PS: Ma kłopoty z twarzą

Trener Stefan Majewski trafił do szpitala.
Szczęście najwyraźniej odwróciło się od trenera Cracovii, Stefana Majewskiego i omija go szerokim łukiem. Nie dość, że prowadzona przez niego drużyna przegrała siedem z ośmiu ostatnich spotkań ligowych, to jeszcze szkoleniowiec "Pasów" trafił do szpitala z podejrzeniem złamania szczęki.
W piątek Cracovia uległa Ruchowi (0:2), a Majewski tylko bezradnie przyglądał się poczynaniom swoich podopiecznych. Po meczu, aby uciec od ligowych zmartwień i zgryzot, skierował się do Warszawy, gdzie w niedzielę był uczestnikiem meczu towarzyskiego pomiędzy drużyną Orange a dziennikarzami.
W drugiej tercji (mecz podzielono na trzy części) tego spotkania występujący jako obrońca Majewski został sprowadzony do parteru.
- Na boisku od początku meczu trwała bezpardonowa walka. Doszło do kilku ostrych starć. Trener Majewski nie oszczędzał ani siebie, ani rywali. W pewnym momencie wyskoczył do górnej piłki. Walczył o nią z przeciwnikiem, ale przypadkowo uderzył podbródkiem w kolegę z drużyny - relacjonuje naoczny świadek zdarzenia.
Szkoleniowiec "Pasów" stracił jednego zęba i zalał się krwią. Działając pod wpływem silnych emocji "Doktor" podbiegł z wybitym zębem w dłoni do sędziującej mecz Katarzyny Nadolskiej. - Niech pani zobaczy, co mi się stało! - wykrzyknął.
- Trener Majewski w niedzielnym meczu doznał kontuzji szczęki. W jednym z warszawskich szpitali przejdzie zabieg, ale we wtorek wróci do prowadzenia treningów, będzie też obecny na klubowej wigilii - powiedział nam wczoraj rzecznik prasowy Cracovii, Marek Mazurczak.
Kontuzja trenera jest poważniejsza niż dotychczasowe urazy piłkarzy Cracovii. Jedynie złamanie nosa, którego w meczu z Zagłębiem Sosnowiec doznał Jacek Wiśniewski, można porównać do przypadku szkoleniowca "Pasów".
Majewski lubi szczycić się dobrą kondycją fizyczną. Podczas pierwszego treningu z drużyną "Pasów" osobiście demonstrował piłkarzom ćwiczenia, które oni wykonywali z wysiłkiem.
- Mam 50 lat, ciężki tyłek i sobie radzę, a wy nie? - dziwił się młodszym o pokolenie zawodnikom. Później nieraz zaskakiwał swoich podopiecznych w trakcie zajęć szkoleniowych, a to żonglując piłką lekarską, a to strzelając rzuty karne Marcinowi Cabajowi.
Niestety w niedzielę zbytnia brawura sprawiła, że sporo czasu minie zanim znów wybiegnie na boisko.
Komentarze
Zaloguj się lub załóż nowe konto.
Zaloguj się lub załóż nowe konto.