DP: Wyjazd jak każdy. Cztery stracone.
"Pasy" rozbite przy Łazienowskiej. Koncertowo grająca w pierwszej połowie Legia już po 31 minutach prowadziła 3-0. Tego trzeciego gola zdobył Piotr Giza, najlepszy piłkarz na boisku.
Legia Warszawa - Cracovia 4-0 (3-0)
1-0 Chinyama 20, 2-0 Rybus 28, 3-0 Giza 31, 4-0 Astiz 89.
SĘDZIOWALI: Robert Małek (Zabrze) oraz Krzysztof Myrmus (Skoczów) i Marcin Lis (Katowice).
ŻÓŁTE KARTKI: Giza (59, faul na Kuligu) - Nowak (64, faul na Rybusie), Ślusarski (64, krytyka orzeczeń sędziego), Moskała (66, kopnięcie piłki po gwizdku wstrzymującym grę), Kłus (67, faul na Iwańskim).
WIDZÓW 4000.
LEGIA (1-4-5-1): Mucha 6, Rzeźniczak 7, Astiz 6, Choto 6, (78 Kumbev), Kiełbowicz 6, Giza 9, (73 Radović), Jarzębowski 7, (67 Borysiuk), Iwański 7, Roger 6, Rybus 8, Chinyama 8.
CRACOVIA (1-4-4-2): Cabaj 5, Kulig 3, Karwan 3, Tupalski 3, Derbich 3, Pawlusiński 3, (36 Kłus) 4, Kostrubała 3, (74 Wasiluk), Nowak 4, Sasin 3, Ślusarski 4, Mierzejewski 3, (55 Moskała) 5.
3-4 z ŁKS-em w Łodzi, 1-4 w derbach z Wisłą, wreszcie 0-4 na Łazienkowskiej w Wielką Sobotę. Tak, wiosną w każdym wyjazdowym meczu ekstraklasy Cracovia traci cztery gole! - Jeżeli statystyki tak mówią, to nie jest to przypadek - przyznał kwadrans po meczu w Warszawie trener Artur Płatek. Marcin Cabaj głośno zastanawiał się: - Być może gramy zbyt ofensywnie i przez to tracimy te bramki.
W przedświąteczny wieczór wróciły demony przeszłości. Bo przecież podobny koszmar kilku zawodników "Pasów" już na Legii przeżyło. Cabaj, Karwan, Pawlusiński, Nowak i Moskała grali w meczu, który Cracovia przegrała 0-5. 17 marca 2006 r. demolkę rozpoczął w 19 minucie Janczyk, w 26 poprawił Gottwald, a na 3-0 dla stołecznych podwyższył w 30 minucie Roger. I co: nic dwa razy się nie zdarza? Guzik prawda.
- Zazwyczaj drużyny, które przyjeżdżają na Legię, wyjeżdżają z Łazienkowskiej bez punktów - starał się pocieszać Cabaj, po występie w naprawdę niewdzięcznej roli. Był najlepszym zawodnikiem Cracovii (m.in. 7 min - obrona trudnej "główki" Iwańskiego, 27 - wygrany pojedynek sam na sam z Chinyamą; przy golach bez szans), a zebrało mu się za całą drużynę. Tuż po tym, gdy wpadła czwarta bramka, trybuny ryknęły: "Cabaj! Co? Wesołych Świąt!".
Wcześniej czterotysięczna publiczność (na przebudowywanym stadionie otwarta jest tylko jedna, kryta trybuna) wybuchała śmiechem po zagraniach swoich piłkarzy. Roger parę razy kopnął piłkę z precyzją trzylatka na placu zabaw, a Choto zgłosił akces do "klubu Boruca": przy próbie wybicia piłki, bez rywala w promieniu 10 metrów, na futbolówce stanął, po czym grzmotnął tyłkiem na trawę.
Rzecz w tym, że te humorystyczne incydenty z reprezentantami Polski i Zimbabwe w rolach głównych nie miały najmniejszego wpływu na całościowy obraz meczu, na którym Cracovia była szarym tłem Legii. Trener Artur Płatek przekonywał wprawdzie, że porażka jest za wysoka, przypominał stworzone przez jego piłkarzy sytuacje bramkowe, ale po meczu był chyba jedyną osobą na stadionie, która serio potraktowała to, co działo się w drugiej połowie...
Bezlitosny w ocenie sytuacji był szkoleniowiec Legii Jan Urban: - Nie ma co patrzeć na to, że Cracovia zagrała w drugiej połowie lepiej. W koszykówce, gdy drużyna wygrywa 30 punktami, ktoś wchodzi na plac i wrzuci 10, czy 12 punktów, to mówi się, że są tak zwane "śmieci". Ważne punkty są wtedy, gdy mają swoją wartość. W pierwszej połowie, kiedy my musieliśmy ustawić sobie wynik meczu, Cracovia praktycznie nie istniała.
Pomysł Artura Płatka na ten mecz był zaskakujący: mocno ofensywne ustawienie, z dwoma napastnikami (obaj w pierwszych 10 minutach mieli swoje okazje!) i tylko z jednym typowo defensywnym środkowym pomocnikiem. W tej roli pojawił się niespodziewanie Karol Kostrubała, który parę dni wcześniej zagrał pół godziny w pucharowym spotkaniu z Polonią Warszawa, ale poprzednio w ekstraklasie - przed kontuzją - wystąpił jedenaście miesięcy temu.
Na grę dwoma defensywnymi pomocnikami Cracovia przeszła wtedy, gdy wszystko było już "pozamiatane". Bolesną zmianę, bo jeszcze w trakcie pierwszej połowy, musiał przełknąć najlepszy strzelec zespołu Dariusz Pawlusiński. - Większość akcji Legii przebiegała z jego strony. Darek stał się ofiarą tego, co się działo... - wyjaśniał trener "Pasów". - Chcieliśmy inaczej grać, chcieliśmy inaczej akcje konstruować, ale w środku mieliśmy za dużą dziurę. Nie było odcięcia piłek ani do Gizy, ani do Rogera.
Klamrami spinającymi ten dramatyczny dla Cracovii okres meczu były: strzał Chinyamy w słupek (8 min) i trzeci gol dla Legii (30 min). To, co zdarzyło się między tymi akcjami, Płatek określił potem - mówiąc o grze Legii - "wysokim, europejskim poziomem". Rzeczywiście, było na co popatrzeć. Gospodarze właściwie w każdej akcji szybkimi podaniami "rozklepywali" krakowian, mieli setki pomysłów na rozegranie. Brylowali Chinyama, Rybus, Iwański, no i przede wszystkim Piotr Giza. Były gracz "Pasów" prawym pomocnikiem był trochę na niby, bo tak naprawdę większość czasu spędził w środku boiska (po prawej stronie spokojnie wystarczył Legii sam Rzeźniczak). W sobotę "Gizmo" - czujący się jak ryba w wodzie w kombinacyjnej grze - pokazał się ze swojej najlepszej strony. Mnóstwo piłek do niego trafiło, a on prawie zawsze dokonywał dobrych wyborów. Efekty to asysta przy pierwszym golu i zdobycie trzeciej bramki. Tej, po której dla legionistów mecz się zakończył.
Schodzącego w II połowie z boiska Gizę kibice nagrodzili owacją na stojąco. Wcześniej warszawska publiczność - jesienią bardzo Piotrkowi nieprzychylna - parę razy skandowała jego nazwisko.
Gdy Gizy na boisku już nie było, Cracovia zmarnowała kilka szans na poprawę wyniku.
Jak padły bramki
1-0 Akcja - palce lizać. Przez kilka sekund piłka nie dotknęła ziemi, bez przyjmowania zagrywali ją Chinyama, Iwański i Giza. Krakowianin idealnym podaniem obsłużył Chinyamę, który przyjmując futbolówkę minął jednocześnie zwodem Tupalskiego i huknął z 10 m do celu.
2-0 Chinyama i Roger ograli przed polem karnym Karwana, następnie ten pierwszy prostopadłym podaniem wypuścił w bój Rybusa. Kulig nie zdołał zablokować młodego skrzydłowego, który z 13 m uderzył w bliższy róg.
3-0 Akcja Legii prawą stroną. Z boku pola karnego Sasin nie przeszkodził Rzeźniczakowi w dośrodkowaniu na 5. metr. Do piłki - w lukę między Karwanem i Kuligiem - dobiegł Giza i głową wpakował ją do siatki.
4-0 Krótko rozegrany rzut rożny: Rybus do Rogera, Roger do Rybusa, centra na linię pola bramkowego. W pojedynku powietrzym Astiz przeskoczył wyższego od siebie o 12 cm Wasiluka i głową pokonał Cabaja.
- Więcej informacji z meczu Legia - Cracovia w Dzienniku Polskim.
Tomasz Bochenek - Dziennik Polski
Komentarze
Zaloguj się lub załóż nowe konto.
Zaloguj się lub załóż nowe konto.