Paweł Sasin: - Grzechem byłoby tego nie strzelić, ale...
- Po nieudanym początku sezonu i dwóch porażkach, zdobyliście 4. punkty w meczach z najsilniejszymi zespołami polskiej ligi...
- Na pewno to cieszy. Najbardziej cieszy to, że po meczu z Lechią (2:6) zdołaliśmy się podnieść. W ostatnich dwóch meczach zagraliśmy na "zero z tyłu", a wcześniej w jednym meczu straciliśmy sześć bramek. To jest dla nas bardzo ważne, bo w tamtym sezonie nie mogliśmy zakończyć meczu remisem i przegrywaliśmy, a jeśli nie można meczu wygrać to trzeba go zremisować. Na Legii to się udało, a dzisiaj wygraliśmy 1:0. Zdobyliśmy więc 4. punkty z dwoma rywalami, którzy walczą o mistrza Polski.
.
.
- Spodziewaliście się, że pierwsze zwycięstwo w tym sezonie odniesienie w meczu z Lechem Poznań, jednym z głównych kandydatów do mistrzowskiego tytułu?
- Nie ma się co oszukiwać. W tym meczu, podobnie jak w meczu na Łazienkowskiej nie byliśmy faworytem. Lech po ostatniej porażce w lidze bardzo chciał się zrehabilitować. Zdobyliśmy 3. punkty z których bardzo się cieszymy.
- Zanotowałeś prawdziwe "wejście smoka" zdobywając zwycięską bramkę kilkadziesiąt sekund po wejściu na boisko.
- Na pewno jest to moja duża osobista radość, choć wiem, że w niektórych sytuacjach powinienem zachować się lepiej bo pojawiała się niepotrzebna nerwowość. Gdy wchodzę na boisko to staram się zawsze pokazać z jak najlepszej strony, tak aby w następnych meczach wychodzić w pierwszym składzie.
- Duży udział w zwycięskim golu miał Radosław Matusiak, który sprytnie przepuścił do Ciebie piłkę...
- Udział w bramce miało kilku zawodników. Darek Pawlusiński bardzo dobrze dograł, a z Radkiem bardzo dobrze się zrozumieliśmy i ładnie przepuścił mi piłkę. Nie pozostało mi nic innego tylko skierować ją do pustej bramki. Grzechem byłoby tego nie strzelić, ale... widziałem nie raz jak znacznie lepsi piłkarze w takich sytuacjach przed strzałem cieszyli się z gola, a piłka lądowała za bramką. Dlatego zachowałem zimną krew do samego końca. Cieszę się z bramki, ale najważniejsze są dla mnie trzy punkty.
- Drugi mecz z rzędu rozpocząłeś na ławce rezerwowych...
- Tak. Zacząłem znowu na ławce rezerwowych, ale staram się na każdym treningu i na w każdym meczu - niezależnie czy wchodzę na minutę czy pół godziny - udowodnić trenerowi, że zasługuję na pierwszy skład.
- Może trener widzi w Tobie jokera, który wchodzi w końcówce i tak jak dzisiaj i przesądza o losach meczu?
- Gdybym miał wchodzić z ławki i w każdym meczu strzelać bramki i w ten sposób pomagać drużynie to na pewno byłaby fajna rola. Ale ja jestem ambitnym człowiekiem, ambitnym piłkarzem i bardzo zależy mi na grze w pierwszym składzie. Dlatego ostro trenuję i ostro walczę o miejsce w podstawowej jedenastce.
- Zagraliście w odstępie kilku dni dwa mecze z Legią i Lechem. Mógłbyś porównać te zespoły?
- Ciężko porównać te drużyny. Są to zespoły, które walczą o tytuł mistrza Polski. Łatwiej ocenić mi moją drużynę, bo skupiamy się na sobie. W tych dwóch meczach zdobyliśmy cztery punkty i z tego się cieszymy.
- Zdobyliście cztery punkty z Legią i Lechem i - co trzeba podkreślić - nie straciliście ani jednej bramki...
- Tak, to jest dla nas bardzo ważne. Po meczu z Lechią z którą straciliśmy aż sześć bramek, nie daliśmy sobie strzelić gola na Łazienkowskiej i w meczu z Lechem. To jest na pewno bardzo motywujące i budujące.
- Za tydzień jedziecie do Kielc na mecz z Koroną, z Twoim poprzednim klubem...
- Tak. Przychodziłem do Cracovii właśnie z Korony Kielce. Fajnie będzie tam wrócić, bo bardzo miło wspominam swój pobyt w Kielcach. Odszedłem z klubu w zgodzie z działaczami i trenerami. W Kielcach poznałem swoją narzeczoną, która jest z tego miasta.
Rozmawiał: Crac
Fot. Crac
Komentarze
Zaloguj się lub załóż nowe konto.
Zaloguj się lub załóż nowe konto.