekstraklasy.

- W grupie piłkarzy, która w sezonie 2004/05 zameldowała się na boiskach Ekstraklasy to Ty debiutowałeś w Cracovii jako pierwszy.

- Hm... Być może. Wiadomo, że miałem jeszcze tą przerwę na Stalową Wolę, ale w sumie to nie mam pojęcia. Naprawdę ja byłem pierwszy? Tomek Wacek faktycznie przyszedł chyba odrobinę później...

- Tomek przyszedł w 1999 roku, pół roku później. Podobnie „Skrzynia” i „Baniowy” - na wypożyczenia. Nota bene pamiętam pierwszy mecz wyjazdowy tamtego sezonu – to był Twój trzeci występ w Cracovii – gdy w połowie sierpnia 1998 roku wygraliście w Krośnie z Karpatami. I Tomek Wacek grał wtedy jeszcze w Karpatach.

- Aaaa, no to musieliśmy się tam potykać na pewno; jeśli on był po prawej, a ja po lewej... (śmiech)

- Wspominam o tym, bo chyba nikt do tej pory nie zwrócił uwagi na fakt, że to właśnie Ty miałeś najdłuższą historię w Cracovii.

- Mogło tak być. Ja sam, przyznaję, nie zdawałem sobie też z tego sprawy.

- Jak więc opisałbyś tą Twoją drugą bytność przy Kałuży? To już była przecież całkowicie inna Cracovia – wprawdzie jeszcze w barakach, ale już z pieniędzmi i z innym trenerem.

- Z innym trenerem – to przede wszystkim! Ja wróciłem ze Stalowej Woli, i to mogę powiedzieć otwarcie, zaniedbany. A za tym, że zostałem ściągnięty na powrót do Krakowa stał przede wszystkim trener Stawowy. Czy ktoś mu przy tym coś podpowiadał to tego nie wiem. Ale myślę, że nie musiał podpowiadać, ponieważ graliśmy przeciwko sobie w różnych meczach: i z Proszowianką i z Cracovią, gdy ja byłem w Stalowej Woli, więc mimo wszystko na pewno mnie widział. Ale przyznaję się, że wróciłem do „Pasów” zaniedbany, na co trener od razu zwrócił uwagę. I... miał rację! Ale może nie było to aż tak duże zaniedbanie, skoro mimo wszystko stosunkowo szybko doprowadziłem się do porządku i byłem podstawowym zawodnikiem po tym moim powrocie.

2004-10-03_Wisla_Krakow-Cracovia_2b-011_Baster

- Nota bene trener Stawowy wtedy na potrzeby swojej koncepcji trochę Cię cofnął – z klasycznego skrzydłowego zrobił z Ciebie bocznego obrońcę, co stanowiło dla kibiców pewne zaskoczenie. Ciekawi mnie jednak, czy na przestrzeni swojej kariery i tych wszystkich jej wyboistych nierzadko ścieżek – czy to w momencie, gdy utknąłeś w niewypłacalnej i wciąż nie mogącej awansować trzecioligowej Cracovii, czy gdy nieudanie broniłeś się przed spadkiem z II ligi ze Stalową Wolą – miałeś takie momenty, w których myślałeś sobie „kurczę, ten pociąg już odjechał”, czy nigdy nie zwątpiłeś w to, że uda Ci się zagrać kiedyś w Ekstraklasie?

- W to nigdy nie zwątpiłem, nawet gdy jako nastolatek grałem w Tramwaju Kraków w A-klasie. Zawsze w to wierzyłem i mam na to świadków (śmiech), zawsze uważałem, że to nie jest jakaś góra, na którą nie mogę się wdrapać. Traktuję to jako duże osiągnięcie w swojej przygodzie z piłką i choć szczerze mówię jak było – to znaczy, że zawsze miałem wiarę, że mi się uda – to przecież to marzenie mogło się równie dobrze nie spełnić. Wiadomo przecież, że gdy się gra w A-klasie, czy w B-klasie – to też mnie nie ominęło – wówczas naprawdę dużo różnych rzeczy takich jak: szczęście, praca, zdrowie oraz umiejętności musi się właściwie zazębić. Z jednej strony można powiedzieć, że polska Ekstraklasa to nie jest i nigdy nie był poziom nie wiadomo jak wysoki – może kiedyś będzie – ale mnie się udało i byłem z tego bardzo zadowolony. A tak jak mówię: wierzyłem w taki scenariusz zawsze.

- W Cracovii trochę tych meczów zagrałeś – także w Ekstraklasie – ale poza debiutem na najwyższym szczeblu i wygraną 5:2 w Lubinie, który zapadł chyba w pamięci każdemu zawodnikowi i kibicowi „Pasów” wspominałeś też przed paru laty w jednym z wywiadów, że takim pamiętnym dla Ciebie meczem były również derby. Te zremisowane 0:0 przy Reymonta derby z 2004 roku, w których obejrzałeś czerwoną kartkę.

- Wiadomo, że to były bardzo ważne mecze. Dla mnie to było jedno z najważniejszych spotkań, a czy teraz tak jest? Tego nie wiem, ponieważ żyję z daleka od zawodowego sportu i myślę, że koledzy, którzy są teraz trenerami, jak na przykład Marcin Cabaj, mają w to dużo lepszy wgląd niż ja i oni mogliby to oceniać. Ja mam nadzieję, że to nadal jest bardzo ważny mecz dla zawodników...

- Można powiedzieć, że teraz go nie ma... (śmiech)

- No teraz go nie ma, wiadomo (śmiech), ale jak jeszcze był. Albo jak kiedyś jeszcze będzie.

- Po tej kontuzji pleców, której doznałeś i która wiązała się dla Ciebie z długą rehabilitacją trafiłeś do Arki. Sprawdziłem sobie parę rzeczy i zauważyłem, że w Gdyni miałeś okazje spotkać pewnego młodego, obiecującego pomocnika rodem z Giżycka. Poznałeś Marcina Budzińskiego na długo przed tym, gdy trafił do Cracovii.

- Ano tak, poznałem. Już wtedy wybijał się zdecydowanie w tej drużynie i było widać zarówno w treningach, jak i w meczach ligowych. Niesamowity potencjał! Myślę, że „Budzik” sam o tym doskonale wie, choć nie śledziłem, czy tak o tym mówi, że spokojnie mógł w piłce osiągnąć jeszcze więcej, mimo że osiągnął przecież dużo. No i trzeba też brać pod uwagę, że Marcin miał w tamtym okresie pewne problemy zdrowotne, z którymi sobie na szczęście poradził.

- Jak sam już wspomniałeś w przeciwieństwie do wielu swoich kolegów nie masz teraz zawodowej styczności ze sportem. Czym się zajmujesz na co dzień?

- Nie jestem trenerem, ale interesuję się losem każdego z tych moich kolegów-trenerów i wiem gdzie pracują (śmiech). Od Tomka Wacka po Arka Barana wiem gdzie kto pracuje i niezmiennie śledzę wyniki ich drużyn. A ja jestem taksówkarzem na lotnisku w Balicach.

- Czyli można powiedzieć, że ma nastawionego GPS-a na wszystkich kolegów-trenerów.

- Zgadza się, dokładnie kontroluję ich wyniki i wiem gdzie do nich trzeba dojechać.

- A czy pojawiasz się ostatnio na Cracovii, lub też oglądasz jej mecze w telewizji?

- Bardziej w telewizji; szczególnie w pracy, gdy mi się nudzi, a czasem tak właśnie jest. W domu zresztą również. Na stadion chodzę z rzadka. Byłem parę razy, gdy była taka akcja... Nie wiem kto był za to odpowiedzialny ze strony klubu, ale przez jakiś czas byli zawodnicy otrzymywali zaproszenia na mecze – ktoś dzwonił, pytał czy chcielibyśmy pojawić się na meczu „Pasów”. Wtedy zdarzyło mi się być kilka razy. Ale zwykle ze względu na pracę i inne obowiązki to pojawiam się na Cracovii raczej rzadko. Ale jak Arek Baran przyjeżdża do Krakowa i idzie na mecz to wtedy też jestem. Byłem również na meczu z Andrzejem Bledzewskim, który też jest związany z Arką, a z Cracovią kibicowsko.

- Czyli byłoby dobrze, jakby zadzwonili? (śmiech)

- Nie, nie, zupełnie nie o to chodzi. I żeby nie było, że się skarżę – bo nigdy się nie skarżę. Stwierdzam tylko fakt, że tak było, a nie jest. Oczywiście nie oczekuję też, żeby co mecz ktoś do mnie dzwonił i mnie zapraszał – nie w tym rzecz. Nie mam do nikogo takich pretensji, nie czuję się też nie wiadomo kim, żebym potrzebował specjalnego imiennego zaproszenia na mecz Cracovii. Chociaż w tym temacie muszę znów się do czegoś przyznać. Często spotykam na Kazimierzu Edka Kowalika, bo on tam chodzi swoimi ścieżkami, a ja tam czasami przejeżdżam. I on się mnie zawsze pyta czemu nie idę na mecz. Ja mówię na przykład: nie mam biletu. A on mówi: a ja mam! No, skoro ty zawsze masz, a ja nigdy nie mam... I tak sobie gadamy... Poczekaj chwilkę, klient do mnie podchodzi...
 
 [w tym miejscu naszą rozmowę przerywa rozmowa na postoju]
 - Hallo!
 - Hallo!
 - Wielo-pole 4, you know?
 - I know, I know.
 - Hom much american?
 - American dollar?
 - 35.
 - 30. Ok?
 - Ok.

---
 - Usłyszałeś trochę życia (śmiech). A żeby było śmieszniej to jest ortodoks z Izraela (śmiech). Czekaj, bo tu do mnie jeszcze podchodzi kibic Wisły...

---
 KIBIC WISŁY: - Cześć, gdzie to pojedziesz?
 MAREK: - Jadę na Cracovię... bo tu... właśnie rozmawiam.
 KIBIC WISŁY: - Na Cracovię?!?!?!
 MAREK: - Na Cracovię, tak!
 KIBIC WISŁY: - Po co oni tam jeżdżą?
 MAREK: - Nie widzisz, że to ortodoks?
 KIBIC WISŁY: - Ta, jest nawet w stroju klubowym.
 ---

- No tak to jest, akurat kiedy wsiadają do mnie Żydzi, to zaraz przybiegają „pieski”, żeby mi podocinać, że swoich biorę. (śmiech)

2004-10-03_Wisla_Krakow-Cracovia_2b-023_Baster

- Wracając do tematu, który przerwaliśmy: to nie jest tak, że dzisiejsza piłka budzi w Tobie jakąś awersję...?

- Nie, wręcz przeciwnie. Zawsze bronię piłkarzy, którzy grają obecnie. Łatwiej jest oczywiście krytykować kiedy się ma czyste buty. A czasy się zmieniają, ludzie się zmieniają, relacje między nimi są inne niż były dwadzieścia, czy dwadzieścia pięć lat temu. Nie mam z tym problemu, uważam, że pewne rzeczy trzeba zrozumieć.

- Co możesz powiedzieć na temat obecnej Cracovii, która już od 1,5 roku występuje pod wodza trenera Zielińskiego? Masz jakichś ulubionych zawodników w tym zespole?

- No cóż, zawsze ze szczególną uwaga patrzę na to kto biega po lewej stronie, jest to szczególnie mi bliskie miejsce na boisku (śmiech). Bardzo podobała mi się gra Kamila Pestki i życzę mu dużo zdrowia. Szkoda, że znowu stało się tak, jak się stało i dopadł go pech związany z kontuzją, ale mam nadzieję, że wyjdzie z tego i znów będzie mocnym punktem Cracovii. A w przyszłości może i wyjedzie do jakiegoś solidnego, zachodniego klubu, w którym pewnie już by był, gdyby nie kontuzje. Gdyby nie kontuzje to mam przeczucie, że jego ulubiony trener powołałby go także na Mundial - „Pesti” był ulubieńcem Michniewicza w młodzieżówce, więc naprawdę szkoda tego zrządzenia losu. Więc jeśli pytasz o mojego faworyta, za którego wyjątkowo trzymam kciuki, to faktem jest, że bardzo Kamilowi kibicuję.

- Ostatni raz zagrałeś w barwach „Pasów” w Ekstraklasie w kwietniu 2007 roku, a więc wkrótce minie 16 lat odkąd odszedłeś z Klubu. Byłeś, moim zdaniem, jednym z tych zawodników dla którego zwłaszcza pod koniec lat dziewięćdziesiątych chciało się przychodzić na mecz Cracovii. Twoja dynamika, łatwość szybkich, krótkich dryblingów i sprintów na skrzydle, do tego dobra technika i przegląd pola – miałeś wiele atutów czysto piłkarskich, do których dokładałeś cechy wolicjonalne, nigdy nie odpuszczałeś. Kibice nie zapomnieli Ci tych lat, które spędziłeś w biało-czerwonych barwach, prawda?

- Zawsze czułem się bardzo doceniony przez kibiców Cracovii i do tej pory zdarza mi się w „Smil'ym”, czy gdzieś indziej usłyszeć jakieś dobre słowo. Czasem nawet w aucie, na mieście mimo upływu czasu ktoś mnie pozna. Jak mówię: zawsze czułem szacunek ze strony fanów „Pasów” i dlatego korzystając z okazji chciałem pozdrowić wszystkich sympatyków Cracovii – zarówno tych, którzy pamiętają dawne czasy, jak i tych, którzy ich nie pamiętają, bo są na przykład nastolatkami. Z jednym małym wyjątkiem w tym pozdrawianiu, to znaczy Pana Tabisza pozwolę sobie jednak nie pozdrowić. (śmiech)

Rozmawiał: Paweł Mazur „depesz”

Komentarze

Zaloguj się lub załóż nowe konto.

Zaloguj się lub załóż nowe konto.

Komentarze

jak czołówka ligi będzie przegrywać to kto wie czy Korona w ostatnich meczach (jagiello...
Korona jednak nie wygrała. Wygrana Ruchu nic im nie daje i tak. Puszcza gra jutro. Wiad...
oczywiscie nie mozna jeszcze swietowac, ale po dzis - Korona potrzebuje ugrac 5 pkt wie...
A wygrana wszystkich drużyn z dołu tabeli prócz Łks-u? Też byś w to uwierzył albo prz...
Po tym fantastycznym świątecznym meczychu taki bardzo malutki kamyczek do ogródka. Zach...
post:
????
Był chyba zawodnikiem meczu i daj Boże oby tak dalej ! Ale do tej pory był cieniutki ja...
Szkoda, że takie mecze w wykonaniu Cracovii zdarzają się tak rzadko. Powtórka we Wrocła...
Najlepszy mecz w Cracovii..... Tak miał grać przychodząc do pasów .....może wypalił ,l...
Gdzie jest ten co ciągle narzekał na Makucha??
Normalnie nie wiem co napisać bo nie wierzę własnym oczom
Jakoś trudno mi uwierzyć, żeby Korona w 4 ostatnich meczach zdobyła więcej niż 6 punktó...
Trzeba przynajmniej jeden mecz wygrać. Inaczej nie mamy co myśleć o utrzymaniu, korona...
szkoda ze z puszcza i warta jakos nie udalo sie poremisowac chociaz
4 remisy 0-0 dają raczej utrzymanie hehe...
tez planujemy antyfutbol na 0:0? bedzie jeszcze trudniej, bo Gornik na pewno cos nam wbije
post:
1 punkt
Przykro mi ale podtrzymuję to co0 wcześniej napisałem - bo chodziło Ci przypuszczam o d...
post:
1 punkt
A ja tam myślę, że Warta może wygrać z Widzewem u siebie i np. zremisować z Puszczą. Cz...
Nieważne jak, grunt że jest jakiś urobek. Na więcej nie było niestety szans patrząc prz...
post:
1 punkt
1 punkt cenny. Szczególnie w sytuacji gdy drużyna nie potrafi wygrać. Jedna z wielu rze...
post:
1 punkt
Ochoczo przyłączam się do tych życzeń !
Cholernie cenny punkt. Dodam, że mamy 2-ch dobrych bramkarzy....
Grając 11na11 w tej rundzie to nie mamy szans na zwycięstwo trzeba docenić ten punkt zw...
Drugie drewno to Kakabadze
Makuch powinien zdecydowanie zostawać po KAŻDYM treningu i ćwiczyć technikę bo żal patr...