List: Praca i wiara!

2009-05-23-e-cracovia-gornik.zabrze-b-0236_600

Wyjaśnieniem niech będzie krótka, rzeczowa analiza sytuacji klubu:

  • stabilny budżet gwarantujący funkcjonowanie
  • deklaracja właściciela i głównego sponsora o niezłomnej woli realizacji postawionych zadań
  • kadra zespołu pozwalająca wierzyć, że jej umiejętności są w stanie spełnić oczekiwania ekstraklasowego poziomu
  • kompetencja zespołu szkoleniowo-organizacyjnego - zaawansowany stan budowy infrastruktury sportowej.

.

2009-05-23-e-cracovia-gornik.zabrze-b-0236_600

.

Wisi oczywiście w powietrzu niecierpliwe pytanie o wynik sportowy. Odpowiem. Wynik sportowy, w krótkim okresie czasu nie ma żadnego znaczenia. Najnowszy okres budowy klubu, chcę tu podkreślić, budowy klubu, a nie drużyny, jest bardzo krótki. Charakterystyczne dla procesów budowy jest zjawisko amplitudy stanów określane przez wiele czynników, takich jak: emocje, presja środowiska, umiejętność tworzenie pozytywnego wizerunku, wpływ czynników rynkowych, właściwa proporcja błędów i trafnych decyzji, dobra strategia i planowanie.

Miniony okres wyraźnie pokazywał takie wahania i trudno jasno wytłumaczyć, co decydowało o biegunowej pozycji zespołu na przestrzeni jednego sezonu rozgrywkowego. Widać było ewidentnie brak strategii i właściwej oceny. Prezes utożsamiał się zbyt jednoznacznie z doraźnymi stanami co powodowało, że presja odpowiedzialności wymuszała na nim nieracjonalne zachowania krytykowane powszechnie, pod czym podpisywałem się wielokrotnie.

Popadając w taki stan dyskomfortu, sięgał, jakby w obronie, po gwałtowne ruchy personalno-organizacyjne, które w naturalny sposób odnosiły przeciwny zamierzonym skutek pogłębiającej się dezorganizacji. Wyrażało się to również awanturami medialnymi co naruszało z trudem budowany wizerunek klubu.

Nie chciałbym doszukiwać się powodów, które sprawiły, że Prezes potrafił wydobyć się z tej zapaści i zaczął działać jak prawdziwy menedżer.

Pierwsze - podjął kolejną próbę stworzenia zespołu zarządzającego. Nazwiska: Lenczyk, Rząsa, Wleciałowski, Surma, może ktoś jeszcze, kto potrafi pracować w cieniu gabinetu, dają nadzieję na trwałą budowę. Powiedzmy sobie otwarcie, żadnych gwarancji, nie ma nigdy stuprocentowej gwarancji, że trener i pięciu zawodników zrealizują cele całego klubu. To mrzonki i po prostu nie prawda, co potwierdzają przykłady z futbolowej rzeczywistości.

Drugie - opuścił pozycję jednoosobowego decydenta i odpowiedzialnego, stał się wstrzemięźliwym mentorem. Brawo.

Trzecie - unika gorączkowej, medialnej oceny, przez co może wreszcie liczyć na sympatię środowiska, to bardzo ważne, bo łagodzi zwyczaj personalnej krytyki sukcesu i porażki.

Czwarte - swoją postawą pokazuje zrozumienie idei długofalowej strategii klubu.

Co wynika z takiej analizy?

Otóż, to bardzo proste. Cracovia to nie klub, który jest, a za chwilę go nie ma. Oceny klubu nie może określać aktualna pozycja sportowa, ale jakość fundamentu. Gdyby nawet zdarzył się spadek z ekstraklasy, to jest to tylko element rzeczywistości, który powszechnie funkcjonuje i który jest wkalkulowany w ryzyko przedsięwzięcia. Naprawdę ważne jest, w jakim punkcie realizacji strategii się znajdujemy.

Chciałbym przytoczyć dwa przykłady: Lechii Gdańsk i Pogoni Szczecin. Obydwa zespoły dzięki błędom w zarządzaniu zdegradowane na najniższe szczeble futbolowej hierarchii, błyskawicznie odbudowały się dzięki trwałym podstawom i wzorowej strategii.

Cóż, każdy jednak chciałby się dowiedzieć, dlaczego nie ma sukcesu sportowego, gdy spełniono większość podstawowych warunków: trener, transfery, baza szkoleniowa. Sądzę, że jeszcze nie udało się zbudować właściwych relacji interpersonalnych w zespole. To bardzo trudne, wymaga wiele czasu. Proszę zauważyć, że trzon zespołu Cracovii, który osiągnął poziom Ekstraklasy to ludzie związani ze sobą przez wiele lat. To zespół, gdzie hierarchia funkcjonowała, szczęśliwie wspierana sukcesem kolejnych awansów.

Struktura takiego zespołu opiera się przecież na modelowych elementach: przywództwa, autorytetu, dominacji, podległości, zaufaniu i poczuciu nadrzędności celu. Takie struktury udało się stworzyć w Wiśle Kraków, Ruchu Chorzów, Polonii Bytom, proszę zauważyć - w Odrze Wodzisław! Które przetrwają dłużej - czas pokaże, czas oceni.

Z racji udziału w tych strukturach jednostek ludzkich, podlegają one nieustannym zmianom. Ale to proces delikatny, gdzie jak ognia wystrzegać się trzeba przypadkowości, broń Boże emocji. Jeżeli dajmy na to, trener pozbywa się cennego ogniwa, musi je zastąpić równoważnym, swojego autorytetu trzeba bronić, ale nie wtedy gdy go już nie ma.

Można jeszcze sięgnąć po przykład Legii Warszawa, gdzie struktur nie udaje się zbudować na miarę zaangażowanych środków. To wciąż zespół ogromnych aspiracji i niespełnionych ambicji. Cóż, hałaśliwość stołeczna nie pomaga, wręcz przeciwnie.

Pozostaje więc czekać i wierzyć, że cel jest właściwie zrozumiany i zostanie osiągnięty. Jeżeli zajdzie konieczność korekty, zmian, czy uzupełnień, nie nazywać tego nadużywanym pojęciem rewolucji kadrowej, bo to bardziej destabilizuje niż tworzy.

Barbara

Fot. Biś

Od redakcji:

  • Tekst listu publikujemy w całości.
  • Artykuły i listy zamieszczane w Biuletynie niekoniecznie wyrażają poglądy redakcji Terazpasy.pl
  • Jeśli chciałbyś zabrać publicznie głos w tej lub innej sprawie interesującej dla kibiców Cracovii prześlij swój tekst na adres: redakcja/at/terazpasy.pl. Najciekawsze artykuły, listy i felietony opublikujemy. Redakcja zastrzega sobie jednocześnie prawo do skracania nadesłanych tekstów.

Komentarze

Zaloguj się lub załóż nowe konto.

!

Piłkarze z młodej ekstraklasy mogą wygrywać bez kibiców, bo chcą się pokazać Orestowi i grają na 100%!! A ci wiecznie na cos narzekają. Może by tak wprowadzic jeszcze kilku zawodników z ME i moze by było lepieby. Taki Sndny, Kaszuba są teraz w lepszej formie niż Matusiak.

Zaloguj aby komentować

hahaahahah

skad zes to wyczasna hahahaha

Zaloguj aby komentować

Rusza piłkarska powieść. Dziś pierwszy odcinek...

W Warszawie, przy ulicy Bitwy Warszawskiej 7, było tego dnia ciemniej niż zazwyczaj o tej porze. Z czterech działających w pobliżu latarni migotały tylko dwie, z pozostałych natomiast sączyły się resztki światła. To dobry znak. Grzegorz lubił ciemność, a ze wszystkich dni w roku najbardziej wyczekiwał tej niedzieli w ostatni weekend października. Wówczas przestawiało się zegarki i zmrok zapadał o godzinę wcześniej niż zazwyczaj. O godzinę wcześniej ludzie na ulicach przestawali mu się przyglądać, godzinę wcześniej mógł po prostu przespacerować się, pomyśleć, zastanowić.

Lubił te wieczorne przechadzki, chociaż coraz częściej nawiedzała go myśl ? co zrobiłem źle, że uciekam przed błyskiem fleszy. Tych samych, które towarzyszyły mi przez pół życia? Dlaczego chowam się przed ludźmi, którzy kiedyś nosili mnie na rękach? Czemu widząc zmierzającego w moją stronę człowieka, odczuwam dziś lęk, a nie dumę? Z jakiego powodu nowa siedziba firmy, znajdująca się na odludziu, a nie przy tłocznej, pełnej turystów Starówce, tak bardzo mi odpowiada?

Wspominanie stało się jego pasją. Kiedy już wrócił do domu, lubił włączyć płyty z zapisem dawnych meczów. Kolegę pracującego w TVP poprosił o przeszukanie archiwum. Siadał wygodnie w fotelu i zanurzał się w świat sprzed 30 czy nawet 40 lat. Znowu mijał obrońców, znowu strzelał obok bramkarzy. Fryzura, na którą składała się wprawdzie tylko kępka włosów, jeszcze bujnie powiewała na wietrze. Zwłaszcza kiedy przyspieszał po wtłoczeniu piłki do siatki i z wyciągniętą ręką biegł w stronę trybun. Kochali go wtedy. Wszyscy go kochali.

Była nawet dziewczyna, która codziennie przysyłała mu list. Ten poniedziałkowy zawsze dotyczył dopiero co zakończonej kolejki ligowej. "Widziałam pana, jak minął pan prawego obrońcę Górnika. Wtedy, choć pan o tym nie wiedział, przebiegł pan nie więcej niż 15 metrów ode mnie. Jeszcze nigdy nie byliśmy tak blisko" ? napisała kiedyś i Grzegorz zorientował się, że ma do czynienia z kobietą na tyle opętaną, by traktować ją jako niebezpieczną. Nigdy na żaden z listów nie odpowiedział, ale przez sześć lat dostał ich dokładnie 2188. Potem korespondencja nagle się urwała, co to dziś wzbudzało pewien niepokój.

Więcej już list od tej dziewczyny (dziś starszej kobiety) nie przyszedł, aż? do dziś, o czym Grzegorz jeszcze nie wiedział. Czasami tęsknił za nawet najbardziej szalonymi fankami, bo lepsze to niż ci wszyscy groźnie wyglądający mężczyźni, krzyczący z trybun ?ty chuju?. A niestety, przed tym słowem w ostatnim czasie trudniej było mu uciec, niż przed argentyńskimi obrońcami. Przyzwyczaił się do bycia idolem, a teraz z trudem przyzwyczajał się do etykietki chuja.

Na stoliku przed telewizorem leżała tygodniowa porcja korespondencji. Najpierw otworzył kopertę z logiem Multibanku. Z satysfakcją spojrzał na rubrykę ?saldo?, bo wynikało z niej, że przez 12 miesięcy zarobił blisko 600 tysięcy złotych. Nigdy wcześniej, nawet w chwilach największej chwały, nie mógł pochwalić się takim majątkiem. Czasami ktoś mu dał jakieś dolary, ale co można było za nie kupić? Kolejny talon na samochód, który po chwili się popsuje? W Stanach szło lepiej, ale i życie było droższe, więc tak naprawdę niczego nie przywiózł. W zasadzie jedynym, czego się w życiu dorobił, było nazwisko i rozpoznawalna twarz. Aż do teraz. Biorąc pod uwagę podatki, a także rosnące potrzeby konsumenckie (niedawno dopiero wyczuł różnicę między czerwonym, czarnym, a nawet niebieskim Johnym Walkerem ? do tego stopnia, że czerwony przestał mu w ogóle smakować), miesiąc w miesiąc wydawał coraz więcej, ale i tak przybywało sporo ? jakieś 35 tysięcy złotych.

Grzegorz spokojnie przekładał kolejne listy, wśród których było sporo różnorakich zaproszeń, kilka próśb o autografy. I nagle poczuł zimy pot. Doskonale znał ten charakter pisma. Błyskawicznie rozerwał kopertę i w trzęsące się dłonie chwycił kawałek papieru:

?Panie Grzegorzu, przepraszam, że tak długo nie pisałam. Wielokrotnie chciałam się do pana odezwać, ale bałam się. Bałam się, że kocham pana za bardzo. I że pan tej mojej miłości wcale nie potrzebuje. Muszę przyznać, że byłam uzależniona, leczyłam się z pana. Teraz postanowiłam napisać po raz ostatni ? pierwszy raz w życiu jestem szczęśliwa. Wyleczyłam się. Już pana nie kocham. Proszę wybaczyć mi tę szczerość, zwłaszcza po tym, co razem przeżyliśmy (pisałam przecież i o swojej maturze i o pierwszym chłopaku, nawet o śmierci rodziców), ale aktualnie panem gardzę. Nie sądziłam, że stanie się pan kimś takim. Ale jednocześnie dziękuję ? znów mogę normalnie żyć?.

Poczuł przygnębienie, bardzo głębokie. Cios w serce. Nalał szklankę whisky, dokładnie tak, jak uczył go Paweł, jeden z lepszych trenerów picia w kraju. Najpierw wrzucił kilka kostek lodu, a potem dolał szkockiej, dokładnie do poziomu kostek. Zrobił to z niebywałem pietyzmem. Zawsze w chwilach stresu starał się maksymalnie kontrolować każdy swój ruch. Wziął dwa łyki, a następnie sięgnął po telefon komórkowy.
- Antek?
- Tak.
- Musimy porozmawiać.
- O czym?
- Muszę zrezygnować.

Pod stojącym po drugiej stronie słuchawki Antonim ugięły się nogi. On Grzegorza, swojego dawnego podopiecznego, potrzebował jak nikt inny. Z przyczyn finansowych, ale także prestiżowych. Przy żadnym z dotychczasowych prezesów jego pozycja nie była tak mocna. Nawet gdy firmą rządził Marian, jego dobry znajomy, nie mógł pozwolić sobie na tyle, co dziś. Teraz musiał zachować chłodny umysł. Grzegorz od roku słuchał go za każdym razem, więc dlaczego miałby nie posłuchać także teraz? Antoni chwycił więc słuchawkę bardzo mocno i tak stanowczo, jak tylko potrafi powiedział:
- Grzegorz, posłuchaj mnie uważnie. Nie zrezygnujesz. Rozumiesz? Na pewno, kurwa, nie zrezygnujesz!

* * *

Antoni zaczął gorączkowo wydzwaniać po innych prominentnych pracownikach firmy. Jerzego zastał na warszawskim Służewcu, gdzie pięć przepojonych wodą koni pozorowało wyścig z szóstym, naszprycowanym ukraińskimi chemikaliami. Jerzy zawsze doskonale orientował się, który koń ma wygrać, tylko niestety za każdym razem dopiero, kiedy wyścig się rozpoczął.
- Grzegorz nie może odejść. Jest szalenie ważny w tej całej układance. Musimy go przekonać za wszelką cenę ? mówił Jerzy, a przy okazji obserwował jak koń, na którego postawił pięć tysięcy złotych, dobiega dopiero na czwartej pozycji. Choć to raczej nie był bieg, ale człapanie, walka ze starością i nieporadna próba rozruszania starych kości, uginających się pod ciężarem dżokeja.

Gdzie był Adam, w momencie gdy Antoni wykręcił numer jego komórki, nikt nie wie. Ale odebrał w swoim stylu: - Kiego chuja?
- Adam, ważna sprawa. Grzesiek chce się podać do dymisji.
- Co? Zwariował? Poproś go, żeby się nie podawał!
- Prosiłem, ale nie wiem, czy posłucha.
- Eh, jego prosić to jak chujem trawę kosić! ? rubasznie zażartował Adam i śmiał się jako jedyny, bo Antoni nadal pozostawał posępny. Był na siebie zły, że w ogóle wykręcił ten numer, bo czego mógł się spodziewać po kimś, kto pijany się chyba urodził? Każdy lubi czasem zamoczyć usta w alkoholu, ale Adam zdecydowanie przesadzał.

Potem telefony z informacją odebrali jeszcze Kazek, Stefan, Zbyszek, Rysiek, Michał i Zdzisiek. Michał poczuł, że może wskoczyć na miejsce Grzegorza, więc zasugerował, by nie wykonywać pochopnych ruchów. Zdzisiek lekko się zapocił ze strachu, Kazek w duchu uśmiechnął, a Stefan stwierdził, że o planowej dymisji wiedział pierwszy. Do Andrzeja Antoni tylko wysłał smsa, bo nie chciał się wdawać w długie dysputy. Na następny dzień, dokładnie na godzinę 10.00, zaplanowano naradę.

Zaloguj aby komentować

dobre relacje ...

wg. mnie niezbędne jest spotkanie "integracyjne" , w którym moglibyśmy spotkać się z naszymi zawodnikami i pogadać jak " jedna rodzina "
mam nadzieję że znajdą czas i ochotę by poświęcić swój czas prywatny na spotkanie z nami w którym przedstawią nam swój punkt widzenia obecnej sytuacji...
uważam że dla dobra klubu spotkania takie maja ogromna wartość,której nie da zastąpić się jedynie przez wypady do SPA w Spale ...
Drodzy zawodnicy !!!
przyjmijcie moją uwagę , przekażcie ją kolegom z boiska i sami bez propozycji odgórnej z klubu zaproponujcie nam kibicom wspólne spotkanie ...

Zaloguj aby komentować

dobry artykul i racja slapiego

Podpisuje sie pod wypowiedzia kolegi Slapi 88 .Na budowe zespolu potrzeba czasu i oby to sie dzialo jak najszybciej ( okienko).

A temat kibice !!!!!Tak jak Slapi napisal . Nie raz pokazalismy jacy jestesmy , nie raz dawalismy z siebie to co najlepsze przy dopingu . A co w zamian ? Zenujaca gra, brak ambicji a na do miar tego okrzyki kiopaczy w kierunku kibiców ze nas nie ma ??? Pilkarzyny nie pierdolcie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Zaloguj aby komentować

Ja mysle ze to wina jednak trenerwo ...

Jak sie zatrudnia trenera to trzemu zaufac bezgranicznie .. trzeba wierzyc ze naprawde ma jakas koncepcje gry, My zatrudnialismy Majeskich, Bialasow, Platkow itp. FIlipiak spelnial w minimalnym stopniu ich zyczenia trensferowe i oczekiwal wynikow ... po roku (albo mniej ich wywalal i przychodzil nowi trenerzy ... i tak w kolo ), Teraz mamy doswiadczonego trenera i trzeba mu zaufac i czekac. Mysle ze efekty jego pracy bd widac za kilka sezonow jak bedzie mial kogo chce, oni sie zgraja itp. A teraz jedziemy na rezerwach i obysmy do stacji "okienko transferowe" jakos sie doczlapali.
A co do kibicow ... sam nim jestem i nie mam sobie niczego do zarzucenia ;] Pilkarze powinni byc wdzieczni ze wogole ktos obejrzy ich kopanine w Sosnowcu. (zaplaci jeszcze za to 15 zl + dojazd i oczywiscie straty nie-materialne tj. wyziebienie organizmu+ wkurwienie + stracony czas).
Wiec jak sie wezma do roboty to moze na ich mecze bd jezdzic wiecej ludzi bo my juz nie raz udowadnialismy ze nam zalezy ... a co robili oni ?? - wszyscy wiemy

Zaloguj aby komentować

Gdzied są kibice.

Tekst ciekawy ale niestety prawda jest taka że znowu do sosnowca pojedzie garstka kibiców i zamiast dopingować to będą wyzywać trenera piłkarzy i rzucać mięsem w strone prezesa.Owszem Lechia czy Pogoń się odbudowały ale także dzięki kibicom.Drużyna nas potrzebuje ale czy jesteśmy w stanie jej pomóc? Nie jesteśmy.Niestety.

Zaloguj aby komentować

..

..ciekawy tekst,ale cel bardzo ciężki do osiągnięcia w najbliższym czasie..chłopaki chyba częściej powinni razem wyskoczyć na piwko,aby stać się zgraną paczką,co myślę, że szybko by się przełożyło na lepsze wyniki na boisku..

Zaloguj aby komentować

Zaloguj się lub załóż nowe konto.

Powered by eZ Publish™ CMS Open Source Web Content Management. Copyright © 1999-2010 eZ Systems AS (except where otherwise noted). All rights reserved.