Dwie strony Cracovii

 

Pytanie, czy Cracovia mądrze zrobiła pozbywając się do Legii Piotra Gizy (wczoraj na stadionie w Warszawie go nie widziano; dzisiaj ma pierwsze zajęcia w nowym zespole) ciągle pozostaje bez odpowiedzi. Wczoraj chyba jednak trochę go brakowało.

Cracovia zaczęła mecz przyczajona, jakby próbowała zmierzyć własną siłę i wysondować możliwości Legii. Badanie wyszło na korzyść gospodarzy. Wyraźnie na rękę było im, że goście schowali się na własnej połowie. O taktyce "Pasów" realizowanej w pierwszym kwadransie najwięcej mówi to, że często ich najbardziej wysuniętym zawodnikiem był... Arkadiusz Baran, zawołany fachowiec od rozbijania ataków konkurencji. Strategia może i pomysłowa, ale nieskuteczna. Warszawiakom nie przeszkadzało, że przed polem karnym przyjezdnych jest większy tłum ludzi niż w centrum Pekinu. Robili spore zamieszanie wśród chaotycznie grających obrońców, a po dwóch rzutach rożnych mogli nawet zdobyć prowadzenie: w 3 min strzał Jakuba Wawrzyniaka został cudem zablokowany, w 11 uderzenie Takesury Chinyamy obronił Marcin Cabaj.

Cracovia miała wybór: albo liczenie kolejnych groźnych akcji - a zapewne i goli - przeciwników, albo odważna próba przejęcia inicjatywy. Krakowianie nie stracili instynktu i nie zapomnieli, że futbol nie polega na wybijaniu piłek w trybuny; wybrali drugi wariant i przez parę minut forsowali go z powodzeniem. Nie było wprawdzie widowiskowych akcji i groźnych sytuacji, ale liczyła się inicjatywa, mały sygnał dla 250 kibiców z Krakowa, że nie powinni przedwcześnie dzwonić do maszynisty.

Jednak kilkanaście minut później w dobry wynik wierzył już chyba tylko Majewski i kilku niepoprawnych optymistów. "Pasy" znowu dały się zepchnąć do rozpaczliwej obrony. Wszelkie ich akcje zaczepne były tłumione w zarodku, a defensywa rozszarpywana przez kontry rywali. Legia się rozpędzała, Cracovia gasła w oczach.

Trzymał się tylko Marcin Cabaj. W ciągu siedmiu minut obronił cztery groźne strzały, ale jednego z nich - w 35 min - nie zdołał. Debiutujący w Legii Chinyama wykorzystał sprytne podanie Rogera i z 10 m wpakował piłkę do siatki. Napastnik z Zimbabwe, który w poprzednim sezonie występował w Dyskobolii i napsuł "Pasom" sporo krwi w półfinale Pucharu Polski, mógł pognębić gości jeszcze bardziej, ale nie pozwolił na to - jako się rzekło - bramkarz "Pasów".

Łatwość w mnożeniu podbramkowych okazji przez warszawiaków była równie zaskakująca jak to, że przewyższali krakowian walecznością i agresją. Innymi słowy cechami, którymi nie kto inny, a właśnie podopieczni Majewskiego mieli wyróżniać się w lidze.

Sytuacja zmieniła się w drugiej połowie. Do szatni goście schodzili zrezygnowani, ale wyszli z niej z nową nadzieją. Gospodarze spuścili z tonu, a do głosu coraz częściej zaczynała dochodzić Cracovia. Na początku nie był to krzyk, tylko raczej ciche pomrukiwanie - Jan Mucha, bramkarz ze stolicy, poziom adrenaliny podnosił sobie własnymi nerwowymi wykopami - ale w grze "Pasów" wreszcie zaczęło się coś dziać. Najpierw okazało się, że krakowianie są rzeczywiście dobrze przygotowani do sezonu, bo wytrzymałością przewyższali legionistów. Dzięki temu w ostatnim kwadransie z animuszem szturmowali bramkę Muchy. Niewiele zabrakło im do szczęścia w 76 min, gdy bramkarz Legii wypuścił przed siebie piłkę po bardzo mocnym strzale Dariusza Pawlusińskiego i w dwóch innych sytuacjach, gdy uderzali Kamil Witkowski oraz Tomasz Moskała.

Cracovia napierała i wytrącała z równowagi warszawiaków. Nerwów na wodzy nie utrzymał Miroslav Radović, który zobaczył dwie żółte kartki w odstępstwie 30 sekund: obie za kopnięcie piłki po i przed gwizdkiem sędziego. Z boiska wyleciał w chwili, gdy do wykonania rzutu wolnego szykował się Marcin Bojarski (zaczął mecz na ławce rezerwowych). Pomocnik "Pasów" uderzył precyzyjnie, ale akurat Mucha interweniował przy tym strzale bardzo pewnie. To była ostatnia szansa krakowian na wyrównanie. Przegrali, ale przynajmniej wyszli z tego meczu z twarzą.

Komentarze

Zaloguj się lub załóż nowe konto.

Zaloguj się lub załóż nowe konto.

Powered by eZ Publish™ CMS Open Source Web Content Management. Copyright © 1999-2010 eZ Systems AS (except where otherwise noted). All rights reserved.