Marek Pieniążek: - Klub według Misiora

pieniazek-marek-el-moneta

- Nazwisko Marek Pieniążek jest doskonale znana większości kibiców Cracovii, ale od Twojego odejścia z Cracovii upłynęło już kilka lat i przy Kałuży wyrosło nowe pokolenie kibiców, które nie wie kto to jest "El Moneta"...

- W Cracovii pracowałem cztery, czy pięć lat temu. Trudno mi to błyskawicznie policzyć. Tak szybko ten czas leci...

.

pieniazek-marek-el-moneta

.

- Jak trafiłeś do Cracovii?

- Przez przypadek znalazłem się w Cracovii. To może być śmieszne, ale wcześniej sprzedawałem grzejniki stalowe. Byłem dyrektorem regionalnym firmy Radson, ówczesnego sponsora reprezentacji Polski. To była bogatą belgijską firmą, inwestowała w futbol. Pewnego dnia Dominika moja dziewczyna, a obecnie żona powiedziała mi "Marek chodź, Polonia Warszawa będzie grała sparing w Krakowie". Ja się pytam, z kim? "Z jakąś tam Cracovią na Wielickiej...".

Poszliśmy na ten sparing, ale chyba tylko z tego powodu, że brat szkolnego kolegi mojej żony - Tabisz się nazywał - pracował w Cracovii. Wtedy pierwszy raz w życiu zobaczyłem na żywo mecz Cracovii. I te koszulki w pasy... Przyszedłem na ten mecz głównie po to, żeby zobaczyć Polonię Warszawa, bo Cracovia nic mi nie mówiła. Pamiętam jak jeszcze z tatą oglądałem telewizję i zobaczyłem wielką awanturę na ulicy Basztowej. Wtedy tylko z tym wydarzeniem kojarzyłem Cracovię. Wszyscy dookoła mówili jeszcze o jakimś czarodzieju, Panu Filipiaku, który wykłada dużo pieniędzy i będzie budował wielką Cracovię.

- Przyszedłeś na sparing, a za kilka dni zostałeś dyrektorem w Cracovii.

- Tak. Na tym sparingu spotkaliśmy Jakuba Tabisza. Staliśmy sobie tak w czwórkę, ja z Dominiką, Tomek Tabisz i jego brat. I tak od słowa do słowa po dwóch dniach zostałem dyrektorem handlowym w Cracovii. Chodziło o to, że Kuba pytał się czy Radson nie mógłby zostać sponsorem Cracovii. Odpowiedziałem: "Po co Ci jedna firma, jak możesz mieć ich dużo. Ja jestem do wzięcia bo już znudziło mi się w Radsonie". I za dwa dni byłem w Cracovii.

- Jakie były początki?

- Zaczęło się od testu ówczesnego Prezesa Cracovii Pawła Misiora, który dał mi dwa dni na znalezienie sponsora na kwotę 30 czy 40 tysięcy złotych. Pamiętam, że zszokowałem wszystkich, bo natychmiast wykonałem cztery telefony i sponsor się znalazł. To miały być pieniądze na zegar, ale chyba poszły na coś innego. I tak się zaczęła moja kariera w Cracovii.

.

pieniazek-marek-cracovia

.

- Wtedy o Cracovii wiedziałeś niewiele...

- Byłem kompletnie zielony! Wszyscy śmiali się ze mnie, dlatego postanowiłem szybko dowiedzieć się o Cracovii jak najwięcej. Pokazano mi takiego chłopaka, który wie o Cracovii wszystko. "Siekiera" na niego mówili, Darek [Mróz] miał na imię. Podszedłem do niego i zapytałem: "Darek, powiedz mi co to jest Grupa 100...?" Pamiętam, że śmiał się chyba z piętnaście minut. I tak dzień po dniu poznawałem Cracovię. Fajnie było wtedy w tej Cracovii...

- Było fajnie, ale zdecydowałeś się odejść do Jagiellonii Białystok...

- Dostałem telefon z Białegostoku. To była propozycja z typu tych nie do odrzucenia. Długo się nad nią nie zastanawiałem.

- Nie próbowano zatrzymać Cię w Cracovii?

- Profesor Filipiak chciał, żebym został w Cracovii, ale jego argumenty były mniejsze niż argumenty Jagiellonii. Dużo mniejsze...

- Chodziło - nomen omen - o pieniążki? (śmiech)

- (śmiech) Tak, ale nie tylko... Pamiętam artykuły w gazetach białostockich: Jagiellonia przebiła bogacza z Krakowa sprowadzając Pieniążka, czy coś w tym stylu. Gdy jechałem do Białegostoku zatrzymałem się kilka kilometrów przed miastem na stacji benzynowej i w gazecie zobaczyłem swoje zdjęcie na całą stronę. Kupiłem od razu trzy gazety na pamiątkę. (śmiech) To było niesamowite. Zupełnie nie znam miasta, a miasto mnie już zna. Zjechałem na parking, a pan parkingowy prawie mi salutując szepnął do kolegi "Ja pierd... nowy dyrektor!".

- Trafiłeś do zupełnie nowego środowiska. Trudno nawet porównywać Kraków i Białystok czy Cracovię i Jagiellonię...

- W Jagiellonii był całkiem inny klimat, całkiem inna praca, całkiem inne środowisko. W Krakowie była tylko Cracovia. W Białymstoku funkcjonowały obok siebie religie katolicka, prawosławna, judaistyczna, muzułmańska. Różne narodowości Polacy, Białorusini, Rosjanie, Tatarzy, Romowie, Ukraińcy... To miasto było przesiąknięte wzajemną tolerancją. Układając terminarz meczów musieliśmy zwracać uwagę na święta wszystkich religii, by z tego powodu nie doszło do jakichś niepokojów w mieście czy na trybunach.

.

pieniazek-marek-jagiellonia

.

- Jak długo pracowałeś w Jagiellonii?

- Równo, według zegarka, dwa lata. Tyle samo co w Cracovii. Była chyba wtedy jakaś moda na dwuletnie kontrakty.

- Nie przeszedłeś do innego klubu...

- Po Jagiellonii powiedziałem sobie, że w życiu już nie wrócę do sportu. Zacząłem pracować na własną rękę, założyłem agencję reklamową. Średnio mi to wychodziło, dlatego zająłem się reklamą korzystając z moich kontaktów. Wtedy pokazały się słynne reklamówki Ziny z którymi coś tam wspólnego miałem.

- Wróciłeś do Krakowa?

- Tak. Dziecko było w drodze. Na siedem miesięcy znalazłem miejsce w fantastycznej firmie, u fantastycznych ludzi. Była to agencja reklamowa Amako, gdzie wspólnie z właścicielami postanowiliśmy stworzyć projekt który się nazywał "Amako Sport". Na bazie moich doświadczeń wyniesionych z Cracovii i Jagiellonii oraz zaplecza jakie oferowało Amako stworzyliśmy uniwersalny program marketingowy dla klubów sportowych.

- Udało się wdrożyć ten projekt?

- Kluby były tym zainteresowane, ale tylko do momentu gdy zapytały ile to kosztuje. Cracovia nie była tym zainteresowana, a w zasadzie bardzo brzydko potraktował mnie ówczesny marketingowiec. Większe zainteresowanie wykazały śląskie kluby Ruch Chorzów i Odra Wodzisław. Nawiązaliśmy współpracę także z Polonią Warszawa i z... mniej modną od Cracovii, krakowską drużyną (śmiech). W tym ostatnim przypadku nie chodziło akurat o sekcję piłki nożnej tylko o sekcję siatkówki, dla której znaleźliśmy sponsorów. Byli z tego zadowoleni, a myśmy zarobili parę złotych. Tak więc mogę powiedzieć, że na Wiśle też coś zarobiłem (śmiech).

- Kolejnym etapem Twojej zawodowej kariery była i jest do tej pory Polonia Bytom...

- Pracując ze śląskimi klubami, tak od słowa do słowa zdarzyło się... A żeby było ciekawiej, zdarzyło się na sparingu Cracovii z Polonią Bytom na ul. Wielickiej. Prezes Polonii Bytom powiedział mi wtedy, że jako Amako obsługujemy kilka klubów, a on chciałby, żebym poświęcił się tylko pracy w Polonii Bytom. I zapytał ile by to kosztowało. Ja bardzo lubię takie rozmowy i zwykle kończą się one bardzo szybko. Po pół godzinie byliśmy już dogadani. Za tydzień pojechałem do Bytomia, uzgodniłem szczegóły swojego kontraktu i zostałem dyrektorem marketingu w Polonii Bytom.

- Po Krakowie i Białymstoku znowu trafiłeś do zupełnie odmiennego środowiska - na Śląsk.

- W Bytomiu znowu zastałem zupełnie inny klimat niż w Cracovii i Jagiellonii. Nie było łatwo dostosować się do tego klimatu, bo nie wszystkie pomysły i rzeczy jakie robiłem w poprzednich klubach mogłem przenieść na grunt śląski. Tam w promieniu 30 kilometrów są cztery kluby grające na dobrym poziomie w piłkę nożną.

.

pieniazek-marek-misior

.

Dużo pomogło mi to, że moim pierwszym mentorem i nauczycielem był Paweł Misior, który często mówił o tym jak należy traktować kibica, o tym że mecz to jest widowisko, o tym że powinniśmy się wszyscy szanować, o tym że ważna jest atmosfera... Wszystkie te rzeczy starałem się pokazywać i urzeczywistniać w swojej pracy. Udowodniłem sobie, że jeśli te rzeczy, które mówił Paweł Misior wykonuje się z pełnym zaangażowaniem, dobierając sobie do tego odpowiednich ludzi, to efekt musi być.

- Chcesz powiedzieć, że sprawdzony kiedyś w Cracovii przepis na "klub według Misiora" sprawdza się niezależnie od różnic środowiskowych i kulturowych?

- Zasady jakich nauczyłem się od Pawła Misiora udało mi się z powodzeniem przenieść zarówno do Jagiellonii jak i do Polonii Bytom. Ich stosowanie powoduje, że współpraca pomiędzy kibicami, klubem, piłkarzami i sztabem trenerskim jest perfekcyjna. Ktoś zapytał mnie kiedyś, dlaczego tak fajnie jest w Polonii Bytom? Odpowiedziałem, że dlatego, że był kiedyś w Cracovii taki człowiek jak Paweł Misior, który wiedział jak powinien funkcjonować klub sportowy. Ja to tylko realizuję. Oczywiście dodaję do tego swoje przemyślenia, swoje doświadczenia z pracy w różnych regionach Polski, ale główna myśl pochodzi od Pawła Misiora.

- Próbowałeś wrócić do Cracovii?

- Jakieś luźne rozmowy na ten temat były, ale to bardziej ja chciałem Cracovię niż Cracovia chciała mnie. Wypytywałem się, czy jest taka możliwość, ale między wierszami przeczytałem, że "do tej rzeki wchodzi się tylko raz - jak z niej wyjdziesz, to nie ma powrotu"...

- Musisz zatem realizować się zawodowo poza Krakowem.

- Mieszkam w Krakowie cały czas, tutaj żyję, tutaj funkcjonuję, ale do pracy jeżdżę do Bytomia. Bardzo sobie cenię ten klub. Zawiązałem tam wiele fajnych przyjaźni. Muszę powiedzieć, że już żyję tym klubem. Denerwuję się przed meczami, denerwuję się podczas meczów. Pracuję chyba trzy razy dłużej niż w Cracovii. Zdarzały mi się takie dni, że przychodziłem na godzinę ósmą do pracy, o czwartej nad ranem zdrzemnąłem się chwilę przy biurku, by o szóstej rano pojechać na kolejne spotkanie.

- Zatem na brak pracy w Polonii narzekać nie możesz...

- Wcześniej w Polonii Bytom nie było działu marketingu, ten dział trzeba budować od podstaw. Do tego potrzeba wiele wytrwałości i samozaparcia.

- Przypuszczam, że w Krakowie, gdzie masz dom i rodzinę bez problemów znalazłbyś spokojniejsze zajęcie niekoniecznie w klubie sportowym.

- Tak jak nie chciałem wrócić do sportu, to gdy już wróciłem to okazało się, że ja bez tego nie mogę żyć. To jest dla mnie ważne, fajne i ja się w tym realizuję. Czerpię ogromną radość z tej pracy!

- Przepisu na "klub według Misiora" nie można zrealizować bez kibiców...

- Oczywiście! Kibice nie bez racji śpiewają na meczach, Klub to My, bo klub bez kibiców by nie istniał. Owszem, były w Polsce takie wynalazki, ale wszyscy wiemy jak one się skończyły. Dlatego trzeba współpracować z oficjalnymi organizacjami kibicowskimi. Za moich czasów w Cracovii niezwykle ważną rolę w budowaniu odpowiedniego klimatu wokół klubu odgrywały Grupa 100 i Koło Sympatyków. Nie wiem jak jest teraz w Cracovii.

- A jak to wyglądało w Jagiellonii i Polonii Bytom?

- W Białymstoku zetknąłem się ze znakomicie zorganizowaną organizacją kibicowską, która nazywała się SSJB. Według mnie była to wzorcowa organizacja kibicowska jak na polskie warunki. Szkoda, że się rozwiązała z powodu jakichś układów stadionowych. Była to perfekcyjna organizacja kibiców bez której bym prawie nic nie zrobił. Niesamowici ludzie. Do dzisiaj ich wspominam z wielkim sentymentem i nadal darzę wielkim szacunkiem. Robili kawał wielkiej roboty dla swojego klubu. Takich ludzi jak Drzefko, Albin, Andrzej czy Kono powinno się podawać jako przykłady genialnej współpracy organizacji kibicowskiej z klubem. Podobna organizacja powstaje teraz w Polonii Bytom.

- W jaki sposób współpracujesz z kibicami Polonii Bytom?

- W Bytomiu poszliśmy krok dalej niż to było w Cracovii i Jagiellonii. Na spotkaniu z kibicami ustaliliśmy, że jednego z liderów tej organizacji zatrudnimy w klubie i damy mu funkcję koordynatora do spraw kibiców. Damy kibicom ich własną siedzibę i w tej siedzibie będzie nasz człowiek czyli koordynator funkcjonował. Ta sytuacja trwa już czwarty miesiąc i sprawdza się idealnie. Na nasiadówkach lokalnego PZPN-u traktują to rozwiązanie jako wzór. Mam przez to trochę roboty, bo muszę pisać sprawozdania i tłumaczyć jak się nam udało to osiągnąć. Podkreślam "nam" bo bez kibiców to by się nie udało.

.

pieniazek-marek-polonia

.

- Przypomniałeś mi prawie zapomniane słowo "kibicodziałacz" (śmiech)

- (śmiech) Strasznie nie lubię tego słowa! Wymyślono je w Cracovii i dobudowano do niej bardzo pejoratywną teorię. "Kibicodziałacz" według tej teorii to kibic, który chce mieć wpływ na klub, ale nie ponosi za to żadnej odpowiedzialności. W rzeczywistości tak nazywano ludzi, którzy bezinteresownie - podkreślam bezinteresownie - pomagali klubowi niemal w każdej dziedzinie. Bez takich ludzi nie da się zbudować trwałych, pozytywnych relacji klubu z kibicami. Tacy ludzie - zaprzyjaźnieni z klubem, oferujący wszechstronną bezinteresowną pomoc - są bardzo potrzebni. W Bytomiu mam takich ludzi z którymi na co dzień współpracuję. Natomiast naszego koordynatora do spraw kibiców nie możemy nazwać "kibicodziałaczem" ponieważ jest to człowiek na etacie klubu, który ma swój zakres obowiązków za których wykonanie bierze pieniądze. W jego umowie o pracę są również przewidziane kary. To nie jest to.

- Jakie są plusy tak ścisłej współpracy z kibicami?

- Wspólnie z kibicami ustalamy ceny biletów i karnetów i wspólnie realizujemy politykę ich sprzedaży. Bez kibiców to by się nie udało. Jeden namawia drugiego. Kibice biorą na mecze Polonii swoich znajomych. Chłopaki biorą swoje dziewczyny, te zapraszają swoje koleżanki, które przychodzą na mecz ze swoimi chłopakami... To jest samonapędzające się koło. Jak kibice czują, że ich się szanuje, że ich się lubi, że traktuje się ich poważnie to się odwdzięczają. Odwdzięczają się przychodząc na mecze. Tak ma to wyglądać i tak ma się to kręcić. Kibic - rzecz święta i dla niego trzeba pracować.

- Kilka lat temu, już po odejściu z Cracovii Pawła Misiora, opracowano w Cracovii program marketingowy "Mamy strategię - mamy wizję". Znasz ten dokument?

- Tak, czytałem go dawno temu. Pisało tam, że klub to jest firma, a kibic to jest klient. OK! To prawda, można w tę stronę iść, ale jeżeli to ma być przede wszystkim biznes, to musi to być biznes "z ludzką twarzą". Jeżeli kibice zobaczą, że zatrudnieni w klubie ludzie odwalają swoje osiem godzin i poza tym zupełnie nie interesują się co się w klubie i wokół klubu dzieje to nie będę traktowani poważnie. Jeżeli nie żyje się klubem, jeżeli nie tworzy się atmosfery i nie współpracuje się blisko z kibicami to nic dobrego z tego nie wyjdzie. Chyba w tym przypomnianym przez Ciebie programie marketingowym przeczytałem, że któryś z pracowników klubu dostał kiedyś propozycję wejścia do "młyna" w meczu wyjazdowym, żeby poznać odczucia kibiców. Ostatecznie uznano jednak, że to pomysł bez sensu bo na mecz wyjazdowy jedzie tylko kilkaset osób, a przed komputerami i telewizorami siedzi kilkadziesiąt tysięcy... Tu śmiem twierdzić, że autor się myli. Trzeba poznać klimat kibicowski, bo te kilkadziesiąt tysięcy osób przed telewizorami i monitorami komputerów musi się utożsamić nie z autorem mądrego artykułu, który też siedzi przed monitorem i gówno wie o klubie i marketingu, tylko z najwierniejszymi kibicami, którzy jadą setki kilometrów by wspierać swoją drużynę...

- W powszechnym przekonaniu kibice, szczególnie ci najaktywniejsi, nie cieszą się najlepszą opinią. Czy można im zaufać?

- Oczywiście! Podam przykład. Płotek okalający murawę na stadionie Polonii Bytom ma tylko 75 centymetrów wysokości. Obniżyliśmy płot na gorącą prośbę kibiców i od tamtej chwili - przez 1,5 roku - nie było żadnej nerwowej sytuacji na stadionie Polonii Bytom! Nie kraty, nie wysokie ogrodzenia... Pamiętam jak kiedyś policja kazała zamontować na Cracovii czterometrowe płoty przy strefie buforowej. Nie tędy droga. Na trybunach siedzą normalni ludzie z którymi można się dogadać, z którymi można współpracować.

- W Polonii Bytom testowany jest budzący wiele emocji wśród kibiców program "Spotters"...

- "Spotters" jest to program, który z powodzeniem funkcjonuje w krajach bardziej rozwiniętych piłkarsko od Polski, przede wszystkim w Anglii. "Spotters" jest to policjant, który ma pomagać kibicom w załatwianiu różnych formalności, których kibice sami załatwić nie mogą, albo trafiają na jakieś problemy. Chodzi głównie o mecze wyjazdowe. "Spotters" pomagają załatwić bilety na mecz, środki transportu, wejście odpowiedniej ilości osób na stadion. Mało tego "Spotters", który sam jest policjantem, kontroluje policję, która zabezpiecza przejazd czy przemarsz kibiców. Jeśli tylko zauważy niewłaściwe zachowanie policji to od razu to zgłasza. Teoria jest dobra. Na razie trudno o wnioski bo działa to dopiero od miesiąca. Zobaczymy jak to wyjdzie w praktyce.

- Jak do tego programu odnoszą się kibice Polonii Bytom?

- O Boże! Kibice napisali oświadczenie - i ja ich doskonale rozumiem - że kibice Polonii Bytom nigdy nie współpracowali i nie będą współpracować z policją. Trudno o inną reakcję kibiców, bo zanim "Spottersi" zaczęli rozmawiać z kibicami, to sprowadzili z dziesięć stacji telewizyjnych, które zaczęły kręcić program pod tytułem "Czy kochacie Spottersów?". Tak nie można tego robić. Natomiast czytając program "Spotters" wydaje mi się, że w ciągu pięciu, może siedmiu lat ten program odniesie sukces. Nie tak jak chcą "Spottersi" w ciągu dwóch miesięcy. Na to potrzeba czasu.

- Ilu ludzi przychodzi na mecze Polonii Bytom?

- Rzadko zdarza się, że nie mamy pełnego stadionu, czyli sześć tysięcy ludzi. Cztery do sześciu tysięcy jest zawsze. Jesteśmy chyba jedynym stadionem, który ma otwartą trybunę dla gości. Zapraszamy zwykle więcej kibiców drużyn przyjezdnych niż jest to określone prawem. Przyjeżdżają do nas nawet 1000 osobowe grupy, mam nadzieję, że i kibice Cracovii licznie przyjadą do Bytomia. Ja jako marketingowiec cieszę się z tego, bo do klubu wpłynie dodatkowy grosz, a o to głównie w mojej pracy chodzi.

- W jaki sposób staracie się wypełnić stadion kibicami?

- Zacząłem od przeprowadzenia bardzo profesjonalnej akcji marketingowej promującej karnety. Spotkałem się z kibicami i przedstawiłem im trzyletni plan sprzedaży biletów i karnetów. Oni zaakceptowali ten plan i ustaliliśmy ceny biletów i karnetów na najbliższe trzy rundy. Na Polonię Bytom warto kupić karnet. Karnet kosztuje tylko 75 złotych czyli jeden mecz można obejrzeć za około 12 złotych. Nie mamy podziału na sektory, bo mamy jeden duży sektor na sześć tysięcy ludzi i mały sektor vip-owski.

- Ile karnetów udaje się Wam sprzedać?

- W poprzedniej rundzie sprzedaliśmy 400 karnetów. Uznaliśmy, że to zdecydowanie za mało. Zaangażowaliśmy kibiców w akcję marketingową. Kibice brali udział w spotach internetowych, na plakatach, na billboardach. To byli prawdziwi kibice. Nie było jakiejś sztucznej rodziny, która uśmiecha się i udaje, że biegnie na mecz. Nie. To byli normalni kibice z szalikami, którzy mówili: "Kup karnet, a będzie jeszcze taniej!". Po tej akcji sprzedaliśmy 2000 karnetów czyli pięć razy więcej niż rundę wcześniej! Ja założyłem sobie 20. procentowy progres w każdym roku i chcę, żeby docelowo Polonia Bytom sprzedawała 4000 karnetów. Uważam, że przy sześciotysięcznym stadionie będzie to bardzo dobry wynik.

- Tuż przed sezonem świetną okazją i zachętą do kupna karnetu może być efektowna prezentacja drużyny.

- Prezentacje drużyny odbywały się zarówno w Bytomiu jak i wcześniej w Białymstoku. W Jagiellonii zorganizowałem prezentację drużyny korzystając z usług kolegi z Krakowa, Pawła Rachwalskiego, który prowadzi tego typu firmę. Spodobał mi się jego plan na tę imprezę, spodobał mi się scenariusz i zrealizowaliśmy go. Na prezentację na rynku w Białymstoku przyszło ponad 4000 ludzi! To był prawdziwy hit w tym mieście. Natomiast w Bytomiu ostatnią prezentację drużyny połączyliśmy z ogólnopolską premierą filmu o historii Polonii Bytom nakręconego przez Discovery Historia. Z racji tego, że taka premiera musiała odbyć się w kinie mieliśmy do dyspozycji 550 miejsc w Bytomskim Centrum Kultury. W pierwszym dniu sprzedaży biletów na prezentacje, które były cegiełkami na cele charytatywne, kupiono 400 wejściówek.

- Film o Polonii Bytom był jednym z trzech pierwszych - obok filmów o Cracovii i Wiśle - zrealizowanych przez Discovery Historia...

- To wspaniały, świetnie nakręcony film o historii Polonii Bytom, który idealnie spasował mi do mojego planu marketingowego. Bardzo długo zastanawiałem się, na czym oprzeć marketing w Polonii Bytom. Bo przecież nie tylko na tym, że będę robił programy meczowe, afisze i wklepywał teksty na stronę internetową. To musiało pójść szerzej. Udało mi się zdobyć roczniki katowickiego Sportu od roku 1950 do 1980. Bardzo mocno je wertowałem i uczyłem się Polonii Bytom. Teraz śmiem twierdzić, że jeśli chodzi o historię Polonii Bytom to mało kto z kibiców Polonii mnie teraz zagnie. Dowiedziałem się bardzo wielu ciekawych rzeczy. Przeczytałem o krajowych i międzynarodowych sukcesach Polonii Bytom.

- Po co dyrektorowi marketingu znajomość historii klubu?

- Poznając historię klubu dowiedziałem się o sukcesach, których Polonii powinna zazdrościć cała Polska, a nie zazdrości ich bo nie były wykorzystywane marketingowo. Nikt, poza kibicami Polonii o nich nie wiedział. Polonia Bytom to jest jedyna polska drużyna, która zdobyła europejski Puchar! Wtedy nazywał się on Pucharem Rappana przekształcony potem w Puchar Intertoto. Dwa miesiące po zdobyciu Pucharu Rappana Polonia Bytom pojechała na prawie dwumiesięczne tournee po Stanach Zjednoczonych, gdzie wygrała w lidze interkontynentalnej ogrywając takie drużyny jak Ferencvaros - chyba dostał 4:0 - który kilka miesięcy wcześniej zdobył Puchar UEFA. Jako zwycięzca Interligi Polonia zagrała z Duklą Praga w której występowało ośmiu reprezentantów Czech, ówczesnych wicemistrzów Europy. Wygrali z Duklą i przywieźli do Bytomia Puchar Ameryki. To są sukcesy międzynarodowe jakich nie ma żaden inny klub w Polsce! Na tych sukcesach, na historii, na rozmowach z piłkarzami, którzy tę historię tworzyli ja buduję marketing Polonii Bytom.

- Ile osób liczy dział marketingu Polonii Bytom?

- Jak przyszedłem to byłem sam. W tej chwili pomagają mi dwie osoby zatrudnione na pół etatu i... nieskończona ilość ludzi, którzy pomagają Polonii Bytom bezinteresownie.

- To kolejny przykład potwierdzający tezę, że umiejętnie zaangażowani kibice, to źródło odnawialnej i niewyczerpalnej energii... (śmiech)

- (śmiech) Oczywiście, przecież ja sam nie jestem w stanie zrobić wszystkiego. Mogę mnożyć przykłady. Ostatnio odnowiliśmy Puchar Ameryki. Prezentuje się świetnie, bo znalazłem w Muzeum Narodowym, specjalistę, kibica Polonii Bytom. Ani się obejrzałem, a on dzwoni i mówi: "Panie Marku wiozę Puchar". Jest Puchar, ale powstał nowy problem. Potrzebne było efektowne "akwarium", żeby go odpowiednio wyeksponować. Okazało się, że wśród kibiców Polonii szybko znalazło się z dziesięciu szklarzy i zaczęły się nawet przepychanki, który z nich będzie miał zaszczyt zrobić tak prestiżową rzecz! O pieniądzach za tę pracę nikt nie chciał nawet słyszeć. Zapłatą była duma z pomocy dla klubu. Ludzie pomagają, bo kochają ten klub. Ta miłość jest bezcenna i trzeba ją szanować!

- Wizytówką każdego klubu są pamiątki klubowe...

- W Polonii Bytom mamy pod tym względem bardzo wiele do zrobienia. W niedzielę lecę do Anglii do firmy Eternity, która jest producentem ubrań dla kibiców kilkunastu znaczących klubów i marek w Europie. W tym momencie Polonia Bytom już jest w portfolio tej firmy. Firma Eternity już chwali się, że współpracuje z pierwszym klubem w Polsce i logo Polonii Bytom jest w tym samym rzędzie co Everton, Aston Villa, AS Roma, Inter, Rapid Wiedeń. Tak więc jesteśmy w niezłym gronie. Firma Eternity ma w swojej ofercie kilkanaście tysięcy rodzajów ubrań dla kibiców: od skarpetek po czapki. Jest wszystko. Te ubrania będziemy sprzedawać kibicom pod marką "Polonia Bytom".

- Dlaczego akurat ta firma?

- Eternity robi bardzo gruntowne badania preferencji i oczekiwań kibiców. Pyta fanów: Co lubicie? Co Wam się podoba? Jak chcecie wyglądać? Jak poprosiłem ich o próbki, to okazało się, że stroje dla kibiców Interu różnią się od strojów AS Roma, a te jeszcze bardziej różnią się od strojów dla kibiców Rapidu Wiedeń. Zapytałem dlaczego są te różnice? Odpowiedziano mi, że w każdym klubie, w każdej społeczności są inne preferencje, a oni starają się zaspokoić oczekiwania, aby kibic jak najbardziej utożsamiał się ze swoim klubem. To tworzy jeszcze silniejszą społeczność wokół klubu. Bardzo mi się to spodobało i chcę z nimi współpracować. Kontrakt jest już w zasadzie podpisany. Myślę, że od nowej rundy wystartujemy z przebogato wyposażonym sklepem, którego - jestem tego pewien - będzie nam zazdrościła cała Polska.

- Jesteś jeszcze kibicem?

- Tak. Jestem kibicem Cracovii! To wiedzą wszyscy w Krakowie, to wiedzą wszyscy w Bytomiu i Białymstoku. Z tym związana jest nawet śmieszna anegdota. Chwilę przed tym jak odchodziłem z Jagiellonii, przyszedł tam nowy prezes. Opowiadano, że ten prezes kupił aparat rentgenowski i sprawdzał, żeby w Jagiellonii pracowali tylko ludzie, którzy mają "J-otkę" w sercu... Gdy mnie sprawdził tym rentgenem to okazało się, że w moim sercu "J-otki" niema i dlatego odszedłem.

- Wrócisz do Cracovii?

- Na początku naszej rozmowy mówiłem, że próbowałem już kiedyś wrócić do Cracovii. To się nie udało. Nie udało się tylko z jednego powodu - dlatego, że tam już byłem...

Rozmawiał: Crac

Komentarze

Zaloguj się lub załóż nowe konto.

...

Super wywiad. Szkoda że nie ma go już w Cracovii, widać że kocha on to co robi i takich ludzi w naszym klubie potrzeba. Ludzi z pasją dla których nie liczy się tylko kasa, kasa i kasa.

Zaloguj aby komentować

..jak się chce to się da..

..ciekawy wywiad..myślę,że mamy naprawdę na tym polu dużo zaległości bo kibiców mamy wielu więc potencjał do wykorzystania jest ogromny, abyśmy mogli być dumni z naszej Cracovii..

Zaloguj aby komentować

Świetny i wyczerpujący wywiad...

...brawo!!!

Zaloguj aby komentować

no i prosze ...

Gdzie sie nie pojawi Pan Pieniazek tak robi duzo dobrego ... a my jak zawsze odrzucamy taka szanse ... to jest jakies nieporozumienie co sie chwilami w tej Cracovii dzieje ;/ .. wlasnie kogos od marketingu nam brakuje bo frekwencja kuleje nie mowiac juz ze co 5 osoba ma ze soba jakies barwy ;/ co kiedys bylo nie do pomyslenia ... poprostu ludzie pracujacy w Pasach to idoci ktorza nie widza poprostu nic !

Zaloguj aby komentować

Zaloguj się lub załóż nowe konto.

Powered by eZ Publish™ CMS Open Source Web Content Management. Copyright © 1999-2010 eZ Systems AS (except where otherwise noted). All rights reserved.