Sprawdzone wzorce
Marian Geszke wydawał się Kazimierzowi Górskiemu dobrym trenerem, tylko że nie miał wyników. Josef Nevodomsky był dla piłkarzy Garbarni facetem idealnym do trenowania podnoszenia ciężarów. Czy do kategorii nieudaczników można zakwalifikować Stefana Majewskiego?
Nevodomsky, rodem z tamtej strony Tatr, pewnikiem wyraziłby absolutne oburzenie. Zamiast uczyć swych podopiecznych trudnej sztuki wypuszczania w uliczkę, Nevodomsky wolał w styczniu 1972 zabrać garbarzy do Nowego Targu i dopiero tam, w kopnym śniegu, wpuścić ich w kanał. Jurek Jasiówka nosił na barana dwa razy cięższego Grzesia Karpiela, aż w końcu uznał, iż nawet u schyłku kariery zdrowa przepuklina jednak mu się przyda. - Co jest grane? - pytał jeden drugiego. Od razu dodając, że nikomu ani przez sekundę nie chodziła po głowie chęć zmiany dyscypliny sportu. Łącznie z aspiracjami do znakomitej kadry ciężarowców Klemensa Roguskiego.
Nevodomsky wreszcie poszedł sobie w diabły, lecz zanim to nastąpiło zdążył dokonać spustoszenia w podwójnym wymiarze. Drużynę, którą Nevodomsky miał ocalić od zagłady, nieuchronnie rozstrzelano na drugoligowym froncie wojennym. Zaś świadomość degradacji pogłębiały czarne myśli, że kiedyś zwarty kolektyw został rozpieprzony w drebiezgi. Gdyby tylko taka możliwość istniała, o podpowiedź w kwestii "jak lizać rany?" byłyby poproszone wszystkie czarne koty na Ludwinowie.
Majewski najwyraźniej podąża teraz w Cracovii starym tropem Nevodomsky'ego, choć przyznać trzeba, iż twórczo pokusił się o zmodyfikowaną wersję bzdury totalnej. Z położeniem akcentu, aby dźwiganie sztangi zastąpiły biegi spod Błoń do Maratonu. W gruncie rzeczy jednak o to samo chodzi. O okrutne mordowanie futbolu, który przecież potrafiły "Pasy" uprawiać z dużym powodzeniem w poprzednich sezonach.
W opozycji do tego stanu aktualnie odbywa się katowanie piłki połączone z konsekwentnym do bólu pozbawianiem publiczności jej elementarnego prawa do choćby odrobiny estetycznych doznań. Że nie da się tego pogodzić, Doktorze? - Wolne żarty - gromko zaprotestują także ci fani "Pasów", których z racji wieku mógłby nawiedzać Alzheimer.
Bo przecież larum nad robieniem sobie rzewnych kpin przez Majewskiego zgodnie podnoszą różne pokolenia. Na kiedyś przez nich zapełnionych, a teraz pustych trybunach stadionu przy ul. Kałuży leży jednoznaczna odpowiedź na skutki poczynań pana Stefana. Tak samo, jak w skandowanym podczas meczu z Legią haśle, że "to jest już koniec"...
Obrany przez Majewskiego kurs na młodzież miałby sens, gdyby był stosowany skutecznie. To znaczy, inwestuje trener w piłkarza X, Y albo Z, zaś z tej grupy obdarzonej kredytem zaufania adaptują się w drużynie najlepsi. Realnie podnoszący jakość gry zespołu. Tymczasem, pod rządami Majewskiego ewidentnie dochodzi do katastrofy. Mniej czy bardziej dosłowne wyrzucanie z klubu najbardziej wartościowych ogniw, które w przeszłości stanowiły jakże solidny fundament drużyny. Na boisku i w okolicach ławki.
Żaden z parszywych dziennikarzy nie dał Majewskiemu do ręki angażu pracy, to fakt. Z kolei znikąd nie dostał Majewski prawa, aby zostawiać po sobie spaloną ziemię. Ten swąd wyczuwają kibice od dawna. Pewnie matka natura wyposażyła ich w inne nosy, niż tego, który pierwszy powinien wywęszyć, że coś zdrowo zaczyna cuchnąć.
Pyta towarzystwo wokół, czy gol strzelony Cracovii przez Piotra Gizę był formą swoistej dedykacji. No pewnie, że był. Giza, co zauważył prezes Janusz Filipiak, jest tylko rezerwowym zawodnikiem Legii. Skoro tak, to jakimi zawodnikami dysponuje aktualnie Stefan Majewski? Otóż dokładnie takimi, jakich sobie życzył. Prosto ze skryptów Nevodomsky'ego i z wynikami Geszkego...
Jerzy Cierpiatka - Dziennik Polski
Fot. Uluśka
Komentarze
Zaloguj się lub załóż nowe konto.
Zaloguj się lub załóż nowe konto.
Wspaniały artykuł
harley
14:39 / 27.09.08
Zaloguj aby komentować