GK: Gwizdy po zwycięstwie
Cracovia grała źle, ale prezes Filipiak i jego żona byli zadowoleni
W sobotę na stadionie przy Kałuży wszystko stanęło na głowie. Po pierwsze - Cracovia wygrała, ale po wołającej o pomstę do nieba grze. Po drugie - kibice podziękowali piłkarzom za zwycięstwo nie brawami, ale przeszywającymi powietrze gwizdami. Po trzecie - prezes Janusz Filipiak miast przyjmować gratulacje wcielał się w adwokata trenera Stefana Majewskiego i wygłaszał zarezerwowaną na trudne chwile sentencję: "W klubie nic nie będzie się działo".
Całość zgrabnie zebrał w jednym zdaniu bramkarz "Pasów" Marcin Cabaj: - To było jedno z tych dziwnych spotkań, które wygrywasz, a jednocześnie chcesz o nim jak najszybciej zapomnieć.
Tak, krakowianie bez wątpienia zaliczyli najbardziej frapujący występ w tym sezonie. Frapujący do tego stopnia, że prezes musiał odpowiedzieć na pytanie, czy nie lepiej było przeznaczyć sobotni wieczór na wizytę w teatrze lub kinie. - Nie chodzę - odparł niezrażony Filipiak. - Zresztą moja żona też przyszła na mecz i jest zadowolona.
Kilka razy powtórzył też zdanie odporne na wiele kontrargumentów, czyli "liczy się zwycięstwo", ale większość fanów nie identyfikowała się z jego opinią. Trybuny wystawiły zespołowi druzgocącą recenzję.
- Nasi kibice są bardzo wymagający - z przekąsem mówił później Cabaj. - Na niektórych polskich stadionach doping prowadzony jest przez 90 minut niezależnie od gry i wyniku, ale nie u nas. Na pewno nie daliśmy ludziom powodów do tego, żeby otrzymać owację na stojąco, ale można powiedzieć, że oni kibicowali dzisiaj tak, jak my graliśmy.
Dobre porównanie. - Nic nam dzisiaj nie wychodziło, nie potrafiliśmy utrzymać się przy piłce - zauważał Marcin.
Kibicom też nic nie wychodziło. Mecze Cracovii ogląda coraz mniej osób (w sobotę zaledwie - naciągane - dwa tysiące), a atmosfera na nich jest odstręczająco denna. Otóż to - dokładnie taka, jak gra drużyny w konfrontacji z sosnowiczanami. Zespołem, który "Pasy" ze swoim potencjałem powinny skonsumować na przystawkę.
- Początek nie wyglądał jeszcze najgorzej - przypominał pomocnik Paweł Nowak. - Przez 20 minut graliśmy nieźle. A potem? Potem niestety światło zaczęło gasnąć.
Zanim ostatecznie pociemniało, gospodarzom pomógł Dżenan Hosić. W 32 min obrońca gości zaliczył ładną asystę przy golu... Kamila Witkowskiego. Z autu piłkę wyrzucał Łukasz Szczoczarz, a Hosić zgrał ją głową prosto pod nogi stojącego kilka metrów od bramki napastnika Cracovii. Witkowski nie zmarnował takiej szansy - 1: 0.
Miny zwycięzców też nie były zbyt wyraźne. Tym bardziej że teraz Cracovię czeka prawdziwa ligowa ścieżka zdrowia: Korona, Wisła, Lech, Zagłębie Lubin, a forma piłkarzy jest zmienna jak pogoda nad Bałtykiem.
- Jeśli gramy w kratkę, to w meczu z Koroną powinno być dobrze, prawda? - uśmiechał się Nowak. - A mówiąc serio, to musimy myśleć pozytywnie. Pokazaliśmy wcześniej, że stać nas na dobre występy, więc musimy tylko popracować nad ustabilizowaniem formy. Bo jak będziemy cały czas narzekać, to w najbliższych meczach czeka nas prawdziwa klęska - przekonywał.
Komentarze
Zaloguj się lub załóż nowe konto.
Zaloguj się lub załóż nowe konto.