GK: Są bez(o)bronni, kiedy rośnie presja, a rywal napiera

krakowska-times

- Jeśli chcemy się utrzymać w ekstraklasie, to nie możemy tracić tak głupich bramek jak w derbach - zżymał się po meczu z Wisłą kapitan Cracovii Arkadiusz Baran.

W ten sposób opisał największą z wad zespołu Artura Płatka: gdy rywal zaczyna napierać, to solidna z pozoru obrona staje się krucha jak porcelana. A wówczas każda, nawet niegroźna, centra wywołuje w polu karnym "Pasów" chaos i panikę, jakich nie spotyka się nawet w filmach katastroficznych.

Skutki są opłakane, bo w takiej sytuacji każda akcja przeciwnika pachnie golem i z reguły nim się kończy. W rundzie wiosennej tę słabość wykorzystali nie tylko zawodnicy "Białej Gwiazdy", ale również ŁKS-u Łódź, którzy w ostatnich minutach spotkania dobili "Pasy" dwoma bramkami i zwyciężyli 4:3.

Można wręcz zaryzykować tezę, że Cracovia większość z ośmiu straconych w tych dwóch konfrontacjach goli strzeliła sobie w gruncie rzeczy sama. Były one bowiem tyleż efektem starań rywali, co niepojętej niefrasobliwości podopiecznych Płatka.

Na Reymonta w pierwszej połowie żaden z nich nie zrobił fałszywego kroku, ale wystarczyło, by Wisła zaczęła grać agresywniej, a wszystko się rozsypało. Nie byli w stanie prze-rwać prawie żadnej akcji przeciwników, piłkę wykopywali z reguły prosto pod ich nogi i nie mieli cienia pomysłu, jak odepchnąć od swojego pola karnego szturm wiślackiej falangi.

- Wyglądało to tak, że po każdym naszym wybiciu piłki rywal stwarzał sobie dobre sytuacje strzeleckie - zaważał z goryczą Baran.

Winni są jednak wszyscy, nie tylko czteroosobowa linia defensywy. - Trudno powiedzieć, żeby efekty współpracy pomocników z obrońcami były zadowalające - przytakiwał kapitan. - Do następnego meczu mamy dwa tygodnie. Musimy usiąść, pogadać i przeanalizować to wszystko, bo tak dalej być nie może.

Sęk w tym, że piłkarze próbują rozwiązać ten problem nie od wczoraj. - Ciągle sobie powtarzamy, że nie możemy tracić głupich bramek, ale nadal popełniamy proste błędy i nie potrafimy tego wyplenić - złościł się Paweł Nowak.

Piotr Polczak zauważył też inną prawidłowość. - Większość goli rywale strzelają po stałych fragmentach. I tu coś nie gra. Musimy nad tym popracować - mówił 22-letni obrońca, któremu w krótkich, ale poetyckich słowach udało się ująć skalę rozczarowania wynikiem derbów: - W pierwszej połowie byliśmy blisko, lecz w drugiej bardzo daleko.

Entuzjazmu nie stracił za to prezes Cracovii Janusz Filipiak, który po meczu pocieszał zawodników. - Prosiłem ich, żeby się nie zdołowali tą porażką. Ona o niczym nie przesądza - mówił szef "Pasów".

Zawodnicy wiedzą jednak, że żarty już się skończyły, a wyczerpująca walka o utrzymanie toczyć się będzie do samego końca. - Nikt nie odpuszcza, każda z drużyn chce zostać w ekstraklasie. Nie możemy sobie więc już pozwolić na żadne wpadki - podkreślał Polczak. - Za dwa tygodnie gramy z Ruchem Chorzów i nie wyobrażam sobie innego rozwiązania niż nasze zwycięstwo.

Przemysław Franczak - POLSKA Gazeta Krakowska

Komentarze

Zaloguj się lub załóż nowe konto.

Zaloguj się lub załóż nowe konto.

Powered by eZ Publish™ CMS Open Source Web Content Management. Copyright © 1999-2010 eZ Systems AS (except where otherwise noted). All rights reserved.