Terazpasy.pl / Wydarzenia / Inne / Dwa tysiące serc i 50.000 złotych dla Krzysztofa Piszczka!

Dwa tysiące serc i 50.000 złotych dla Krzysztofa Piszczka!

piszczek-img
piszczek-img

W telegraficznym skrócie o tej fantastycznej i wzruszającej Imprezie:

  • W turnieju wzięło udział 12 zespołów w których wystąpiło około 20 obecnych i byłych piłkarzy Cracovii.
  • Okrasą turnieju były oczywiście derby w których Cracovia pokonała Wisłę Kraków 2:1 po bramkach Piotra Gizy i Marcina Bojarskiego.
  • Zwyciężył zespół Remexu, który w finale pokonał Górnika Wieliczka.
  • Trener Wojciech Stawowy i Pan Maciej Madeja najlepszym piłkarzem turnieju wybrali Piotra Morawskiego z Remexu.
  • Wsparcia Krzysztofowi udzieliło blisko 2 tysiące osób, które przez cały dzień szczelnie wypełniały halę w Skawinie.
  • Koszulkę Łukasza Skrzyńskiego kupiono za 2.100 złotych! Na leczenie Krzysztofa Piszczka zebrano około 50.000 złotych!

Wszyscy którzy chcą pomóc finansowo w leczeniu Krzysztofa Piszczka mogą wpłacać pieniądze na specjalne konto bankowe numer:

  • 32124044611111000046607391 z dopiskiem: "Dla Krzyśka".

Crac

Komentarze

Zaloguj się lub załóż nowe konto.

WIELKI SZACUN DLA OSÓB KTÓRE POMOGŁY KICIOWI !!!

SKRZYNIA, WITEK, MAMA SKRZYNI, no i nie sposób wymienić wszystkich !!! po prostu mam do was teraz taki szacun, bo pokazaliście że przyjaźń jest najważniejsza. Pozdro
skrzypek

Zaloguj aby komentować

Na gorąco...

Na turnieju w Skawinie Łukasz Rapacz i Łukasz Skrzyński zakomunikowali, że Krzysiek miał
operację we Czwartek i już czuje się "Dobrze"...
W piątek Łukasz Skrzyński jedzie po "Kicia" do Monachium i wracają razem do Skawiny,
aby Krzysiek spędził Święta w domu z rodziną. Już musi być dobrze!

P.S. Dzięki wszystkim za obecność na turnieju w Skawinie. Wygrało CZŁOWIECZEŃSTWO!!

Zaloguj aby komentować

YOU WILL NEVER WALK ALONE!! Jestem z Tobą...

Były piłkarz Wisły i Cracovii dwukrotnie wygrał walkę z rakiem. Teraz jest początkującym trenerem

Krzysztof Piszczek: Wiem, że kiedyś pewnie znów mnie dopadnie

- Ból ustawał tylko wtedy, gdy prowadziłem trening. Wiesz czemu nadal żyję? Dzięki rodzinie, przyjaciołom i piłce nożnej - mówi Krzysztof Piszczek, który dwukrotnie pokonał chorobę nowotworową. Wie jednak, że to nie koniec. - Pewnego dnia rak pewnie znów zaatakuje. Modlę się tylko, by dał mi czas na przygotowani do kolejnej bitwy.

Z powodu choroby dwukrotnie znikał na kilka miesięcy, nagle jakby zapadał się pod ziemię. W 2003 roku musiał przerwać karierę piłkarską. Pod koniec zeszłego roku natomiast został zmuszony do rezygnacji z prowadzenia drugoligowego Kmity Zabierzów. - Wiem, że będę musiał sobie radzić z tą chorobą do końca życia. Z rakiem nie można wygrać. Podobno ta choroba siedzi w każdym z nas, jednak uaktywnia się tylko w niektórych organizmach - mówi 30-letni dzisiaj Piszczek. On już wie, że trzeba cieszyć się z każdego dnia.

Usiądź wygodnie

Jest wychowankiem Wisły Kraków, jednak poważną szansę dostał dopiero w Cracovii. Był ważną postacią drużyny, która pewnie zmierzała do drugiej ligi. Gdy w kwietniu 2003 fani "Pasów" świętowali awans, on właśnie jechał do Poznania, by tam stoczyć walkę o życie. - Problemy ze zdrowiem pojawiły się miesiąc wcześniej. Coś dziwnego działo się z moim ramieniem, czułem się słabo, ciemniało mi przed oczami. W klubie chcieli, bym dograł do końca sezonu, ale ja postanowiłem działać. Udałem się do doktora Mariusza Urbana z Wisły. Początkowo podejrzewaliśmy, że to cysta, ale po obejrzeniu prześwietlenia Urban zabrał mnie do szpitala na dokładniejsze badania. Dzień później zaprosił mnie do siebie i kazał usiąść. Za chwilę musiałem się położyć. Nowotwór złośliwy - to zabrzmiało jak wyrok śmierci.

Dzień po fecie Cracovii wyjechał na leczenie. Zrobił to w tajemnicy, bo równie bardzo jak choroby, bał się litości i współczucia. W Poznaniu lekarze dawali mu sześćdziesiąt procent szans na przeżycie. Przeszedł poważną operację - przeżarta głowa kości ramiennej została uzupełniona tytanem, a chemioterapia sprawiła, że stracił wszystkie włosy i kilkadziesiąt kilogramów. Intensywne leczenie przynosiło na szczęście skutek i wkrótce wrócił do rodzinnej Skawiny. Mimo skrajnego wyczerpania, codziennie kopał piłkę. - Przy jednym ze strzałów poczułem ból w kręgosłupie. Na drugi dzień praktycznie nie mogłem podnieść się z łóżka. Szybko udałem się do szpitala w krakowskim Kobierzynie. To co tam usłyszałem pamiętam do dziś. Lekarz zaglądnął w historię mojej choroby, podrapał po skroni i wymamrotał: "Leczyć się jeżdżą do Poznania, a jak umierać przychodzą do mnie". Uznał, że pojawił się przerzutu. W mojej sytuacji faktycznie byłby to koniec.

Szybko został przetransportowany do Poznania. Dawka chemioterapii została zwiększona. Po sześciu dniach leczenia morfologię miał na poziomie 0,01. Choć w jego żyłach płynęła praktycznie woda, właśnie wtedy poczuł że naprawdę wygrał. Okazało się, że to nie był jednak przerzut. - Od razu zacząłem kombinować więc jak wrócić na boisko - wspomina dzisiaj z bladym uśmiechem.

Wyrzucony jak śmieć

Po dziesięciu miesiącach walki o życie wyglądał jak cień samego siebie. Łysy, wychudzony, chwiejący się na nogach stawił się w lutym na treningu Cracovii. Miał nadzieję, że klub wyciągnie do niego pomocną dłoń, jednak się przeliczył. - Chciałem dostać najniższą pensję. Od dyrektora Tabisza usłyszałem jednak, że powinienem iść na bezrobocie. Postanowiłem, że nie dam sobie tak łatwo odebrać czegoś, co przez ostatnie miesiące utrzymywało mnie przy życiu. Przez pół roku trenowałem za darmo, jednak w pewnym momencie pękłem. Poczułem się niepotrzebny i wpadłem w depresję. Okazało się, że w Polsce łatwiej jest się wyleczyć, niż później dojść do siebie.

Jakub Tabisz, który dziś jest wiceprezesem Cracovii twierdzi, że nie mógł w żaden sposób pomóc piłkarzowi. - To były moje pierwsze dni w klubie i odpowiadałem jedynie za podpisywanie profesjonalnych kontraktów. By zawrzeć umowę z zawodnikiem potrzebowałem pozytywnej opinii trenera i zgody lekarskiej. W przypadku Krzysztofa, tego drugiego zabrakło, więc nie mogłem nic zrobić. W klubie nikt nie chciał wziąć odpowiedzialności za zatrudnienie Piszczka - mówi dzisiaj Tabisz. Wojciech Stawowy, który Piszczka ściągnął do zespołu "Pasów" twierdzi, że powoli przywróciłby go do pełnej sprawności. - Nie widziałem żadnych przeciwwskazań. Klub jedynie proponował mu rolę trenera młodzieżowego, ale Krzysiu koniecznie chciał grać. Nie dziwię się, że teraz czuje żal. W takiej losowej sytuacji klub powinien podać zawodnikowi rękę - mówi 42-letni trener.

- Jeszcze dziś gotuje się we mnie krew, gdy sobie to przypominam - Łukaszowi Skrzyńskiemu od razu podnosi się głos. Z Piszczkiem chodził do przedszkola, od tego czasu trzymają się razem. - Klub nie pomógł mu w żaden sposób. Najpierw nawet nie kiwnęli palcem, by ułatwić znalezienie odpowiedniej pomocy medycznej. A gdy wrócił z leczenia i chciał podjąć treningi, otrzymał zakaz wyjazdu na zgrupowanie. Dopóki mógł grać, był klubowi potrzebny. Gdy jednak okazał się niezdolny do gry, został wyrzucony jak przedmiot. Nigdy nie krytykowałem Cracovii, ale o tym, jak go wtedy potraktowali, będę pamiętał do końca życia. Zabrali mu powietrze, więc zaczął się dusić - mówi "Skrzynia".

Z ratunkiem przyszli działacze Skawinki. Zebrali pieniądze i powierzyli mu posadę trenera juniorów. Praca z młodzieżą dawała mu sporo satysfakcji, jednak wciąż nie porzucił myśli o powrocie do gry. Raz jeszcze spróbował z Cracovią, by dzień przed wyjazdem na zgrupowanie dowiedzieć się, że nie ma dla niego miejsca w autokarze. Ostatnią próbę podjął w Kmicie Zabierzów. - Fizycznie dawałem sobie radę, ale pozostała obawa o bark. Dobrze to wszystko przemyślałem. Piłka uratowała mi życie. Ryzykowanie dla niej byłoby teraz głupotą - mówi. Dlatego postanowił skupić się na pracy trenerskiej. Szóstego lipca zeszłego roku stanął przed życiową szansą - został samodzielnym trenerem drugoligowego Kmity. - To miał być najszczęśliwszy okres mojego życia - wspomina. Nic z tego. Dziewięć dni później koszmar powrócił. Nastąpił nawrót choroby.

Nie dać się pożreć

Piszczek stanął przed dylematem. Rozpocząć natychmiastowe leczenie, czy jak najdłużej pozostać na ławce trenerskiej. - W wieku 29 lat samodzielnie prowadziłem drugoligową drużynę, dlatego wybór nie był łatwy. Próbowałem pracować jak najdłużej, ale musiałem pamiętać, by nie dać się pożreć. Z dnia na dzień ból ręki narastał. Nie czułem go tylko w trakcie treningu. Gdy schodziłem z boiska, ból stawał się nie do zniesienia. Co godzinę brałem bardzo silne środki przeciwbólowe. Po meczu z Turem Turek powiedziałem o chorobie moim zawodnikom, a w październiku poleciałem do Monachium na leczenie - relacjonuje.

Tam na własnej skórze przekonał się jak w ciągu czterech lat nauka poszła do przodu. Nowy system leczenia chemioterapią (testowany na Lance Armstrongu) nie jest już tak wyniszczający dla organizmu, choć nadal jest niezwykle wyczerpujący. - Trzydniowa sesja chemioterapii zwaliła mnie z nóg. Mimo to na drugi dzień wróciłem do kraju, by poprowadzić drużynę w meczu z GKS-em Jastrzębie. Następna sesja miała trwać aż trzy tygodnie. Bałem się, że mnie zabije. Było groźnie, bo nowotwór zaatakował także płuca i one też były operowane. Oddychałem tylko dzięki specjalistycznej aparaturze. Przy życiu trzymały mnie wieści z klubu, rodzina i przyjaciele, którzy regularnie odwiedzali mnie w klinice - wylicza piłkarz.

Nie znasz jutra

Jednym z tych przyjaciół jest Marek, który z Krzyśkiem się wychowywał, a obecnie mieszka w Monachium. - Podziwiam go. Choć lekarze powtarzali, że jego szanse są niewielkie, on ubzdurał sobie, że wyjdzie z tego. Upatrzył sobie lekarza z Włoch, z którym mógł pogadać o piłce i jego się trzymał. Gdy wchodziliśmy do jego pokoju, wstępowały w niego nowe siły. Ku zaskoczeniu lekarzy potrafił zjeść siedem, osiem obiadów dziennie. Jednego nie zapomnę do końca życia. Tłumaczyłem mu pismo, w którym lekarze sugerowali amputację chorej ręki. Jak miałem mu to powiedzieć?! On nawet nie chciał o tym słyszeć. Jestem pewien, że dzięki uporowi i determinacji, dojdzie w życiu bardzo daleko - mówi Marek.

Do Polski wrócił praktycznie wyleczony, ale czekała go jeszcze operacja ręki. W Monachium chcieli usunąć niemal całe ramię. Już siedział w samolocie, jednak lot został odwołany. Raz jeszcze zadzwonił do Poznania. Tam podjęli decyzję, że spróbują usunąć guz bez naruszania ramienia. Operacja się powiodła i po kolejnej sesji chemii, Piszczek zaczął powoli wracać do pełni zdrowia. - Od czerwca znów oddycham pełną piersią. Wiem, że mam około 50% szans na to, że nowotwór mnie już nie zaatakuje. Ale staram się o tym nie myśleć. Zresztą kto z nas może być w stu procentach pewien, że nazajutrz będzie zdrów? Dzisiaj rak jest chorobą społeczną. Na szczęście nauka poszła mocno do przodu.

Właśnie podjął pracę w czwartoligowym klubie spod Krakowa. - To dobre miejsce, by wrócić do zawodu. A na kolejną walkę z rakiem jestem gotów. Nie boję się, wiem, że sobie poradzę.



TO JEST CZŁOWIEK GODNY SZACUNKU I PODZIWU, nie tylko dla piłkarzy...

Pozdrawiam "Kiciu". Wracaj do Skawiny!

Zaloguj aby komentować

Zaloguj się lub załóż nowe konto.

Komentarze

Jest na czym budować drużynę......wzmocnienia w obronie i powrót po kontuzją h Van Bure...
Skrzywdzona przez sędziów...po meczu z GKsem..teraz Z Legią ........
post:
Obrona
Jezuuuuuu, wchodzi Al-Ammari ....Ciemność widzę, ciemność !
post:
Obrona
Sokołowski do zdjęcia !!!!!
post:
Obrona
Najgorsze, że chłopy po 190 cm nie potrafią wygrać górnych piłek. Obawiam się, że wykoń...
Bez obrony to można pomarzyć o dobrym wyniku.....Bez komentarza
Mamy sakramenckie pizdy w obronie. Kur.... zero ataku na napastników....
GKS Katowice nie wygrał tego meczu,wygrał go sędzia dał im 3 punkty,powinien być wyrzuc...
Niestety na początku meczu wykrakaliśmy, że nas Sylwestrzak wydrukuje ;(
Ta pierwsza to oczywiście wolny po rzekomym faulu Kakabadze za który ten aktor z gieksy...
Pierwsza stracona to zdecydowanie buc Sylwestrzak ale to samo z czwartą - Biedrzycki pr...
musimy ten mecz wygrać tylko mistrzostwo
W meczu z GKS pierwsza bramka to prezent od Sylwestrzaka, druga Jugas ze Skovgardem, tr...
Do tej pory nie krytykowałem za bardzo Ravasa, ale wczoraj już ręce opadały. Wyglądał p...
Pomijając już cały ten żałosny występ Cracovii to jak można na koniec doliczonego czasu...
jak można dopuścić to tak beznadziejnej gry w obronie i z takiej głupoty tracić bramki...
Szukać obrońców a w szczególności stoperów w przerwie zimowej !!!! Ciągle kontuzje ob...
wstyd i kompromitacja ostatnia bramka to nawet b klasa lepiej kryje w obronie gdzie b...
To co zobaczyliśmy wczoraj w wykonaniu obrońców i bramkarza jest kwintesencją każdego z...
Bramkarza bronią liczby........jeżeli w lidze traci 24 goli. W 15 meczach to chyba...
Ravas na lawke w nastepnej kolejce, recznik w bramce!
Czy jest w stanie wybronić ku,,,,a choć jeden mecz w sezonie
post:
Kalman.
Co ty gadasz nikogo nawet juz w ekstraklasie nie bedzie stac na Kalmana ,turcy dają wię...
Wiem,że to nie będzie łatwe ale władze Cracovii powinny zrobić wszystko, żeby go zatrzy...
chwała tobie nasz mistrzu