60 lat temu: Mikołaj obdarował Cracovię
I to jest jedyny przypadek, gdy o tytule mistrza Polski zadecydował dodatkowy mecz, taki swoisty play-off. Smaczku dodawało, że w decydującym boju rywalizowały o złoto dwie drużyny z jednego miasta.
Jak wspominał kiedyś w rozmowie ze mną nieżyjący już piłkarz Wisły Tadeusz Legutko, afisze nie były potrzebne, bo cały Kraków wiedział, kiedy mecz i gdzie. Jakichś specjalnych przygotowań do meczu w klubach nie prowadzono. Spotkano się na Garbarni, wiślacy zaatakowali od razu i właśnie Legutko z podania Gracza dalekim strzałem zdobył gola. Ponieważ było to 5 grudnia, a tego dnia wieczorem w Małopolsce pewien święty zaczyna chodzić z prezentami, dowcipny gracz (nomen omen) Mieczysław Gracz rzucił krótko do rywali: - No to mocie prezent na Mikołaja! - Ale skwaszone na początku "pasiaki" nie załamały się, odrobiły straty i wygrały mecz 3-1. Wtedy poleciały w stronę Gracza riposty: - To wy mocie na Mikołaja!
Był to ostatni tytuł MP zdobyty jak dotąd przez Cracovię. Wisła pocieszyła się zdobyciem złota już za rok. Drużyny wystąpiły w składach, Cracovia: Rybicki - Gędłek, Glimas - Jabłoński I, Kaszuba, Jabłoński II - Poświat, Radoń, Różankowski II, Różankowski I, Strąk -Szeliga. Wisła: Jurowicz - Flanek, Filek - Kubik, Legutko, Wapiennik II - Cisowski, Gracz, Kohut, Rupa, Mamoń. Bramki zdobyli, dla zwycięzców: Stanisław Różankowski w 44 i 62 min, Czesław Strąk-Szeliga w 44 i dla pokonanych: Tadeusz Legutko w 2 min. Trenerem Cracovii był Stanisław Malczyk, a rywali - Józef Kuchynka. Sędziował Julian Brzuchowski, przyszły projektant Stadionu Śląskiego. Dochód z meczu przeznaczono na budowę... domu partyjnego (wtedy "jednoczyły się" PPR i PPS).
- Taki dzień trudno zapomnieć - słusznie zauważa jedyny żyjący uczestnik dodatkowego boju o MP w 1948 R. wiślak, boczny obrońca Stanisław Flanek. - Chcieliśmy ten tytuł zdobyć, w drużynie panowało przekonanie, że jesteśmy lepsi, mamy dobry atak, poradzimy sobie. Jeszcze, jak dowiedzieliśmy się, że rywal zagra bez czołowych graczy: Tadeusza Parpana w obronie i Henryka Bobuli...
- To dlaczego przegraliście?
- Zaczęło się dobrze, Tadziu Legutko zdobył gola już na początku. Ale tuż przed przerwą Poświat zacentrował i Staszek Różankowski wyrównał. Główkował z 15 metrów i do dziś się zastanawiam, gdzie był wtedy Jurek? (bramkarz Jurowicz). Nie widział piłki? Za moment powstało zamieszanie pod naszą bramką, Czesław Szeliga oddał taki strzał rozpaczy i ku memu osłupieniu piłka wylądowała w siatce. Po przerwie zyskaliśmy miażdżącą przewagę, ale z oblężenia bramki Cracovii nic nie wyszło, nasz atak mało strzelał. A kiedy wiślacy przesiadywali pod bramkę Rybickiego, Cracovia przeprowadziła kontrę, trzech zawodników pognało na mnie i Jurowicza i padł trzeci gol. Wcześniej też nie mogłem zapobiec utracie goli, pilnowałem swojej strony, akcje przeprowadzane były z drugiej. (...)
Świadkiem meczu z 1948 r. był piłkarz Cracovii Mieczysław Kolasa, występujący na lewym skrzydle lub lewej pomocy.
- W tamtych czasach nie można było przeprowadzać zmian w trakcie gry, nawet gdy ktoś odniósł kontuzję - wspomina Mieczysław Kolasa. - Toteż gdy trener Stanisław Malczyk w porozumieniu z kapitanem zespołu Edwardem Jabłońskim ustalił wyjściową jedenastkę, otrzymałem bilet gratis i udałem się z innym niegrającymi piłkarzami na sławną, drewnianą trybunę Garbarni. A nie grałem, bo po zakończeniu sezonu prawie nie trenowałem. W tabeli Wisła wyprzedzała Cracovię lepszym stosunkiem bramek i niejeden z nas, "pasiaków", myślał, że tak zostanie. Tymczasem PZPN nakazał trzeci mecz, Wisła się odwołała, toteż wszystko przeciągnęło się do grudnia. Dobrze, iż nie sypał śnieg, pogoda była jak teraz. Pamiętam oblężenie stadionu, kibice wisieli na płocie, na drzewach, było ich chyba 20 tys. To Marian Jabłoński powiedział mi później, że Gracz po golu dla Wisły, ofiarował nam Mikołaja. Nie wiem dlaczego Rybicki nie obronił dalekiego strzału Legutki, chyba był zasłonięty. Ale to Cracovia okazała się skuteczniejsza, a Kaziu Kaszuba świetnie zastąpił Parpana. Staszek Flanek potem mi się przyznał, że po tej porażce nie spał trzy noce. Jak mówiono, Wiśle zaszkodził brak współpracy napastników Mietka Gracza i Józka Kohuta, za bardzo chcieli indywidualnie.
- Było w Cracovii wielkie świętowanie?
- Podstawiono dla drużyny odkryty samochód dostawczy i zrobiono rundę wokół Błoń. Ci, co grali, poszli na kolację do restauracji, rezerwowi - skromnie do domu. Niektórzy z graczy za mistrzostwo otrzymali złote pierścienie z chorągiewką Cracovii. Nie było też nagród, a piłkarze nawet się nie upominali, takie były czasy, jak zarząd coś ustalił, to było przestrzegane.
Mieczysław Kolasa był zawodnikiem Cracovii w latach 1947-56, z kolei 40 lat przepracował w Zakładach Zieleniewskiego jako ślusarz, starszy mistrz. Obecnie na emeryturze śledzi, jak spisują się w ekstraklasie jego następcy.
Cały artykuł - "Mikołaj obdarował Cracovię" - w Dzienniku Polskim.
Jan Otałęga - Dziennik Polski
Komentarze
Zaloguj się lub załóż nowe konto.
Zaloguj się lub załóż nowe konto.