#SiemionOdSerca: Przegrane derby, wygrane zmiany
Bardzo się cieszę, że trener Zieliński do nas wrócił. Żałuję tylko tego, że w tak ciężkich okolicznościach. I życzyłbym sobie tylko, żeby trener Zieliński dostał tyle samo czasu, możliwości i kompetencji jakie miał wcześniejszy szkoleniowiec – pisze na Terazpasy.pl Tomasz Siemieniec , były piłkarz i kierownik Cracovii.
Kolejne przegrane derby
Derby to był najważniejszy jesienny mecz dla kibiców Cracovii. Pojechaliśmy na nie po raz pierwszy od dłuższego czasu jako faworyt. Wszyscy liczyli, że po serii 8 meczów bez porażki i przegranej z Radomiakiem nawiążemy jednak do dobrej gry, którą pokazywaliśmy w kilku meczach tej rundy. Mówiąc krótko: liczono, że pokażemy się z jak najlepszej strony.
Początek meczu z Wisłą wyglądał dla nas bardzo pozytywnie, bo poza pierwszymi dziesięcioma minutami w pierwszej połowie byliśmy w natarciu; byliśmy drużyną nieco lepszą, a przede wszystkim stwarzaliśmy zdecydowanie groźniejsze sytuacje podbramkowe. Te okazje, które mieli Pestka, Piszczek, czy Pelle powinny były dać nam przynajmniej jednego gola. Można powiedzieć, że po pierwszej połowie wydawało się, że kwestią czasu jest to, kiedy bramka dla Cracovii padnie. Tym bardziej, że przecież w drugich połowach graliśmy zwykle lepiej, niż w pierwszych; spotkania wytrzymywaliśmy też fizycznie lepiej od rywali.
Ale wbrew tym oczekiwaniom okazało się, że wcale nie. To też oczywiście nie było tak, że byliśmy drużyną gorszą, ale jednak szczególnie w bocznych strefach Wisła zaczęła się przebijać, wygrała kilka razy walkę na skrzydłach i zaczęła dochodzić do sytuacji. W sumie nie stworzyła ich dużo, ale zdobyła jedną bramkę i to wystarczyło.
Uważam, że naszym dużym mankamentem było popełnianie w tym spotkaniu zbyt wielu głupich, niepotrzebnych fauli w bocznych strefach – w ten sposób daliśmy rywalowi zbyt dużo sytuacji praktycznie "z niczego". I w tym momencie, w którym straciliśmy bramkę mieliśmy w zasadzie opanowaną sytuację. Bo Wisła wcale nas cudownie nie "rozklepała" tylko my mieliśmy dwa razy przejętą piłkę, dwa razy ją straciliśmy i przy złym ustawieniu akcja wycofana do Yeboaha zakończyła się ich prowadzeniem, a na koniec – wygraną.
Mam też pretensje o to, że bramkę strzelił Yeboah, bo przed meczem było wiadomo, że to jest jedyny zawodnik na którego trzeba było zwracać w tym meczu uwagę. Nikt inny nie mógł nam zrobić krzywy – tylko on!
Wiedzieliśmy o tym – i to też nie pomogło.
Po straconej bramce mecz wyglądał już trochę niemrawo, bo my niby atakowaliśmy, ale nie stworzyliśmy już jakichś super groźnych sytuacji, byliśmy podłamani i Wisła dowiozła do końca wynik 1:0.
Za mecz derbowy mogę pochwalić z czystym sumieniem przede wszystkim Rakoczego, który wyglądał najlepiej w całej drużynie (chociaż w dalszym ciągu nie grał na swojej pozycji). Walka, gra w defensywie, próby oddawania strzałów, zaangażowanie – widać było, że jemu zależało szczególnie, zależało bardziej niż innym. Takie odniosłem przynajmniej wrażenie. Poza tym podobał mi sie jeszcze Knap. Reszta zawodników zagrała na średnim poziomie – w derbach oczekiwałbym jednak dania z siebie 150, a nie 100 procent.
W tym miejscy muszę też napisać, że ogólnie mecz derbowy stał pod względem wolicjonalnym na bardzo wysokim poziomie, to znaczy: jedna i druga drużyna walczyła o każdy metr boiska. Z drugiej strony trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że o ile walki było pod dostatkiem – o tyle "piłki w piłce" było mało.
No i podsumowanie było takie, że wiceprezes Probierz nie zapisał na swoim koncie dobrego bilansu derbowego, bo jeśli w 9 meczach masz 6 przegranych, 2 remisy i 1 zwycięstwo to nie możesz się cieszyć. Nie udało się tej serii przełamać i na tym się ona kończy.
Nieoczekiwany zwrot akcji
Nie minęły dwa dni od przegranej "Świętej Wojny", a mieliśmy w klubie trzęsienie ziemi. Wszyscy na gorąco po derbach mówili, że obecnie nie czekają nas żadne zmiany, bo sytuacja jest jaka jest. Owszem, szału nie ma, ale dramatu też nie – musimy czekać na przełom. I nagle, ani się człowiek obejrzy, wszyscy zostają zaskoczeni woltą o 180 stopni: nie ma trenera Probierza, przychodzi trener Zieliński. Przypomina się cytat z pewnego filmu Stanisława Barei: "Zmiany, zmiany, zmiany".
Co mogę powiedzieć w tej sytuacji?
Na razie tyle, że życzę bardzo dużo powodzenia trenerowi Zielińskiemu, bardzo się cieszę, że do nas wrócił. Żałuję tylko tego, że w tak ciężkich okolicznościach. I życzyłbym sobie tylko, żeby trener Zieliński dostał tyle samo czasu, możliwości i kompetencji jakie miał wcześniejszy szkoleniowiec. To będzie dla mnie kluczem do oceny trenera Zielińskiego.
Jeśli Jacek Zieliński nie dostanie tych wszystkich rzeczy, to właściwe porównywanie go z Michałem Probierzem będzie niemożliwe.
Ciężko to przebić
Nie wiem, czy po tak dużych zmianach w pierwszej drużynie są jeszcze jakieś wieści, które byłyby w stanie się przebić. W naszych drużynach młodzieżowych w dalszym ciągu dzieje się dobrze, zażartą walkę o awans do II Ligi toczą jak na razie rezerwy. Na innych frontach niż Ekstraklasa jest pozytywnie.
Na razie więc nie ma co szukać tematów zastępczych. Wkrótce czeka nas spotkanie z Rakowem – ono na pewno dostarczy więcej powodów do rozważań innych niż czysto teoretyczne.
Tomasz Siemieniec „Siemion”
Od redakcji:
- #SiemionOdSerca – [poprzednio: „Okiem (byłego) kierownika”] - to stałe miejsce na Terazpasy.pl w którym Tomasz Siemieniec, były piłkarz i kierownik Cracovii, dzieli się swoimi obserwacjami i przemyśleniami na temat najstarszego Klubu w Polsce.
- Jeśli chciałbyś zabrać publicznie głos w tej lub innej sprawie interesującej dla kibiców Cracovii prześlij swój tekst na adres: admin/at/terazpasy.pl. Najciekawsze artykuły, listy i felietony opublikujemy. Redakcja zastrzega sobie jednocześnie prawo do skracania nadesłanych tekstów.
Komentarze
Zaloguj się lub załóż nowe konto.
Zaloguj się lub załóż nowe konto.
jacek zieliński i stecfan majewski
Poldek
17:35 / 16.11.21
Zaloguj aby komentować