Zgodnie z planem
Znakomita taktyka, jaką opracował na ten mecz trener Lenczyk przez regulaminowe 90 minut meczu, jak również przez znaczą część dogrywki zdawała egzamin za sprawą mądrej gry Biało-czerwonych. Pomimo porażki można powiedzieć, że mocno przemeblowany skład Cracovii sprostał zadaniu, bowiem nie tylko dzielnie się bronił, ale również przy odrobinie szczęścia mógł na Legii prowadzić. Swoimi występami w tym meczu tacy zawodnicy jak Konrad Cebula czy Mateusz Jeleń udowodnili, że warto na nich stawiać.
.
.
W pierwszej części meczu głównym zadaniem była obrona ? choć nawet wtedy Konrad Cebula po jednej z kontr zaprezentował rajd a la Giza z meczu przeciwko Polonii i tylko znakomita interwencja Muchy uchroniła Legię od straty bramki, bowiem piłka leciała prosto w ?okienko?. W drugiej, po wejściu Matusiaka i Golińskiego, trener Lenczyk nakazał atakować nieco śmielej.
Poziom spotkania ogólnie rzecz biorąc nie zachwycał, jednak od drugiej połowy meczu faktycznie oba zespoły zaczęły stwarzać sobie więcej sytuacji. O ile w zasadzie przez cały mecz przeważała Legia, o tyle ciężko powiedzieć, aby coś z tej przewagi wynikało. Nawet, jeśli Legionistom udało się stworzyć klarowną okazję do zdobycia bramki, to marnowali ją zawsze w dziecinny sposób. Zwykle zresztą nie mieli nawet pomysłu na rozegranie akcji, co bez wątpienia było zasługą atakującej wysoko pomocników gospodarzy drużyny Pasów.
Ponieważ obu drużynom nie udało się zdobyć bramki w regulaminowym czasie gry do rozstrzygnięcia sprawy awansu konieczna była dogrywka. W jej dziesiątej minucie piłka w środku pola odbiła się tak szczęśliwie dla warszawian, że niespodziewanie trafiła wprost pod nogi Sebastiana Szałachowskiego, który nie namyślając się wiele kropnął z ponad 25 metrów na bramkę Merdy. W porę nie zdążył zareagować Łukasz Tupalski, także bramkarz Cracovii nie zdążył skorygować swojej pozycji i wysunięty na szósty metr przed bramkę nie sięgnął piłki zmierzającej tuż pod poprzeczkę.
Ci którzy w tym momencie przekreślili szanse na awans drużyny gości mogli się jednak srodze pomylić. Wkrótce Pasy stworzyły sobie stuprocentową sytuację bramkową, jednak w zamieszaniu bramkowym Radosław Matusiak z kilku metrów nie zdołał pokonać bramkarza gospodarzy. W 117 minucie natomiast po strzale Szałachowskiego piłkę do bramki skierował Rybus i ustalił wynik meczu na 2:0.
Na marginesie tej rywalizacji wspomnieć należy o tak zwanym ?tle?, czyli na przykład o sędziowaniu. Sędzia główny Piasecki, którego pamiętamy z ubiegłego sezonu, z meczu Odra -Cracovia 2:1, po raz kolejny swoimi decyzjami ewidentnie skrzywdziła Pasy. Tym razem jednak główna wina leży po winie jednego z wspomagających Piaseckiego sędziów liniowych, który powinien się chyba udać w najbliższym czasie do dobrego okulisty. Machający żółta chorągiewką międzynarodowy (sic!) liniowy arbiter Maciej Wierzbowski dziwnym trafem nie widział spalonego Legii przy bramce Rybusa na 2:0, widział jednak spalonego w sytuacji gdy Matusiak w 87 minucie wyszedł sam na sam z Muchą, oraz wtedy, gdy Paweł Sasin urwał się obrońcy Legii na skrzydle przy jednej z kontr.
Dziwna to przypadłość optyczna, no chyba że jest to kwestia wydolnościowa. Jeśli sędzia nie jest w stanie kondycyjnie wytrzymać nie tylko dogrywki, ale również 90 minut meczu i już po sześćdziesięciu minutach nie pamięta o ?trzymaniu linii? to może czas już zakończyć karierę?
Druga sprawa to zabawne wynurzenia komentatorów meczu, którzy nie dostrzegali niczego zdrożnego w tym, że Legia zażyczyła sobie przełożenia meczu na termin dogodny dla siebie, a niedogodny dla Cracovii, a PZPN na tę prośbę przystał ? wbrew woli drugiego zainteresowanego klubu. Fakt, że Cracovia grała trzy dni wcześniej wyczerpujące derby, a za kolejne trzy dni czeka ją arcyważny mecz z Piastem wydawał się panu Engelowi i panu Szczęsnemu fraszką, a forma załatwienia całej sprawy też ich nie oburzyła.
Jakież mogło być zdumienie widza, kiedy po meczu obaj wyżej wymienienie boleli nad tym, że wyczerpani 120-minutowym zmaganiem z Cracovią Legioniści już wkrótce będą się musieli mierzyć z GKS-em Bełchatów! No ale cóż, w końcu Legia dostała to, czego chciała: zagrała w takim terminie, jakiego sobie życzyła, sędzia w kluczowych momentach pomylił się na jej korzyść, drużyna awansowała do następnej fazy pucharu. A że pewnie jeszcze fajniej byłoby wcale nie grać, tylko dostawać punkty za darmo, to już inna kwestia.
Depesz
Fot. Depesz
Komentarze
Zaloguj się lub załóż nowe konto.
Zaloguj się lub załóż nowe konto.
Legia
rafalpasy
20:22 / 26.11.09
Zaloguj aby komentować