#CracNonStop: Pożegnanie z marzeniami
- Nie ma co dramatyzować. Cracovia nie spada. Cracovia nie walczy o życie, jak rok temu. Ale Cracovia też nie gra tak, jakby jej na czymś szczególnie zależało. Ot, "kolejny dzień w biurze”. I to dziś największy problem zespołu, który ugrzązł gdzieś w niezręcznej piłkarskiej strefie komfortu. Za silni, żeby się martwić. Za słabi, żeby marzyć – pisze po meczu ze Śląskiem Wrocław (2:4) red. naczelny Terazpasy.pl Stanisław Malec .
Gdy ostatnia drużyna w tabeli przyjeżdża do Krakowa i strzela cztery gole, trudno o komentarz, który nie kończyłby się westchnieniem. Cracovia zasłużenie przegrała ze Śląskiem Wrocław 2:4 i nawet jeśli kibice Pasów przed tym meczem nie liczyli na wiele, to tego wieczoru i tak wychodzili ze stadionu rozczarowani.
Tak, to był mecz z gatunku szalonych: sześć bramek, samobój, gol z połowy boiska. Było na co popatrzeć! Sęk w tym, że niemal wszystko, co efektowne, zrobili goście. Śląsk, który jeszcze niedawno wyglądał na murowanego kandydata do spadku, przypomniał sobie, że jest aktualnym wicemistrzem Polski i w piłkę grać potrafi. I grał – konkretnie, odważnie, z sercem.
A Cracovia? Cracovia jakby czekała, aż coś się samo wydarzy. Jakby zwycięstwo miało przyjść z automatu, z tabeli, z „papierowej” przewagi.
Nie przyszło. Choć był moment – tuż po golu Källmana na 2:3 – kiedy można było pomyśleć, że Pasy, tak jak to robiły już wielokrotnie „rzutem na taśmę” dogonią rywala i wcale nie muszą tego meczu przegrać. Ale potem przyszła 92. minuta i ten absurdalny, lecz przepiękny, 56-metrowy lob przez ponad połowę boiska. Ktoś kiedyś napisał, że najpiękniejsze gole rodzą się z bezczelności. Ince był bezczelny. Madejski – spóźniony. I skończyło się na 2:4.
Nie ma co dramatyzować. Cracovia nie spada. Cracovia nie walczy o życie, jak rok temu. Ale Cracovia też nie gra tak, jakby jej na czymś szczególnie zależało. Ot, "kolejny dzień w biurze”. I to dziś największy problem zespołu, który ugrzązł gdzieś w niezręcznej piłkarskiej strefie komfortu. Za silni, żeby się martwić. Za słabi, żeby marzyć…
Jesienią było inaczej. Zespół Dawida Kroczka dawał radość i nadzieję. Ambitny, agresywny, odważny – grający z werwą do ostatniego gwizdka sędziego, jakby każdy mecz był finałem ważnych rozgrywek! Te cechy sprawiły, że wydawało się, iż Cracovia zbudowała fundament pod coś więcej niż tylko spokojne utrzymanie. Prezes zaczął opowiadać o europejskich pucharach, media stawiały Pasy w roli „czarnego konia” Ekstraklasy. Kibice – jak to kibice – wzięli te głosy za dobrą monetę. Uwierzono, że wystarczy zimą trochę wzmocnić kadrę i już można gonić podium.
Problem w tym, że za słowami nie poszły czyny. Zimą trener Kroczek stracił trzech zawodników – Rakoczego, Atanasova i Bochnaka (wcześniej kontuzjowanego Glika) – i przez wiele tygodni czekał na ich następców. Czekał tak długo, że zanim nowi piłkarze byli gotowi do gry, szanse Cracovii na coś więcej niż mocny środek tabeli praktycznie wyparowały. A z nimi – maksymalna, utrzymywana miesiącami, sportowa motywacja.
Sprowadzono najpewniej dobrych zawodników, możliwe, że nawet lepszych od tych, którzy odeszli. Z całą pewnością udało się to zrobić na korzystnych dla Klubu warunkach finansowych. Ale cała ta transferowa operacja przypomina sytuację, w której ktoś kupuje sobie elegancką zimową czapkę – nie w grudniu, gdy jej naprawdę potrzebuje, ale w marcu, na wyprzedaży.
I kiedy okazało się, że marzenia są jednak o rozmiar za duże, przyszła frustracja. Cracovia zaczęła grać tak, jakby straciła wiarę w to, że w tym sezonie może odnieść sukces. Niby robią swoje, ale bez błysku, bez tej determinacji, którą widzieliśmy jesienią.
To nie jest zarzut wobec trenera Kroczka. Wręcz przeciwnie – to on, z pomocą trenera Jasika, tchnął w ten zespół ducha walki, to on zmotywował drużynę i sprawił, że jesień była jedną z lepszych w ostatnich latach. Ale też – mówiąc wprost – nie dano mu na czas odpowiednich narzędzi, by kontynuować tę pracę wiosną na wyższym poziomie. Ambicja zespołu sięgnęła sufitu już w listopadzie, a później – zamiast windy do sukcesu – podstawiono schody bez poręczy.
Dziś jesteśmy między niebem a ziemią. Cracovia nie jest tak słaba, jak sugerują wyniki tej wiosny. Ale nie jest też tak silna, jak mogło się wydawać po jesieni. Nie ma tragedii. Ale trudno się cieszyć, gdy zamiast walki o medale, czeka nas dryfowanie do końca sezonu. A pożegnanie z marzeniami zawsze boli – nawet jeśli wcześniej były trochę na wyrost…
Stanisław Malec „Crac”
- Stanisław Malec „Crac” – założyciel (1.03.2001 r.) i redaktor naczelny najstarszej istniejącej strony internetowej Cracovii Terazpasy.pl i „Gazety Teraz Pasy!”, przez ponad 20 lat (od 07.09.2003 – nadal) nie opuścił ani jednego ligowego meczu Cracovii, były wiceprezes Stowarzyszenia Koło Sympatyków KS Cracovia i Pierwszego Klubu HDK „Cracovia Pany”, inicjator ustanowienia Dnia Kibica Cracovii w rocznicę Manifestacji kibiców na ul. Basztowej 28 lutego 2001 roku, pomysłodawca i organizator kultowych „Wtorków w Enigmie”.
Komentarze
Zaloguj się lub załóż nowe konto.
Zaloguj się lub załóż nowe konto.
Lepszy skład!
wlad
14:26 / 14.04.25
Zaloguj aby komentować