#SiemionOdSerca: "Pasów" przepis na pozytywny, majówkowy nastrój? Punkty, punkty, punkty!
- Skoro w ciągu ostatnich tygodni wygraliśmy na wyjeździe z liderem, Jagiellonią, zremisowaliśmy na boisku trzeciego zespołu Ligi, Lecha, i odprawiliśmy z kwitkiem zajmującego wówczas trzecią pozycję Górnika to dlaczego mielibyśmy być minimalistami w rywalizacji z drugim zespołem tabeli, Śląskiem? – pisze na Terazpasy.pl Tomasz Siemieniec , były piłkarz i kierownik Cracovii.
Kończyłem pisanie w kwietniu z pewnymi obawami, ale i z nadzieją na przyszłość. Cały czas powtarza się ten schemat, że naszych zawodników nie trzeba specjalnie mobilizować na mecze z dobrymi drużynami - z drużynami z czołówki. Po cichu liczyłem więc na to i pisałem o tym, że ze względu na dotychczasowe wyniki mecze z Lechem, czy z Górnikiem mogą się dla nas okazać łatwiejsze niż choćby ten z Puszczą.
Per saldo dużo lepiej punktujemy po prostu z mocnymi rywalami, niż z zespołami z dołu tabeli i nawet te dwa pierwsze mecze z nowym trenerem tylko potwierdziły taką właśnie tendencję.
Podążając więc za tego rodzaju logiką liczyłem w meczu z Lechem w Poznaniu na remis. Wiedzieliśmy doskonale jak gra "Kolejorz" i jak w tym sezonie wygląda pod względem organizacji i jakości gry. Nie ma się co oszukiwać: Lech obecnie jest bardzo chimeryczny, na pewno nie jest też tak atrakcyjnie grającym zespołem co w zeszłym sezonie i przed meczem z nimi wcale nie czułem, że znajdujemy się na straconej pozycji.
Jedyne, czego się bałem to fakt, że jest to jednak drużyna walcząca o jasno określony cel, który wciąż był (jest?) dla nich realny, czyli mistrzostwo, albo przynajmniej wicemistrzostwo Polski.
Tym niemniej statystyki meczów z "Kolejorzem" na przestrzeni wielu lat nie są dla nas szczególnie przytłaczające, idzie nam z nimi w miarę dobrze, nie jest to jakaś nasza zmora, a na pewno nie jest to klub, z którym nie potrafilibyśmy ani wygrać, ani zremisować.
My byliśmy w każdym razie przed spotkaniem nastawieni na to, że możemy coś w Poznaniu ugrać i będzie to w naszym przypadku pewnego rodzaju nie bonus, natomiast Lech był "na musiku" - jeśli chcieli być postrzegani jako poważny kandydat do tytułu to MUSIELI z nami wygrać. Do tej pory Lech nie pokazywał na boisku, że chce tego mistrzostwa za wszelką cenę i prawdę powiedziawszy w meczu z Cracovią... też tego nie pokazał.
Zwycięski remis przy Bułgarskiej
Za ten mecz trzeba jednak pochwalić nasz zespół przede wszystkim za organizację na boisku, bo to nie jest tak, że myśmy zdobyli punkt tylko z uwagi na słabość i nieporadność Lecha; tym bardziej, że patrząc na ostatnie kilka spotkań poznańskiej jedenastki to akurat mecz z Cracovią nie był na pewno ich najsłabszym występem w minionych tygodniach.
Myśmy jednak na ten punkt zasłużyli, solidnie go wypracowali, właśnie dzięki znakomitej organizacji i odpowiedzialności za swoje pozycje, za swoje obszary. Oprócz tego, że Lech od dłuższego czasu nie ma już dobrego pomysłu na to jak rozgrywać swoje akcje ofensywne, gubi się w ataku pozycyjnym i liczy tylko na indywidualne przebłyski poszczególnych graczy to w tym meczu doszedł wprawdzie do trzech klarownych sytuacji bramkowych, ale czy należy uznać, że to jest dużo?
Żadnej z tych stworzonych sytuacji zresztą nie wykorzystał, mieliśmy także w bramce "poukładanego" gościa w postaci Hroššo. To nie jest tak, że te strzały na bramkę "Biało-Czerwonych" były łatwe do wybronienia - trzeba się było trochę wykazać i Lukáš wykazał się wspaniale.
Cracovia stworzyła sobie przy Bułgarskiej tak naprawdę jedną dogodną sytuację: po akcji Makucha i pięknym wycofaniu do Källmana. Gdyby tylko Fin trafił w bramkę to śmiem twierdzić, że golkiper Lecha byłby bezradny. No ale nie udało się i trzeba powiedzieć, że w ofensywie nie byliśmy zbyt groźni w przekroju całego meczu. Coś jednak za coś: postawiliśmy na to, żeby nie przegrać i przed meczem remis bralibyśmy w ciemno. Trudno się zatem krzywić, gdy ten cel został zrealizowany.
Traktuję ten remis jako sukces całego zespołu i trzeba kilka ciepłych słów w tym kontekście powiedzieć też o nowym sztabie szkoleniowym, który - to widać jak na dłoni - stara się z meczu na mecz podnosić poziom organizacyjny drużyny. W Poznaniu wyszło to naprawdę dobrze, zdyscyplinowani w swym kompaktowym ustawieniu, a tydzień później... Tydzień później znów zobaczyliśmy w tej materii progres. I to jaki!
O mobilizacji i motywacji słów kilka
Oczywiście ułatwieniem dla trenerów jest fakt, o którym wspominałem na początku: że do starcia z Lechem, czy Górnikiem nie jest konieczna specjalna mobilizacja. Gdy gramy z przeciwnikiem z dołu - z kimś teoretycznie od nas słabszym - mam wrażenie, że coś nam się "poluzowuje". Z drugiej strony: mobilizacja - to jedno, a organizacja - to drugie. To właśnie dobrej organizacji która byłaby obecna przez pełne 90 minut w wielu meczach tego sezonu, w których głupio traciliśmy punkty nam brakowało.
Z Górnikiem zarówno mobilizacja jak i organizacja gry była nieomal perfekcyjna. Parę dni przed meczem byłem nazbyt wielkim pesymistą, oceniając, że remis znów brałbym w ciemno. Zespół trenera Urbana miał ostatnio taką passę, grając bardzo dobry futbol - futbol skuteczny i wyrachowany - że wszyscy mówili: "czeka nas trudne zadanie".
Skład Górnika "na papierze" nie wyglądał może groźnie, ale miejsce w tabeli i fakt, że zdobyli na wiosnę najwięcej punktów z całej ligowej stawki nie pozostawiał miejsca na jakąkolwiek dozę lekceważenia. Wobec tego, że trafialiśmy na rozpędzonego Górnika z pewnością nikt nie mógł przypuszczać, że wygrana Cracovii przyjdzie tak łatwo i że będzie tak wysoka.
Z drugiej strony: tak jak mówiłem o tym, że nam łatwo się mobilizować na drużyny czołówki, tak mam wrażenie, że w Zabrzu przed meczem z Cracovią, a więc z zespołem broniącym się przed spadkiem potrzebna była duża praca mobilizacyjna i post factum można napisać, że ona się im po prostu nie powiodła.
Mogę powiedzieć pół żartem-pół serio, że pomógł mi zmienić swe negatywne nastawienie do zbliżającego się meczu z zabrzanami wynik finału Pucharu Polski. Stwierdziłem po nim, że jedyne co może mi poprawić nastrój to wygrana "Pasów" w stosunku tak gdzieś 4:0. Powiedziałem to w charakterze bon motu kilku osobom, z którymi rozmawiałem i gdy potem razem oglądaliśmy mecz to gdzieś tak między 2:0, a 3:0 zaczęliśmy się śmiać, że chyba "scenariusz" się realizuje.
Żadnych złudzeń, zabrzanie
Już od pierwszej minuty meczu widać było jaka jest różnica w nastawieniu obu zespołów. Cracovia szła "jak po swoje", rzuciła się rywalowi do gardła nie czekając ani chwili i bardzo szybko go "napoczęła". Gol w 4. minucie "ustawił" całe spotkanie, potem poszliśmy za ciosem, nie odpuszczając ani na chwilę, nie spuszczając z tonu aż do ostatniej minuty.
Mobilizacja, determinacja, świetne ustawianie i przesuwanie się po boisku, odpowiedzialność w kryciu i w grze jeden na jeden - wszystko to stało na bardzo wysokim poziomie i w zasadzie wypadałoby pochwalić mnóstwo zawodników, o ile nie wszystkich.
Najlepszy swój mecz w Cracovii zagrał bez dwóch zdań Patryk Makuch, który nie dość, że strzelił bramkę, to jeszcze asystował, potrafił piłkę przytrzymać, zastawić, odwrócić się, dograć. Michał Rakoczy także błyszczał tak, jak od niego oczekujemy - bo wiemy przecież na co go stać. "Raku" szukał formy przez wiele tygodni w tym sezonie, miał słabsze momenty i wyglądał niekiedy na zagubionego, ale teraz widać, że znów jest "w gazie" i ręce same składają się do oklasków, gdy się ogląda jego grę.
Chciałem jeszcze pochwalić za ten mecz Kamila Glika - o ile na początku ze dwa razy słabo się zachował i "machnął się" przy stanie 1:0 (uratował go Ghiță), o tyle w przekroju całego meczu był pewnym punktem defensywy, dobrze dyrygował zespołem, strzelił też gola i spokojnie może zaliczyć ten występ do jednych z najlepszych w barwach "Pasów". Zagraliśmy zresztą drugi z rzędu mecz na zero z tyłu i rolę Glika nie sposób w tym pominąć.
Wymieniać z imienia i nazwiska można by tak długo, bo znakomity mecz był udziałem nie tylko piłkarzy z podstawowego składu, ale także i zmiennicy pokazali się z jak najlepszej strony. Rózga i Atanasov - dwaj współautorzy piątego gola - postawili tego dnia idealną kropkę nad "i". Całą drużyna, cały sztab zasługuje na brawa.
Jedyne drobne pretensje, czy może raczej ostrzeżenia, jakie chciałem wyartykułować skieruję jednak właśnie do wspomnianego przed chwilą Rózgi: "Buli" musi zacząć lepiej panować nad emocjami, bo prędzej czy później "beknie" za to ciskanie się do sędziów. Ta jego agresja jest dobra na boisku, ale po gwizdku sędziego staje się już niebezpieczna i niemądra. Doskakiwanie do arbitra, "pyszczenie", zważywszy jeszcze w dodatku na młody wiek i gorącą głowę naprawdę nie jest dobrym pomysłem i z tego musi jak najszybciej zrezygnować. Jak się tego oduczy - będzie dzięki temu jeszcze lepszym piłkarzem, a przecież wszyscy trzymamy za niego mocno kciuki.
Pogromcy czołówki - oby do samego końca
Podsumowując mecz z Górnikiem: jak tu się nie cieszyć z takiego zwycięstwa i jak nie być optymista przed kolejnym spotkaniem? Widmo spadku znacznie się od nas oddaliło i można napisać, że cztery punkty przewagi nad strefą spadkową na trzy kolejki przed końcem to solidna zaliczka. Mam jednak nadzieję, że już wkrótce we Wrocławiu przypieczętujemy swoje utrzymanie: wygrajmy ze Śląskiem i miejmy już ten temat definitywnie zamknięty.
Nie ma się co oglądać na innych: powinniśmy zrobić swoją robotę, która ostatnio naprawdę dobrze nam idzie. Tym bardziej, że ten Śląsk, z którym zmierzymy się w piątek to już inny zespół, niż jeszcze pół roku temu, choć oczywiście wciąż pozostaje on wiceliderem i wciąż ma szanse na tytuł mistrzowski.
Ale skoro w ciągu ostatnich tygodni wygraliśmy na wyjeździe z liderem, Jagiellonią, zremisowaliśmy na boisku trzeciego zespołu Ligi, Lecha, i odprawiliśmy z kwitkiem zajmującego wówczas trzecią pozycję Górnika to dlaczego mielibyśmy być minimalistami w rywalizacji z drugim zespołem tabeli, Śląskiem?
Musimy wyjść po prostu tak samo solidnie jak na Lecha i na Górnika, z tym może drobnym zastrzeżeniem, że warto by było oddawać więcej strzałów na bramkę niż w Poznaniu. Nie będę tu się odnosił do meczu z Zabrzem, bo tam było strzałów co nie miara, ale w Poznaniu zagraliśmy tak głęboko, że w zasadzie nie daliśmy sobie wielu szans na lepszy wynik.
A mamy przecież piłkarzy, którzy dysponują dobrym uderzeniem z dalszej odległości: Sokołowski, Atanasov, Rakoczy, Knap - praktycznie wszyscy nasi środkowi pomocnicy mają czym straszyć jeśli chodzi o takie strzały. Jeśli my będziemy oddawać takie strzały z dalszej odległości to będziemy tym wyciągać obronę rywala, będziemy dawać więcej przestrzeni skrzydłowym, zmusimy Śląsk do większego zagęszczania środka. Tego jednego narzędzia używamy dość oszczędnie, a myślę, że by nam ono pomogło - zwłaszcza na wyjazdach.
Zobaczymy jak będzie, ale pamiętajmy, że mamy jeszcze coś do udowodnienia Śląskowi za spotkanie z rundy jesiennej. Jestem przekonany, że o mobilizację w naszych szeregach nie będzie trudno. I bardzo mi się podoba to, że w kolejnym sezonie Cracovia "rozdaje karty" w grze o mistrzostwo: niech jeszcze "Pasy" popsują szyki Śląskowi i Rakowowi, a może się okazać, że najbardziej skorzysta na tym... "Kolejorz".
W każdym razie będę bardzo szczęśliwy, jeśli w ostatniej kolejce będziemy mogli pojechać do Chorzowa bez jakichkolwiek obciążeń i tylko z taka myślą, żeby zagrać dobry mecz. Tego nam i sobie życzę.
Do Wrocławia jeszcze niestety nie jadę, ale myślę, że w następnym meczu z Rakowem już będę mógł się stawić na trybunach. Ze zdrowiem coraz lepiej, także i u mnie wszystko idzie ku dobremu.
Tomasz Siemieniec „Siemion"
Od redakcji:
- #SiemionOdSerca – [poprzednio: „Okiem (byłego) kierownika”] - to stałe miejsce na Terazpasy.pl w którym Tomasz Siemieniec, były piłkarz i kierownik Cracovii, dzieli się swoimi obserwacjami i przemyśleniami na temat najstarszego Klubu w Polsce.
- Jeśli chciałbyś zabrać publicznie głos w tej lub innej sprawie interesującej dla kibiców Cracovii prześlij swój tekst na adres: admin/at/terazpasy.pl. Najciekawsze artykuły, listy i felietony opublikujemy. Redakcja zastrzega sobie jednocześnie prawo do skracania nadesłanych tekstów.
Komentarze
Zaloguj się lub załóż nowe konto.
Zaloguj się lub załóż nowe konto.