#SiemionOdSerca: Piękne mamy wakacje z Cracovią!
Z uwagi na sezon urlopowy nagromadziły się na moim koncie potężne zaległości (bo poprzednio pisałem felieton po pierwszej kolejce) i pora najwyższa, żeby je nadrobić. Plus tych zaległości jest taki, że mamy dziś perspektywę pierwszych pięciu kolejek i inaczej spoglądamy na start rozgrywek, niż patrzylibyśmy na przykład po trzech meczach – pisze na Terazpasy.pl Tomasz Siemieniec, były piłkarz i kierownik Cracovii.
ODRABIANIE ZALEGŁOŚCI – Raków
Zaczynając od meczu z drugiej kolejki, czyli od zwycięstwa w Częstochowie: mecz na remis, który udało nam się wygrać. Przy tej okazji wypadałoby pozdrowić całą naszą "pasiastą" kolonię, która teraz reprezentuje barwy Rakowa: Pestkę, Myszora, Rodina i Makucha.
Przez całe spotkanie sytuacji mieliśmy na lekarstwo i Raków - przynajmniej do momentu utraty bramki - tez sytuacji w zasadzie nie miał. Ten gol dla nas, którego na swoim koncie zapisał Maigard, wprawdzie przypadkowy, ale jednak tak samo ważny jak każdy inny dający trzy punkty. Zresztą dużą zasługę przy tej bramce miał Källman, który swoim ruchem do dośrodkowanej piłki zmylił obrońców i przede wszystkim bramkarza. Później zaś chapeau bas dla Ravasa, który obronił w końcówce trzy "setki" (jedną nawet z dobitką) i przypieczętował ten sukces.
Mecz w Częstochowie ogólnie był raczej z typu "dla koneserów", czyli ciężki do oglądania. Cracovia skupiała się przede wszystkim na przeszkadzaniu i na tym, by spotkania nie przegrać, przy pewnej dozie szczęścia udało się wywieźć pełną pulę - i super.
Sztuką jest wygrywać mecze, w których grasz przeciętnie, lub słabo, podczas gdy mniej wymagające wydaje się wygrywanie w meczach, w których grasz znakomicie i wszystko od początku do końca świetnie się układa.
ODRABIANIE ZALEGŁOŚCI – Widzew
Do takich meczów też za chwilę przejdę, ale na razie muszę jeszcze omówić mecz trzeciej kolejki, czyli starcie przy Kałuży z Widzewem. Przyznaję, że byłem bardzo ciekawy tej rywalizacji, bo oglądając Widzew w pierwszych dwóch kolejkach wydawało mi się, że Widzew jest w obecnym sezonie słabszą drużyną, niż w sezonie poprzednim; w każdym razie uważałem, że jest to drużyna jak najbardziej w naszym zasięgu.
Granie z Widzewem zaczęliśmy bardzo dobrze, bo już po kilku minutach wyszliśmy na jednobramkowe prowadzenie. Zupełnie nie potrafiliśmy tego jednak zdyskontować w kolejnych kwadransach i zamiast przejąć kontrolę nad meczem całkowicie oddaliśmy ją w ręce Widzewiaków.
Goście szybko wyrównali i w drugiej połowie postawili kropkę nad "i", zdobywając jeszcze dwa gole. Łodzianie byli w tym meczu drużyną lepszą, solidniejszą, bardziej zdeterminowaną, lepiej poukładaną na boisku i wygrali, w moim przekonaniu, zasłużenie - nawet mimo tego, że my przy stanie 1:1 mieliśmy poprzeczkę Maigarda i gdybyśmy jednak w tamtym momencie znów wyszli na prowadzenie to pewnie różnie mógł się ten mecz potoczyć.
ODRABIANIE ZALEGŁOŚCI – Korona
Kolejny nasz mecz, czyli spotkanie w Kielcach, było to starcie, do którego przystępowaliśmy jako faworyt. Ewidentny faworyt, bo - nawet mimo naszej porażki z Widzewem - wcześniejsze "popisy" kieleckiej jedenastki nie pozwalały tego faworyta upatrywać w ich zespole.
Mimo wszystko obawiałem się jednak tego meczu, bo wiedzieliśmy jak do tej pory wyglądały nasze mecze z drużynami z dołu tabeli - te mecze, do których przystępowaliśmy jak faworyt i w których nie raz i nie dwa zbieraliśmy dotkliwe "bęcki". Pojechałem jednak ochoczo do Kielc i oglądałem spotkanie na żywo, bo kibice Korony wpuścili nas mimo zakazu - za co należy im się podziękowanie, bo oglądaliśmy grę w bardzo przyjemnej atmosferze.
Pomimo niepokoju o przebieg gry i o wynik końcowy zostałem jednak zaskoczony pozytywnie, bo z roli faworyta wywiązaliśmy się w stu procentach. I choć może jako całość ta nasza gra to nie była suita Bacha, czy uwertura Mozarta, ale spodobało mi się, że po prostu: pojechaliśmy, zgarnęliśmy swoje trzy punkty i wróciliśmy. Byliśmy od początku do końca drużyną lepszą, konkretniejszą, poukładaną taktycznie, pewną swego.
W tym miejscu wypada już mi pochylić głowę przed trenerem Kroczkiem, bo w Kielcach spełniło się to, czego tyle razy sobie życzyłem: spokojna realizacja roli faworyta. Na boisku nie było widać, że my nie doceniamy Korony, nie - właśnie było widać, że ją doceniamy, że mamy po prostu swoją prace do wykonania, wykonujemy ją solidnie i nic innego nas nie interesuje jak tylko zwycięstwo.
Zrobiliśmy to wszystko i nie zmienia tego obrazu rzut karny dla Korony w końcówce, zresztą nie trafiony - to jest tylko kolejny element, który per saldo jeszcze bardziej buduje pozycję Ravasa. Bo choć słowacki golkiper nie dotknął piłki uderzonej przez Szykawkę, to jednak swoją interwencją w pewien sposób zmusił tego zawodnika do pomyłki.
Z wyjazdu do Kielc byłem więc zadowolony.
ODRABIANIE ZALEGŁOŚCI – Jagiellonia
Jedyny mecz, na którym nie byłem osobiście to ten ostatni - w Białymstoku. I tu już faktycznie mieliśmy koncert wysokiej klasy, bo na terenie Mistrza Polski ponownie pokazaliśmy się z najlepszej możliwej strony, a wszyscy gracze zagrali rewelacyjnie. I choć Jagiellonia do przerwy próbowała atakować, była naprawdę zdeterminowana, to jednak niewiele mogła poradzić na naszą kapitalną grę.
A my graliśmy z kontry, wymienialiśmy szybko podania, zmienialiśmy pozycje na boisku i tak naprawdę wynik już do przerwy mógł brzmieć 4:2, albo nawet 5:2, a nie 2:2.
Ostatecznie jednak, mimo nieskuteczności van Burena - w drugiej połowie dopięliśmy swego i odnieśliśmy kolejne zasłużone zwycięstwo. Była to wspaniała wygrana, która nieuchronnie znów rozbudza nasze apetyty na coś więcej, niż tylko środek tabeli.
Jeszcze chwilę o Białymstoku, czyli nasza (nie)skuteczność
Przy tym meczu zatrzymam się jednak na chwilę i omówię go nieco dokładniej, omówię też kontekst i perspektywę ostatniego miesiąca - przynajmniej tak, jak ja to widzę.
Otóż słyszę coraz częściej ekspertów albo może "ekspertów", którzy mówią, że Cracovia jest w tym sezonie "bardzo skuteczna". Te opinie biorą się z samego tylko przeczytania naszej statystyki oddanych strzałów na bramkę i porównania tej liczby do strzelonych goli.
Ja jednak uważam, że Cracovia w tym sezonie jest bardzo NIESKUTECZNA, ponieważ ilość stwarzanych przez nas sytuacji podbramkowych bardzo często nie przekłada się na strzały, lub też są to strzały niecelne. Nawet w meczu z Piastem van Buren oraz Al-Amari dostali piłki, które powinni byli zamienić na gola. Ale w meczu z Jagiellonią takich sytuacji było co najmniej z sześć i ja do tej pory nie rozumiem, jak Källman i van Buren zmarnowali tyle stuprocentowych szans.
Uważam więc dokładnie odwrotnie: Cracovia ma w tym sezonie łatwość stwarzania zagrożenia pod bramką rywali - z każdym meczem, jak na razie, coraz większą - ale gorzej jest z finalizacją. Choć i tak, mimo wszystko 9 strzelonych bramek w 5 meczach musi budzić respekt u rywali i zadowolenie u nas, kibiców.
Nie piszę tego by się czegokolwiek czepiać, tylko raczej by wskazać, że ja wciąż widzę tu duży potencjał do wykorzystania.
Wyróżnienia indywidualne
Ci, których chciałbym za te cztery mecze wyróżnić to na pewno Ravas, który pokazuje w bramce, że jego sprowadzenie jest "strzałem w dziesiątkę". To, co Heniek wyczyniał w Częstochowie to jedno, ale poczucie drużyny, zwłaszcza obrońców, że mają za plecami solidnego bramkarza, który potrafi dorzucić "coś ekstra" i wybronić kilka piłek, które powinny wpaść to rzecz trudna do przecenienia jeśli chodzi o budowanie morale zespołu. Mam wrażenie, że dzięki temu z meczu na mecz rośniemy.
Do tego oczywiście Källman i van Buren, którzy pomimo zmarnowanych szans z Jagiellonią także stanowią w tym sezonie o naszej sile. Jak strzelasz bramki - jesteś królem. A obaj nasi napastnicy strzelają gole, ponadto notują asysty, są aktywni. Ciepłe słowa należą się całej obronie, która nie dość, że wielu bramek nie traci (za wyjątkiem meczu z Widzewem) to potrafi jeszcze dołożyć gole w przodzie - vide ważna bramka Jugasa w Białymstoku, czy Ghiță otwierający wynik w Kielcach.
Zwłaszcza za mecz w Białymstoku pochwalić też muszę Rózgę, który grał bardzo odpowiedzialnie i konsekwentnie w defensywie, ale - napiszę to raz jeszcze i napisze to dosadnie - "Bulti" musi "zatkać ryja". W meczu z Jagiellonią znów zaczął "szczekać" do sędziego, dostał znów żółtą kartkę.
Ja wszystko rozumiem: sam pamiętam, że na boisku byłem nerwowy, zawsze pobudzony i też nie raz zbierałem kartki, z czerwonymi włącznie. Ale w dobie VAR-u i wszystkich tych jaj z nim związanych zaraz się okaże, że za jakieś bezsensownie głupie niesportowe zachowanie dostanie "czerwień" i wypadnie nam na miesiąc z grania ligowego. A w ten sposób osłabi drużynę w straci miejsce w składzie. Dlatego apeluję raz jeszcze: "Bulti", mniej pyskowania!
W osobnym fragmencie muszę przyznać, że myliłem się także co do osądu Bochnaka. Wiele razy krytykowałem go za to, że nie spełnia oczekiwań - dziś już rozumiem, że to jest bardzo fajny zawodnik, ale może grać tylko i wyłącznie w trójce ofensywnej i wystawianie go na innych pozycjach robi krzywdę jemu, jak również zespołowi.
Nie dostrzegałem tego wcześniej, bo Bochnak... nie dostawał szans na tej pozycji - na swojej pozycji. Próbowano nim łatać dziury, rzucano nim nierozważnie po boisku. Teraz, gdy ten chłopak dostał dwie szanse, plus sparing, zobaczyłem, że jest o chłopak, który w tej chwili realnie walczy o trzecie miejsce w linii ataku obok naszych napastników.
Na razie tą rywalizację wygrywa Rózga - w dużej mierze wygrywa ją zapewne za sprawą statusu młodzieżowca. Ale w tym momencie każde wejście Bochnaka do linii ataku wygląda bardzo dobrze, a w ostatniej kolejce Mateusz strzelił bramkę, która ostatecznie zabiła mecz.
Przyznaję więc otwarcie: myliłem się co do tego gracza, nie dostrzegając jego predyspozycji i tym bardziej teraz bardzo na niego liczę.
Pociesza mnie to także dlatego, że cały czas utyskuję i chyba jednak będę utyskiwał dalej na to, że w linii ataku mamy zbyt mało zawodników. Możemy pocieszać się tym, że są to zawodnicy jakościowi - bo są - ale to dopiero początek sezonu, gdy nie ma kartek, ani nowych kontuzji (odpukać!).
A my na trzy ofensywne pozycje mamy obecnie - licząc Bochnaka - czterech zawodników. To wciąż za mało w perspektywie sezonu, tym bardziej, że Källman i Rózga oprócz gry w lidze mają jeszcze reprezentacje narodowe, do których także są powoływani i w których rzeczywiście grają.
Kolejna rzecz, co do której oczekiwałbym poprawy to środek pomocy. Nie chodzi o to, że środek pola wygląda u nas słabo, ale moim zdaniem wygląda jednak przeciętnie na tle kolegów - i to nawet mimo faktu, że Maigard prezentuje się w obecnym sezonie o niebo lepiej, niż w poprzednim i chyba należałaby mu się też osobna pochwała.
Jeśli jednak mówimy o formacjach, które w pierwszej kolejności decydują o naszych dobrych wynikach to wymieniamy przede wszystkim obrońców i napastników. Środek pomocy i skrzydła to miejsca, w których chciałbym, żebyśmy coś jeszcze potrafili "połatać", zwiększyć konkurencję. Zresztą to też jest kolejny temat, który chciałem poruszyć.
Teoria i praktyka, czyli radości i... obawy
Teoretycznie mamy w pomocy z czego wybierać, ale praktyka pokazuje, że ten nasz wybór jest - z jakichś, dla mnie niezrozumiałych, względów - mocno okrojony. Nie wiem co się dzieje z Atanasovem, który stracił miejsce w podstawowym składzie. Według mnie to jest nasz najbardziej kreatywny zawodnik i uważam, że wpuszczanie go na jakieś końcówki jest dziwne. Oczywiście, tak długo, jak długo wygrywamy, tak długo decyzji trenera bronią wyniki.
Nie chciałbym jednak, aby się okazało, że to "odstawianie" od składu Aranasova, Rakoczego, czy innego zawodnika, który zniknął z pola widzenia - Jaroszyńskiego - spowodowane są kwestiami pozasportowymi. Mam wrażenie - choć bardzo chce się mylić - że gdzieś tylnymi drzwiami znowu ktoś próbuje wprowadzać metody zarządzania zespołem znanych z czasów słusznie minionych wraz z erą wiceprezesa Jakuba T.
Nie chcę tu snuć teorii spiskowych, ale z drugiej strony nie chciałbym też, żeby ktoś sobie pomyślał choćby przez chwilę, że wypływaniu z klubu "niewygodnych" informacji można zapobiec przez "kontrolę" w postaci zakazu publikowania treści w mediach społecznościowych, czy innych tego typu "troskliwych" zabiegach.
Owe czasy Jakuba T. pokazują, że to myślenie było bardzo naiwne i w efekcie zgubne dla jego wyznawców.
A więc liczę, że naprawdę nikt nie będzie miał głupich pomysłów, które mogłyby popsuć wszystko to, co już się udało za kadencji prezesa Dróżdża "odkręcić" i co udało się zbudować na nowo.
Zaufanie trudno bowiem zyskać - łatwo stracić, a najtrudniej odzyskać je na powrót.
Mecze toczą się także... w głowach
Podsumowując ostatnie tygodnie: nie przesądzam tego z jakich względów Atanasov, Rakoczy i Jaroszyński zastanawiająco daleko oddalili się od składu wyjściowego Cracovii, ale jedno wiem na pewno jako "były kopacz". Wiem co w głowach tych mega ambitnych zawodników się teraz przewija.
Zwłaszcza "Raku", który w poprzednim sezonie był przecież kapitanem, który jest z "Pasami" związany nie od dziś i który przeżywa (może nawet czasem za bardzo) każdy mecz jeszcze długo po jego zakończeniu. Ale też pewnie podobne myśli ma Atanasov, który przecież jest reprezentantem swojego kraju i który w mojej opinii jest naszym najbardziej kreatywnym zawodnikiem na swojej pozycji.
Mam nadzieję, że to wszystko o czym piszę przełoży się jedynie na sprawiedliwą rywalizację i zwiększenie jakości drużyny, a absencje kilku zawodników mają wyłącznie związek z ich formą sportową - przekonamy się o tym zresztą w najbliższych tygodniach i zapewne już ten zbliżający się mecz z Górnikiem da nam odpowiedź na pytanie jak te sprawy kadrowe wyglądają i czy rzeczywiście nie ma w tym wszystkim jakiegoś "drugiego dna". Oby nie było.
Teraz Górnik, czyli szansa jakiej dawno nie było
Przechodząc do meczu z Górnikiem: uważam, że trafia nam się on w bardzo dobrym momencie. Zabrzanie to zespół, który z każdą kolejką sezonu "rozkręca się" i nabiera rozpędu, ale początki mają zwykle słabe. Wydaje mi się, że teraz Górnik jest wciąż jeszcze w fazie budowy i tego początkowego, dobrze znanego rozgardiaszu.
Mało tego; obecnie nasz terminarz prezentuje się tak, że trudno sobie po nim czegoś nie obiecywać. Mamy 10 punktów na swoim koncie i na rozkładzie Górnika u siebie, a następnie jedziemy do Radomiaka, który na razie prezentuje się w tym sezonie bardzo słabo.
Jeśli myślimy, żeby w tym sezonie odegrać w Ekstraklasie znaczącą rolę to naprawdę trudno byłoby sobie wyobrazić dogodniejsze warunki ku temu - my po prostu musimy te dwa najbliższe mecze wygrać, a na pewno nie jest to zadanie niewykonalne. Nie musimy zrobić nic nadzwyczajnego tylko to, co do nas należy - dokładnie tak, jak zrobiliśmy to w Kielcach.
Musimy się takimi meczami "zbudować", musimy wytworzyć w sobie rutynę grania na sto procent w każdym meczu, bo zespoły, które mobilizują się tylko na Legię, Lecha i Raków nie wygrywają ligi. Wygrywają ją ci, którzy potrafią zgarniać komplety także na boiskach w Mielcu, w Radomiu, czy w Lubinie; traktując każdego przeciwnika jako równego sobie, nie lekceważąc nikogo.
Każda kolejna przeszkoda do pokonania jest tak samo wysoka, a stawką zadania zawsze są trzy punkty. Takie same trzy punkty przyznaje się za zwycięstwo z Legią, co z Lechią i tak samo przeciwko jednym i przeciwko drugim trzeba, mówiąc po piłkarsku, "zapierdalać", bo za darmo punktów nikt nie oddaje.
Jeśli nasz sztab zdoła w ten sposób zmotywować naszych chłopaków, jeśli uda się ich tak przygotować jak na mecze z Koroną i Jagiellonią, gdzie taktyka była wykonywana w stu procentach - to można być dobrej myśli. Jeśli oczywiście przy tym będzie w zespole w dalszym ciągu wyłącznie zdrowa rywalizacja, bez żadnych podtekstów - wówczas wierzę, że ten pierwszy pełny sezon z Prezesem Dróżdżem za sterem może być dla nas bardzo przyjemnym zaskoczeniem. Ale TYLKO I WYŁĄCZNIE jeśli nie będziemy jednocześnie sami celować we własne kolano.
Ja jestem w każdym razie w tej chwili nastawiony bardzo pozytywnie i nie mogę się doczekać najbliższego spotkania. Zapraszam wszystkich na Ziemię Świętą, by pomóc drużynie w podtrzymaniu dobrej passy, bo mówiąc wprost: dawno nie mieliśmy takiej okazji jak ta.
Ni mniej ni więcej: w meczu z Górnikiem walczymy o trzy punkty, które na pewno dałyby nam miejsce na podium po 6. kolejce, a być może nawet samodzielnego lidera tabeli.
Czego oczywiście sobie i wszystkim życzę!
Tomasz Siemieniec „Siemion”
Od redakcji:
- #SiemionOdSerca – [poprzednio: „Okiem (byłego) kierownika”] - to stałe miejsce na Terazpasy.pl w którym Tomasz Siemieniec, były piłkarz i kierownik Cracovii, dzieli się swoimi obserwacjami i przemyśleniami na temat najstarszego Klubu w Polsce.
- Jeśli chciałbyś zabrać publicznie głos w tej lub innej sprawie interesującej dla kibiców Cracovii prześlij swój tekst na adres: admin/at/terazpasy.pl. Najciekawsze artykuły, listy i felietony opublikujemy. Redakcja zastrzega sobie jednocześnie prawo do skracania nadesłanych tekstów.
Komentarze
Zaloguj się lub załóż nowe konto.
Zaloguj się lub załóż nowe konto.