To takie proste
Proszę o odpowiedź, czy sposobem na życie jest urąganie drugiemu człowiekowi, łamanie prawa, notoryczna agresja? Czy zadymy lubi się tak jak dobrą książkę i spacer po lesie? Czy stwierdzenie - narażają życie i zdrowie - nie należałoby uzupełnić - innych ludzi? Czy uwolnić się od codziennej szamotaniny można jedynie w kapturze i z kamieniem w garści? - pyta nasz czytelnik Zbyszek Mieszkowski.
To takie proste
Pierwszym i najważniejszym dla mnie powodem, by skomentować oryginalne, nie powiem, spojrzenie autora artykułu ?Patrioci w szalikach? na problem kibicowania, jest moje osobiste zainteresowanie tym tematem. Kilkuletnie obserwacje tematu - kibic, kibicowanie - zmusza z czasem do dokonania podsumowań, formułowania definitywnych opinii, przedstawiania poglądów, a kończy się potrzebą przedstawienia własnego stanowiska.
Dodatkowo ważnym powodem, który wielokrotnie pcha mnie do klawiatury, by powiedzieć co myślę jest pęczniejąca zdezorientowaniem i niezrozumieniem sytuacja zjawiska kibicowania w moim klubie - Cracovii.
Autor artykułu nie wymienia w swym tekście kibiców Cracovii, czy to z racji niedopatrzenia, czy płytkości zagłębienia w historię ruchów kibiców, a może z prostej przyczyny braku miejsca dla wymieniania wszystkich, o których można by coś powiedzieć.
Trochę to dziwne, bo wydaje mi się, że zasadniczą intencją autora jest podkreślenie pewnych potrzebnych im akcentów, tzw. narodowych i patriotycznych, a tych tak w historii klubu (Cracovia), jak i jego sympatyków było pod dostatkiem.
Tu chcę jasno przedstawić swoje stanowisko, które jest odmienne od prezentowanego przez sympatyczną Gazetę Polską, bo pismo zasługuje na sympatię choćby z racji radykalnego profilu, który zawsze będzie potrzebny tam gdzie ocena rzeczywistości jest utrudniona przez przytłaczającą wszechobecność gigantów medialnych.
Tekst ciepło przyjęty przez kibiców, pachnie niestety eufemizmem z racji użytego kontekstu i odwołań. Autor publikując treść na łamach tak wyrazistego pisma naraża się co najmniej na podejrzenie o tendencyjność, by nie sięgać do zarzutu, tu zasadnego - artykułu sponsorowanego. Wiarygodność wymaga roztropności.
Już pierwsza teza - czy warto kibicować - wprowadza konsternację, bo nikt i nigdzie nie podważał wcześniej oczywistości tej formy udziału w widowisku sportowym - kłania się definicja! W pojawiających się dyskusjach nad problemem, bo kibicowanie tu i ówdzie jest problemem, wraca wciąż dotykające sedna sprawy pytanie - w jaki sposób i dlaczego?
Bo prawdziwym problemem sportu (czytaj: piłki nożnej) są zachowania niepożądane, które konsekwentnie zaczyna się usuwać z definicji - kibic. Śmiem twierdzić, że te zachowania zaistniały w piłce nożnej, bo było ciche przyzwolenie, poręczne wytłumaczenie, czy jakaś tam wydumana potrzeba.
Przecież na zawodach bokserskich, koszykarskich, by nie wspomnieć rugby, bywają ludzie niczym w przekroju społecznym nie różniący się od fanów piłkarskich - czyż nie tak? Na nic próby socjologicznej analizy, autor błądzi szukając owej sławetnej dziury w całym. Co gorsze, wbrew zgodnej niemalże opinii publicznej, stawia kolejną fałszywą tezę - że nie ma żadnej dziury, że to równa i gładka droga, która zaprowadzi nas do właściwego celu.
Udając, że nie dostrzega tego co wszyscy widzą, posuwa się do gloryfikowania oczywistego zła. Czy przypadkiem nie oczekuje czegoś w zamian? Obym się mylił, ale to brzydko pachnie tanim populizmem.
Cały tekst roi się od niefortunnych sformułowań, przytoczę: kibicowanie to sposób na życie, są wśród nich ludzie lubiący zadymy, jeżdżą często narażając życie i zdrowie, dzięki meczom i otoczce im towarzyszącej zapominają o codziennej szamotaninie itd.
Proszę o odpowiedź, czy sposobem na życie jest urąganie drugiemu człowiekowi, łamanie prawa, notoryczna agresja? Czy zadymy lubi się tak jak dobrą książkę i spacer po lesie? Czy stwierdzenie - narażają życie i zdrowie - nie należałoby uzupełnić - innych ludzi? Czy uwolnić się od codziennej szamotaniny można jedynie w kapturze i z kamieniem w garści?
Podobnych, paradoksalnych zdań jest więcej, ale z jednym trzeba się zgodzić, że ?kibiców przedstawia się jako chuliganów, ale tak nie jest?. To prawda, bo do tej pory chuliganów przedstawiało się jako kibiców, szkoda, że autor nie chce tego zrozumieć.
?Socjolodzy mówią o futbolizacji społeczeństw, zwracają uwagę, że dla wielu ludzi kibicowanie jest niczym religia? -socjolodzy zwracają też wielką uwagę na zagrożenie jakie niesie fanatyzm religijny!
Autor wylicza pozytywne aspekty działalności zorganizowanych grup kibiców. Takie niezaprzeczalnie są, ale nienależycie docenione, nie wsparte odpowiednio, zbyte machnięciem ręki i trzeba jednym tchem i nieustannie dodawać, że środowiska tzw. kibicowskie to również wandalizm, przemoc, handel narkotykami, konflikt z prawem, a wszystko pod sztandarami: wierności, miłości do barw i gotowości do poświęcenia.
Jaki klub na świecie oczekuje poświęcenia życia od swych fanów?
Jednak to, że kibiców się lekceważy, zbywa i obawia to fakt. To są ludzie, a z ludźmi jak to z ludźmi, trzeba umieć postępować. Z tym jest problem, brak zrozumienia i racjonalnego działania - często najlepiej nie sprzedawać biletów - skąd my to znamy?
W przewrotnej wyliczance pozytywnych aspektów zachowań kibiców napotykamy kolejny błąd w ocenie faktów i konsekwentne rozwijanie fałszywej teorii. Aktywny udział i demonstracyjne zachowanie, to nie przejaw autentyczności i dzielności kibiców, ale typowy przykład chuligaństwa, które katalizuje się przy każdej nadarzającej się okazji. Będzie nią równie dobrze, mecz piłkarski, demonstracja społeczna, ruch polityczny, wsio rawno - powód nie jest ważny, ważna jest szansa, a już super, jak przykryje się chuligańskie zachowanie ładnie brzmiącym uzasadnieniem.
Nie mam nic przeciwko rozwijaniu lokalnego patriotyzmu i nic przeciwko małym ojczyznom. Boję się przejawów tak rozumianego patriotyzmu i wstyd mi za to jak wyraża się miłość.
Dziwię się, że autorzy głoszonych teorii, obrońcy ?niesłusznie ocenianych? kibiców, nie widzą co się dzieje, gdy spotykają się lokalni patrioci z obu stron Błoń. Czy zamierzoną pointę takiej filozofii ma być wzajemna rzeź usankcjonowana patriotyczną postawą jednych i drugich, ofiarą krucjaty przeciwko niczemu znów mają zostać najlepsi synowie?
Do czego ich popychacie panowie autorzy? Czy prezentujecie obóz narodowy, czy antynarodowy?
I na koniec naiwny, dziecięcy argument o dawnej, niepowtarzalnej atmosferze. Co tworzy taka atmosferę? Hordy pijanych lub naćpanych nastolatków? Dziki, barbarzyński wrzask, zbiorowy ryk wulgaryzmu? Kogo urzeka to do tego stopnia, że pochwala, że zaczyna brać udział w tym pierwotnym, rytualnym tańcu? Czy to jest to odreagowanie za wrednego szefa, szamotaninę życiową, kłopoty domowe? Może po prostu trzeba szefowi dać w mordę, przestać pić i wziąć dziecko na spacer?
Zjawisko kibicowania jest problemem. Należy go jak każdy zdiagnozować i podjąć próby rozwiązania. Można powiedzieć, że podjęto już próby oceny zjawiska. Wyniki są lepsze lub gorsze. Fatalne jest to, że diagnoza nie jest skończona, a ktoś ?mądry? - u nas taki zawsze się znajdzie - podjął ryzyko naprawiania. Wiecie jaką decyzję podjęto. Nie wpuszczać kibiców na stadion!!!
Wchodząc w ton pomysłodawców, podsunę - nie rozgrywać meczów, nie będzie burd na stadionach! To takie proste.
Komentarze
Zaloguj się lub załóż nowe konto.
Zaloguj się lub załóż nowe konto.