#PierwszyMistrzPolski: Tadeusz Synowiec, czyli prawdziwie ideowy sportowiec
Tadeusz Synowiec był pierwszym w historii kapitanem polskiej reprezentacji – barw narodowych bronił ośmiokrotnie i zawsze już z kapitańską opaską na ręce - także podczas występu olimpijskiego w 1924 roku. Pokazuje to jak wielki autorytet i jak niepodważalną pozycję posiadał ten piłkarz Cracovii w polskiej piłce początku lat dwudziestych.
Dziś kilka słów na temat znakomitego kapitana drużyny mistrzowskiej z 1921 roku. Tadeusz Synowiec, bo o nim tu mowa, nazywany był "Żyłą". To przezwisko nadano mu najprawdopodobniej w Cracovii, choć Synowiec był wychowankiem RKS-u Rudawa.
Barwy Pasów przywdział po raz pierwszy w roku 1909, w wieku 20 lat – wówczas był jeszcze zawodnikiem zespołu młodzieżowego, który zresztą został utworzony po przystąpieniu RKS-u Rudawa w całości do Cracovii. Rok później trafił już jednak do pierwszej drużyny i – za wyjątkiem wojennych lat 1914-17, gdy przebywał we Lwowie – w Cracovii występował już do końca kariery. Grał jako pomocnik, niekiedy jako napastnik.
Z z biegiem lat wymyślono Synowcowi również i drugie przezwisko, którego może nie używano na boisku, ale używano go w prasie: nazywano go po prostu "Łysym Kapitanem". Kapitanem Synowiec był wszędzie gdzie tylko grał, wyłysiał jeszcze przed trzydziestką – wszystko zatem się zgadzało.
Foto: Mistrzowska Cracovia z 1921 roku. Tadeusz Synowiec siedzi pierwszy z prawej.
OSTOJA I NATURALNY AUTORYTET
Synowiec współtworzył największe sukcesy Cracovii tamtego czasu: Mistrzostwo Galicji z 1913 roku i oczywiście Mistrzostwo Polski z roku 1921. Swą ostatnią oficjalną grę zaliczył w roku 1924 (był to występ numer 318!), aczkolwiek powrócił jeszcze na jedno, wyjątkowe spotkanie w roku 1925 – był to mecz z okazji piętnastolecia gry Synowca w Cracovii. W spotkaniu z AKS Królewska Huta Cracovia wygrała 5:1, a "Łysy Kapitan" w wieku 35 lat z pompą zakończył swą karierę. W tym samym roku przeniósł się też zresztą z Krakowa do Katowic i związany ze Śląskiem pozostał już do końca swych dni.
Co mówiono w najlepszych czasach na temat gry kapitana Pasów? Sięgnijmy znów do relacji prasowych sprzed lat...
Zawsze niezawodny pomocnik Synowiec, który może sprawiedliwie i bez przesady uchodzić za najlepszego galicyjskiego piłkarza, lecz także jest przykładem sportowego wychowania i sportowych cnót dla swoich kolegów
– pisał o nim po wygranym 4:2 meczu derbowym z Wisłą już w listopadzie 1912 roku "Illustriertes Österreichisches Sportblatt".
Trudno o bardziej kompleksowy, zwięzły i trafny zarazem opis tego zawodnika. I co zdumiewające to fakt, że ów opis powstał gdy Synowiec ma 23 lata – w takim wieku jest uznawany za najlepszego galicyjskiego piłkarza
i przykład sportowego wychowania
. Potem było tylko lepiej, to znaczy z formatu najlepszego piłkarza Galicji Synowiec stał się najlepszym na swojej pozycji w Polsce i co do tego również nikt nie miał wątpliwości. Wychowania kolegów też zresztą nie porzucił.
Synowiec przez całą swą karierę był komplementowany w ten właśnie sposób: jako znakomity przywódca, zwornik zespołu, pewny,
albo szybko oryentujący się gracz.
Tę właśnie pewność, spokój i umiejętność uspokojenia gry Synowiec implementował w drużynie.
W ponad trzystu meczach, jakie rozegrał, zdobył dla Cracovii zaledwie kilka bramek – najpewniej pięć, lub sześć. To wynik niezbyt imponujący, jednak trzeba zaznaczyć raz jeszcze, że nie to było głównym zadaniem Synowca.
Najlepszy towarzysz i przyjaciel, był wzorem cnót sportsmena. Z niego jako gracza i człowieka brało sobie przykład setki i tysiące młodszych. Nie poprzestawał Synowiec jednak na tem. Przyczyniał się do budowy sportu polskiego pracując niezmordowanie w związkach. Należał do pierwszych w Polsce publicystów sportowych. - tak żegnał Synowca-piłkarza po jego ostatnim występie w 1925 roku "Kuryer Sportowy" w tekście zatytułowanym dość wymownie: "Najpopularniejszy piłkarz polski jubilatem".
PRASA, REPREZENTACJA I MEDALIK Z MATKĄ BOSKĄ
Synowiec, podobnie jak Mielech, czy Chruściński (o którym jeszcze wspomnimy) faktycznie miał mocne zapędy dziennikarskie. Już jako czynny piłkarz rozpoczął współpracę z prasą, a nawet... ową prasę współtworzył – tak było w przypadku "Przeglądu Sportowego", założonego w 1921 roku. Synowiec należał do szóstki współzałożycieli tego tytułu, który przez pierwsze dwa miesiąc ukazywał się jako "organ Krakowskiego Okręgowego Związku Piłki Nożnej", szybko jednak został przemianowany na "oficjalny organ Polskiego Związku Piłki Nożnej".
"Żyła" był także pierwszym w historii kapitanem polskiej reprezentacji – barw narodowych bronił ośmiokrotnie i zawsze już z kapitańską opaską na ręce - także podczas występu olimpijskiego w 1924 roku. Pokazuje to jak wielki autorytet i jak niepodważalną pozycję posiadał Tadeusz Synowiec w polskiej piłce początku lat dwudziestych. Wcześniej zresztą również, bo już w roku 1914 (w wieku lat 24!) jako "niegrający kapitan", czyli w istocie trener, poprowadził Synowiec Reprezentację Galicji w meczu z Reprezentacją Moraw i Śląska (porażka 1:2).
Foto: Pierwszy mecz reprezentacji Polski z Węgrami - 18.12.1921 rok. Tadeusz Synowiec klęczy pierwszy z prawej.
Wraz z zakończeniem kariery piłkarskiej oczywiście Synowiec przestał grać w reprezentacji Polski, jednak niemal natychmiast... objął jej prowadzenie jako szkoleniowiec – piastował stanowisko selekcjonera od sierpnia 1925 do czerwca 1927 roku. Pod jego przywództwem Polska zanotowała 5 wygranych, 2 remisy i 4 porażki. Warto dodać jako ciekawostkę, że na stanowisku trenera reprezentacji Synowiec w 1925 roku zastępował inną legendę polskiej piłki i swego przyjaciela: niegdysiejszego gracza Pogoni Lwów, Tadeusza Kuchara. Gdy Synowiec dwa lata później odchodził, jego miejsce zajął... Tadeusz Kuchar, dla którego było to już trzecie (i ostatnie w karierze) podejście do prowadzenia polskiej kadry.
Ciekawy passus na temat trenowania polskiej reprezentacji przez "Żyłę" znajdziemy we wspomnieniach Mielecha, który tak oto opisuje mecz Polski z Turcją: w krytycznych momentach, kiedy Turcy przygniatali nas trochę. Tadek Synowiec jako kapitan zw. PZPN, stojąc za bramką - szeptał cichą modlitwę trzymając w rękach medalik Matki Boskiej, który znalazł w chwili, kiedy wbiegaliśmy na boisko: „Matko Boża - opiekunko Polaków, nie pozwól aby poganie nieuznający Ciebie i Syna Twego - odnieśli zwycięstwo nad chrzęścijany". W czasie pauzy Tadek przybiegł do szatni i zachęcał nas do lepszej gry, mówiąc: „Nie bójcie się chłopcy, znalazłem medalik z Matką Boską - nie możemy przegrać". I nie przegraliśmy! - przyznaje Mielech.
Do opowieści "Wieruskiego" warto może by jeszcze dodać, że zwycięską bramkę dla Polski zdobył zresztą w drugiej połowie meczu przeciwko Turkom gracz Cracovii, Leon Sperling. Trudno jednak powiedzieć, czy akurat Marka Boska natchnęła owego pobożnego Żyda do strzelenia zwycięskiego gola dla chrześcijanów w starciu z poganami .
WZÓR CNÓT WSZELAKICH I CO Z TEGO WYNIKA
Tadek Synowiec prawdziwy ideowy sportowiec. Wszyscy go znają z tej strony – tak w styczniu 1928 roku pisał o Synowcu na łamach "Przeglądu Sportowego" nie kto inny, tylko sam Józef Kałuża – Zawsze w zgodzie ze wszystkimi, najwięcej jednak chyba z prowadzącymi zawody sędziami. Jako kaptan drużyny nie odważyłby się nigdy kwestionować rozstrzygnięcia choćby mylnego. Tak było, gdy Gintel pewnego razu radził mu zwrócić uwagę na faktycznie mylne rozstrzygnięcie sędziego. Synowiec odpowiedział wtedy Gintlowi: „Jak mógłbym z czystem sumieniem kiedy tak powiedział sędzia…".
Dopowiedzieć można do tych słów Kałuży, że koledzy z drużyny – Gintel prawdopodobnie w pierwszej kolejności – próbowali niekiedy wpływać na kapitana, by ten podjął interwencje u arbitra, lub też utemperował któregoś z własnych zawodników.
Jedną z takich sytuacji przytaczał Zygmunt Chruściński: Kogut grał niepotrzebnie ostro faulując przeciwników - przywołuje pewien mecz z BBSV w Bielsku Chruściński - Oburzyło to Gintla, który zwrócił się do Synowca z żądaniem: - Tadek, psiakrew, uspokój Koguta albo usuń go z boiska! Jak opisywał finał tej sytuacji jeszcze w roku 1926 "Przegląd Sportowy" na zwróconą uwagę Tadziowi, żeby go skarcił, Tadzio siedmiomilowemi krokami zwraca się w stronę gracza. Podszedł na odległość jednego kroku, popatrzał mu w oczy - gracz przybrał groźna minę, Tadzio.. zmiękł, machnął mu ręką koło nosa, obrócił się na pięcie i odszedł, przekonany, że gracz go „zrozumiał".
Koledzy w końcu także zrezygnowali z nakłania swego kapitana do kwestionowania orzeczeń arbitra, jak również do ostrego temperowania własnych zawodników na boisku – dlatego też Cracovia orzeczeń arbitra "za kadencji" Synowca raczej nie kwestionowała (a na pewno nie ustami swego kapitana), zaś "wychowaniem" tej najbardziej krnąbrnej młodzieży zajmowali się na ogół osobiście Gintel, lub Kałuża.
Choć można też owe opinie uzupełnić pewnym domniemaniem, które rzadziej, lub częściej przewija się zwłaszcza w opiniach prasowych. Być może nawet były to opinie niezbyt Cracovii przychylnych sympatyków drużyny z drugiej strony Błoń, jednak są one warte odnotowania. Otóż Cracovia nie kwestionowała decyzji sędziego, ale... starała się na nie wpływać zawczasu, sugerując "właściwe" rozstrzygnięcia swymi podpowiedziami. Gracze o takiej opinii jak Synowiec, czy Kałuża – a więc w powszechnej opinii wzory cnót – "podpowiadający" dyskretnie sędziemu mieli swój "ciężar gatunkowy" i zwłaszcza mniej doświadczeni arbitrzy mogli być bardziej podatni na ich sugestie.
Trudno więc dziwić się frustracji jednego z komentarzy zamieszczonych w "Wiadomościach Sportowych" po wygranym przez Cracovię 4:2 meczu z Wisłą, rozgrywanym w ramach krakowskiej klasy A w maju 1923 roku: W wielkim stopniu do klęski Wisły przyczynił się sędzia p. Zweig, który jak się zdaje, miał dobre chęci, jednakowoż stojąc stale koło Synowca, kierował się głównie jego dyspozycjami, co naturalnie wyprowadzać tylko musiało graczy z równowagi, trzymane jednak na wodzy przez dobre maniery sportowe, dzięki Bogu nie doprowadziło do jakichś nie pożądanych scen.
No cóż, autorytet wynikający z cnót wszelakich miał jak widać swoje konsekwencje, natomiast omówieniem "owych dobrych manier sportowych" Wiślaków zajmiemy się może przy okazji innych nazwisk, jak choćby Cikowskiego.
JEDNA KLĘSKA WYCHOWAWCZA I JEDEN JEDYNY PROTEST, CZYLI WYJĄTKI POTWIERDZAJĄCE REGUŁĘ
Gwoli ścisłości trzeba odnotować, że raz jeden tylko Synowiec odniósł spektakularną wychowawczą klęskę: w niesławnym meczu towarzyskim z Wawelem Kraków, przegranym przez Pasiaków 0:2. Spotkanie, w którym obok Synowca nie mógł wystąpić ani Gintel, ani Kałuża, ani Mielech, czy Popiel uczyniło go kompletnie osamotnionym w zabiegach wychowawczych. Efekt był taki, że jego godna podziwu sportowa postawa nie mogła jednakże wpłynąć na rozwydrzonych swoich kolegów. Skończyło się skandalem z dyskwalifikacjami dla Koguta i Stycznia włącznie, ale o tym opowiedzieć można coś niecoś przy innej okazji. Warto jednak zacytować jeszcze raz "Przegląd Sportowy", który po owym meczu z Wawelem donosił: jak się w ostatniej chwili dowiadujemy, Synowiec, długoletni kapitan drużyny Cracovii, w związku z zachowaniem się drużyny na boisku w b. sezonie, a szczególnie w ostatnią niedzielę, zrezygnował z godności kapitana (tem samem i członka Wydziału klubu), oraz członka Sekcji piłki nożnej.
"Przegląd Sportowy" raczej wiedział co pisał, zważywszy, że Synowiec był jego współzałożycielem. Koniec końców Synowiec odwołał jednak swoje pryncypialne decyzje o rezygnacji – wszyscy zgodnie uznali, że nie mógł zapobiec katastrofie, jaka miała miejsce.
Wracając do opowieści Kałuży dowiemy się także, że Synowiec tak samo jeden tylko raz z własnej woli zaprotestował energicznie, i właśnie wtedy nie miał racji. Było to w Sewilli. Cracovia prowadziła 3:2, wiec sędzia - jak wszyscy jego poprzednicy hiszpańscy - chce wyrównać. Pod bramką Cracovii gwiżdże „faul” za 3 kroki bramkarza. Sędzia ustawia piłkę w odległości około 2 m. od bramki. Wtem wpada na niego Synowiec, gestykulując - wreszcie krzycząc z trudem znalezione słowa hiszpańskie „non regle", co miało znaczyć „niezgodne z przepisami". Domagał się mianowicie Synowiec wycofania rautu za pole karne oczywiście mylnie. W gorączce staremu wydze trafił się lapsus jak rzadko. To był rzeczywiście pech! Raz w życiu protestować... i właśnie wtedy nie mieć racji! - dworował nieco z kolegi Kałuża.
Chruściński dopisuje pewną jeszcze bardziej wyrazista puentę, jaką było zachowanie Synowca po całym zajściu: rzut wykonano, a Styczeń, szczerzący zęby i uśmiechający się całą gębą, wykopał piłkę daleko poza połowę! Wygraliśmy 3:2. W szatni byliśmy już prawie wszyscy ubrani, gdy wtem spostrzegliśmy, że Synowiec siedzi smutny, zmartwiony i nie ubiera się. Zapytany o powód przez Lustgartena, odrzekł smutnym głosem:
- Wyobraź sobie, - jedyny raz zaprotestowałem u sędziego, i właśnie nie miałem racji!
Tadzio miał zepsuty cały wieczór i nie brał udziału w radości z odniesionego zwycięstwa, gdyż w swym przekonaniu popełnił nieuczciwość. Takim uczciwym sportowcem, był nasz kochany Tadek Synowiec!
Prawdopodobnie " Żyła" miał jedną tylko cechę równie narzucającą się jego znajomym jak uczciwość: roztargnienie. Przywołajmy na potwierdzenie jedną tylko – z licznych, podobnych - opowieść na ten temat, którą znajdziemy także we "Wspomnieniach starego piłkarza" Chruścińskiego:
W drodze (...) z Madrytu do Vigo zaczęto grać w karty. Czwórkę tworzył Kałuża, Synowiec Reyman i ja. Trzy flaszki wina rozdzielone były tak że Kałuża wypił jedną drugą Synowiec zaś trzecia była w przechowaniu u tego ostatniego. W pewnym momencie - a było bardzo gorąco - Kałuża nie przerywając gry, rzekł do Synowca;
-Tadziu daj no tę naszą ostatnią flaszkę wina!
- Flaszkę? - pyta Synowiec - ach, flaszkę, zaraz, zaraz!
Gdy po paru sekundach Tadek nie ruszył się i flaszka nie zjawiała się, popatrzeliśmy wszyscy na naszego kapitana. Zdumieni, spostrzegliśmy, ze Synowiec szybko i nerwowo szuka czegoś w kieszonkach od kamizelki -
।
to w dolnych, to w górnych kieszonkach. - No, gdzież ta flaszka, Tadziu? Czegóż ty szukasz? - pyta zdziwiony Kałuża.
- No, właśnie, gdzieś ją tu widziałem - nie przerywając szukania, odpowiada Synowiec.
- Tadek, w kieszonce od kamizelki szukasz?
Dopiero głośny śmiech nas trzech i najgłośniejszy Gintla obudził po prostu zaaferowanego grą w karty Synowca, który nie myśląc co robi, szukał flaszki w kamizelce.
Oczywiście, flaszka leżała sobie najspokojniej na półce.
Chruściński konkluduje jednak, że tak jak Synowiec na boisku przyjmował orzeczenia sędziego bez dyskusji, a roztargnienie mogło powodować różnorakie zabawne sytuacje w życiu codziennym drużyny, tak umiał być energiczny, gdy szło o sprawy Cracovii na forum KOZPN czy PZPN.
W 1957 roku Tadeusz Synowiec został także członkiem Rady Seniorów KS Cracovia.
Zmarł trzy lata później w Kędzierzynie – na cztery dni przed swoimi 71-mi urodzinami.
Paweł Mazur „depesz”
Artykuł powstał przy wykorzystaniu materiałów i zdjęć opublikowanych na portalu WikiPasy.pl, zwłaszcza zaś fotokopii relacji prasowych z gazet: "Przegląd Sportowy", "Tygodnik Sportowy", "Echo Krakowa", "Illustriertes Österreichisches Sportblatt", "Ilustrowany Kuryer Codzienny", "Kurier Sportowy", "Wiadomości Sportowe", oraz "Nowiny", a także książki Stanisława Mielecha "Gole, faule i ofsajdy".
Komentarze
Zaloguj się lub załóż nowe konto.
Zaloguj się lub załóż nowe konto.