#SiemionOdSerca: Raz na wozie, raz pod wozem, czyli... jak zwykle
- Jesteśmy prawdopodobnie najbardziej nieprzewidywalną drużyną w Ekstraklasie, bo naprawdę przewidzieć czy zagramy w najbliższy weekend świetnie, czy beznadziejnie nie sposób. Normalnie gdy drużyna jest w dobrej formie, ma wypracowane schematy, jest w miarę stabilna można sobie tworzyć jakieś przewidywania. W przypadku Cracovii żadna logika się jednak nie sprawdza – pisze na Terazpasy.pl Tomasz Siemieniec, były piłkarz i kierownik Cracovii.
Ważne trzy punkty ze Stalą
Po wyjazdowym meczu na Legii mieliśmy mieszane uczucia. Z jednej strony pozostawał niedosyt, że nie udało się wygrać, z drugiej strony były obawy jak poradzimy sobie po raz kolejny grając w roli faworyta mierząc się ze Stalą. To granie w roli faworyta nam nie wychodzi, no ale był jeszcze jeden drobny szczegół: Stal Mielec nie jest drużyną z końca tabeli, więc też trochę inaczej się do niej nastawialiśmy.
Na samym początku meczu z Mielcem od razu rzucały się w oczy zmiany w składzie wyjściowym. Najbardziej brakowało w podstawowym zestawieniu Knapa, tym bardziej, że w poprzednich meczach wyglądał bardzo fajnie. Ogólnie byłem zaskoczony ustawieniem w środku duetu Oshima - Atanasov i to przyznaję zupełnie szczerze. Z drugiej strony trener Zieliński wie znacznie lepiej co dzieje się na treningach i nasz szkoleniowiec mówił jeszcze w wywiadzie przedmeczowym że Knap wykazywał pewne oznaki zmęczenia i należało mu dać odpocząć - więc może właśnie tak było.
W każdym razie pierwsze minuty meczu były wyrównane, ale nastrajały mnie pozytywnie, bo widać było, że chcemy grać piłką, że zależy nam na konstruowaniu dłuższych akcji, staraliśmy się przejmować inicjatywę. Na pewno widać było na pierwszy rzut oka, że graliśmy dużo lepiej, niż w meczu z Koroną. W całym meczu było widać, że zarówno Oshima, jak i Atanasov dawali radę.
Z biegiem meczu zaczęliśmy osiągać przewagę, wypracowaliśmy sobie - tak się wydawało - przewagę w środku pola i nagle wyszła jedna kontra Stali i dostaliśmy bramkę. Troszeczkę nas to zaskoczyło, choć myślę, że nie podłamało. Oglądałem ten mecz siedząc obok kolegi z Mielca, Leszka "Śledzia" Śledziony i powiedziałem mu po tym jak "Stalówka" wyszła na prowadzenie: "Śledziu, zobaczysz, że wygramy ten mecz 2:1, bo my dzisiaj gramy dobry mecz".
O ile do przerwy byliśmy jeszcze trochę zahukani, o tyle w drugą odsłonę spotkania weszliśmy z dużym impetem. Za kontuzjowanego Jugasa wszedł Hoskonen, za niezbyt przekonującego Kallmana wszedł Konoplyanka, no i za Rapę wszedł Kakabadze - wzmocniliśmy więc mocno ofensywę i kreację.
Cieszyłem się, że trener postawił na tak ofensywne zmiany, choć w pierwszej chwili oczywiście pojawiła się wątpliwość, którą formułowałem już wcześniej: jak dziś zagra "Kono"? To oczywiście nie jest wątpliwość związana z jego umiejętnościami, bo te są absolutnie niepodważalne, natomiast bałem się, czy te jego braki w defensywie i machanie rękoma będzie zrównoważone wkładem w ofensywę zespołu. Bardzo szybko moje niepokoje zostały wyjaśnione, bo niemal natychmiast po fajnej akcji Konoplyanka zagrał idealną piłkę do Kakabadze, a Otar niemal z zerowego kąta zmieścił piłkę między nogami bramkarza próbującego zabezpieczyć bliższy słupek. O ile podanie było cudowne, to technicznie wykończenie Kakabadze było również na najwyższym poziomie, bo wprawdzie piłka spadła w punkt tam gdzie powinna, to jednak sam strzał był bardzo trudny technicznie.
Tym samym trzeba powiedzieć, że trener miał nosa, bo zawodnicy, których wprowadził na boisko potrzebowali ledwie dwóch minut, żeby wspólnymi siłami zapracować na wyrównanie.
Potem gra toczyła się już od tego momentu niemal wyłącznie pod nasze dyktando, przewaga Cracovii była masakryczna i uważam, że byliśmy lepsi praktycznie w każdym aspekcie piłkarskim.
To, że nie strzeliliśmy bramki szybciej - a mieliśmy do tego naprawdę sporo sytuacji - to był mocny niefart, bo mieliśmy kilka znakomitych szans. Troszeczkę zaczynałem się już pod koniec denerwować, żeby nie przytrafiła nam się znowu jakaś nieoczekiwana wpadka w tyłach. Wiadomo, że Stal Mielec nie zdobywa zbyt wielu bramek z gry, ale gdy podeszła do przodu to zaczynało się robić trochę nieprzyjemnie przy stałych fragmentach gry.
Na szczęście w końcu postawiliśmy kropkę nad "i", przy czym naprawdę bardzo mnie ucieszyło, że do siatki trafił właśnie Makuch. Chwaliłem go już za wcześniejsze mecze, bo cały czas wygląda bardzo fajnie. Nie strzela zbyt wiele bramek, ale wygrywa główki, absorbuje obrońców, biegnie do każdej piłki. Cieszyłem się, że tym razem jemu przypadło wykończenie akcji - po raz kolejny - Kakabadze. Sama bramka była typowa dla napastnika: wejście w pole karne, nabiegnięcie w tempo na dobre dośrodkowanie i włożenie nogi przed obrońcę.
Dla mnie zawodnikiem tego meczu był jednak właśnie Otar, który wszedł na 45 minut i sprawił, że drużyna wygrała. Ogólnie piłkarsko prezentowaliśmy się całkiem nieźle, było co oglądać na boisku i naprawdę tym razem byliśmy zdecydowanie lepsi od rywala. Słabiej wyglądał Kallman, który jakoś na wiosnę biega trochę bez głowy. Trochę więcej można oczekiwać od Atanasova, który zarówno w Kielcach, jak i przy golu dla Stali dorzucił coś od siebie, ale oczywiście trzeba też pamiętać, że ma on już trzy asysty i widać, że jest to gracz o określonych umiejętnościach, któremu należy dać czas.
Głupia porażka w Gliwicach
Ostrzyliśmy sobie przez tydzień zęby na mecz z Piastem, licząc że uda nam się podtrzymać dobrą serię i zapunktować po raz trzeci z rzędu. Wiadomo było, że będziemy musieli sobie poradzić bez Jugasa, bo w przeciągu tygodnia nie da się dojść do siebie po założeniu siedmiu szwów na czole, ale zestawienie naszej obrony na spotkanie w Gliwicach było jednak mocno eksperymentalne, bo okazało się, że Jablonsky też nie jest gotowy do grania. Nie graliśmy w takim składzie nigdy wcześniej: Rapa - Hoskonen - Gjita. Rapa częściej gra skrzydłowego, niż prawego środkowego obrońcę no i trzeba powiedzieć uczciwie, że Jugas i Jablonsky to dwaj nasi najlepsi, najrówniej grający środkowi obrońcy, więc osłabienie było oczywiste.
Tym bardziej nie rozumiem znowu tak mocnego zamieszania w składzie, bo z jednej strony wraca Knap, ale z drugiej wychodzi też Atanasov. Mieliśmy dość niecodzienną mieszankę, bo summa summarum wyszedł na Piasta bardziej defensywny skład, niż na Mielec, podczas gdy Stal zajmowała miejsce w górnej połowie tabeli, a Piast lokował się w strefie spadkowej.
Sam mecz zaczął się bardzo podobnie do meczu w Kielcach - przewagę w polu mieli rywale. Myśmy próbowali coś tam konstruować, ale tak naprawdę w pierwszej połowie mieliśmy pojedynczą, choć stuprocentową, sytuację; do tej pory nie wiem jak Atanasov nie strzelił bramki po tym idealnym dograniu Kakabadze w 10. minucie.
Przebieg meczu był jednak zgodny ze znanym nam aż za dobrze schematem: przeciwnik był szybszy, wygrywał większość spornych sytuacji, zbierał przebitki, zgarniał bezpańskie piłki. Pamiętajmy, że na samym początku była jeszcze nieuznana bramka dla Piasta - od pierwszej minuty było groźnie, od pierwszego gwizdka sędziego "cofnęliśmy się w rozwoju" o trzy spotkania. W sytuacji, gdy dobrze zagraliśmy ze Stalą, gdy pokazaliśmy sobie i innym, że umiemy grać ofensywnie, że potrafimy operować piłką w Gliwicach postanowiliśmy o tym wszystkim znów zapomnieć i wrócić do tego, za co cały czas dostawaliśmy po głowie.
Nie wiem, być może w meczach wyjazdowych a priori brakuje nam trochę odwagi - takie odnoszę wrażenie. Okej, na Legii nam tej odwagi nie brakowało, ale Legia sama w sobie wywołuje pewnie u zawodników polskich klubów dodatkowe zaangażowanie. Ogólnie rzecz biorąc nie mogę jednak ująć tego inaczej: musimy grać zdecydowanie odważniej na tych wyjazdach. Nie może być tak, że my zajmujemy piąte, czy szóste miejsce i jedziemy do drużyny, która walczy o utrzymanie po to, żeby ustawić się w głębokiej defensywie i czekać na kontry. Tymczasem my znów pokazaliśmy bojaźń, pozwoliliśmy Piastowi atakować i zostaliśmy za to skarceni.
Podobnie jak w meczu ze Stalą trener Zieliński znów zrobił w przerwie zmiany: zeszli Rakoczy i Knap, którzy nie błyszczeli, weszli Kallman i Konoplyanka. Niestety, tym razem zmiany naszemu szkoleniowcowi "nie wypaliły", bo od razu przy pierwszej bramce - po dwóch minutach! - błąd Konoplyanki, który nie utrzymał się przy piłce - chyba nawet był faulowany - ale zamiast grać znów zaczął machać rękoma. Piłka trafiła do Tomasiewicza, wyszedł mu strzał - no i gol, co zrobić.
Nie ma Konoplyanka szczęścia do sędziego Jakubika - to swoją drogą. Ale tak doświadczony zawodnik nie może się zachowywać w ten sposób. No więc po prostym błędzie znów dostajemy w łeb i... dalej nie gramy NIC! Potem, dość szybko, dochodzi do tego jeszcze rzut karny dla Piasta i o tym też można napisać wiele ostrych słów: bezsensowna interwencja Ghity, w sytuacji gdy nic się tragicznego nie dzieje!
W ostatnich pięciu meczach straciliśmy 9 bramek, czyli wychodzi na to, że prawie co mecz tracimy dwa gole. A w dodatku spowodowaliśmy w tych pięciu meczach trzy rzuty karne - jeden bardziej absurdalny od drugiego! Można się oczywiście zastanawiać, czy rzut karny dla Piasta był, bo po powtórkach uważam, że to Ghita był przy piłce pierwszy, ale uważam, że samo zagranie było mega głupie, mega ryzykowne, spóźnione i w dodatku niepotrzebne. To jest naprawdę poważny problem, którego nie można bagatelizować, bo na razie powtarzamy po każdym takim meczu formułki o głupich błędach i dalej brniemy w nie bezrefleksyjnie, a może nawet z jeszcze większą mocą.
Do tego jeszcze trzeba sobie powiedzieć, że nawet po bramce na 2:0 my dalej nie stwarzaliśmy sobie sytuacji. Zupełnie tak, jak w Kielcach bramka kontaktowa "przytrafia nam się" - tak bym to określił. Owszem, Konoplyanka fajnie się tym razem zastawił, "zrobił" rzut wolny, Atanasov dośrodkował prosto na głowę zupełnie niekrytego Hoskonena. No ale to jest stały fragment, to był w zasadzie pojedynczy przypadek, gdy obrońcy Piasta chyba się na moment "zawiesili". My z kolei i po bramce kontaktowej i przed bramką kontaktową graliśmy słabo, graliśmy nieprzekonująco. Dlatego mimo fatalnego sędziowania, mimo tych kontrowersji przy rzucie karnym i przy bramce dla Piasta, które można by wyciągać uważam, że Piast wygrał w pełni zasłużenie, bo te trzy punkty solidnie sobie wywalczył, wypracował, zasłużył.
Sporo pytań przed Śląskiem
Trzeba sobie teraz zadać kilka poważnych pytań, a przede wszystkim trzeba wreszcie rozwiązać problem naszej nierównej gry. Jesteśmy prawdopodobnie najbardziej nieprzewidywalną drużyną w Ekstraklasie, bo naprawdę przewidzieć czy zagramy w najbliższy weekend świetnie, czy beznadziejnie nie sposób. Normalnie gdy drużyna jest w dobrej formie, ma wypracowane schematy, jest w miarę stabilna można sobie tworzyć jakieś przewidywania. W przypadku Cracovii żadna logika się jednak nie sprawdza. No, ale spróbujmy.
Wprawdzie w poprzedniej kolejce Śląsk wygrał u siebie z Lechem, ale teraz dostał w łeb w Pucharze Polski od drugoligowego KKS Kalisz. Przegrana 0:3 z zespołem grającym o dwa poziomy niżej to nie jest to, co trener Đurđević lubi najbardziej i kibice we Wrocławiu zapewne również nieprędko przejdą do porządku dziennego nad tą porażką. Można więc powiedzieć, że nieprzewidywalna Cracovia trafia na godnego siebie rywala.
Wiadomo wprawdzie, że Śląsk jest drużyną, która najlepiej prezentuje się u siebie, a na wyjazdach traci dużo ze swojej siły. Tyle, że teraz po pierwsze: musi się skoncentrować już tylko na grze w lidze, bo wywalczenie Pucharu Polski już mu nie grozi, a po drugie: po laniu doznanym w Kaliszu zespół z Dolnego Śląska będzie się chciał jak najszybciej zrehabilitować. Tym bardziej, że ich trener dość mocno "pojechał" po swoich zawodnikach, więc w zasadzie nie mają wyjścia, jak tylko mocno się "spiąć" i udowodnić mu, że się myli.
Hokej zgodnie z planem, wracają rezerwy i CLJ
Trzeba odnotować, że przeszliśmy pierwszą rundę play-offów bez porażki, prezentując naprawdę kapitalną grę. W pierwszych dwóch meczach zmiażdżyliśmy rywali, w kolejnym kontrola - niby zwycięstwo jedną bramką, ale przy pełnej kontroli meczu. Liczę, że w tym roku zobaczymy hokejową Cracovię w mistrzowskiej koronie.
W ten weekend ruszają też rozgrywki III ligi, a nasze rezerwy zaczynają od trudnego wyjazdu do Stalowej Woli. Niedługo zobaczymy też ponownie ligowe mecze graczy Centralnej Ligi Juniorów. Mamy kilka celów do zrealizowania: U-19 i U-17 są na pozycjach spadkowych i trzeba zabezpieczyć ich byt, oczywiście jest też mowa o awansie rezerw, ale śmiem twierdzić, że nie będziemy się w tej walce liczyć, bo mamy zbyt wąską kadrę.
Wprawdzie dyrektor Majewski twierdził ostatnio, że chcemy zrealizować wszystko, ale zalecałbym realizm. Ciągnąc trzy sroki za ogon możemy skończyć tak, że wszystkie ona uciekną. Moim zdaniem nie da rady: trzeba się zdecydować.
PS: Wspomnę jeszcze o tym, że kluby Ekstraklasy odwołały swoją rekomendację dla zawieszonego wiceprezesa Jakuba T., w związku z czym ogłoszono, że zostanie on odwołany z funkcji członka zarządu PZPN. Tę decyzję można odczytywać jako kolejny mocny sygnał - zarówno dla opinii publicznej, jak i całego środowiska piłkarskiego.
Tomasz Siemieniec „Siemion”
Od redakcji:
- #SiemionOdSerca – [poprzednio: „Okiem (byłego) kierownika”] - to stałe miejsce na Terazpasy.pl w którym Tomasz Siemieniec, były piłkarz i kierownik Cracovii, dzieli się swoimi obserwacjami i przemyśleniami na temat najstarszego Klubu w Polsce.
- Jeśli chciałbyś zabrać publicznie głos w tej lub innej sprawie interesującej dla kibiców Cracovii prześlij swój tekst na adres: admin/at/terazpasy.pl. Najciekawsze artykuły, listy i felietony opublikujemy. Redakcja zastrzega sobie jednocześnie prawo do skracania nadesłanych tekstów.
Komentarze
Zaloguj się lub załóż nowe konto.
Zaloguj się lub załóż nowe konto.