#SiemionOdSerca: Radość wymaga refleksji, czyli cieszmy się teraźniejszością, ale pamiętajmy o przeszłości!

Siemion-cracovia-górnik-zabrze-2024-08-26-uluśka

- Na razie więc chapeau bas dla całego sztabu szkoleniowego i oby trener Kroczek poszedł w ślady trenera Siemieńca z Jagiellonii - włącznie ze zdobyciem Mistrzostwa Polski. Tego Jemu, sobie i Państwu życzę! – pisze na Terazpasy.pl Tomasz Siemieniec , były piłkarz i kierownik Cracovii.

Pogrzeby, o których nie zapomnieli kibice

W tym tygodniu pożegnaliśmy byłego Prezesa Cracovii i jednocześnie działacza MZPN-u i PZPN-u, Rafała Aksmana, a także wieloletniego kapitana "Pasów", Rafała Wrześniaka - chłopaka, który zagrał dla Cracovii 441 meczów, występując w niej nieprzerwanie przez 17 lat.

Postacie te łączy nie tylko imię, ale również czas, w którym oddały swe zasługi Cracovii - czas trudny, a może i najtrudniejszy, gdy klub walczyć musiał o przetrwanie. Obaj Panowie mieli odwagę, by reprezentować "Pasy" w momentach, w których więcej można było na tym stracić, niż zyskać - wówczas, gdy wymagało to prawdziwego poświęcenia, na wielu polach.

Rafał Wrześniak był jednym z chłopaków, którzy zaczynali swoją piłkarską przygodę tuż po awansie Cracovii do I ligi na początku lat 80-tych; przez dwa sezony ogrywał się na boiskach piłkarskiej elity i zdobył nawet swojego debiutanckiego gola. Potem jednak "Biało-Czerwoni" spadli do II ligi, a Rafał mimo, że mógł odejść, bo przecież tak zrobili prędzej, czy później praktycznie wszyscy jego koledzy - Rafał jednak odchodzić nie chciał. Miał ambicję, żeby wrócić do elity - ale wrócić chciał tylko z Cracovią! Tym sposobem poświęcił swoją karierę w imię wierności klubowym barwom, które tak ukochał.

Siemion-cracovia-górnik-zabrze-2024-08-26-uluśka

Rzesza kibiców, którzy wczoraj towarzyszyli naszemu kapitanowi w jego ostatniej ziemskiej drodze pokazuje, że pewnych rzeczy nie da się przeliczyć na pieniądze; należą do nich a sympatia, szacunek i wdzięczna pamięć, które Rafał w pasiastej społeczności ma jak w banku.

Swoją drogą życzę obecnemu zarządowi, by on został tak zapamiętany, jak ludzie zapamiętali Rafała Wrześniaka oraz Rafała Aksmana; oby ta wdzięczność ludzka była z nimi do końca, bo bez niej stajemy się właściwie nikim, obracamy się jedynie w proch, jeśli nie pozostawiamy po sobie żadnego śladu.

Szkoda, że w przypadku tych dwóch ważnych pogrzebów Zarząd Klubu nie stanął na wysokości zadania i nie desygnował odpowiedniej delegacji, bo bez dbałości o historię i o kultywowanie tego rodzaju chwalebnych wzorców sami sobie wystawiamy świadectwo.

Było mi z tego powodu po prostu bardzo przykro, że Cracovia, w której - nawiasem mówiąc - kadra dyrektorska w ostatnich miesiącach znacząco się rozrosła, wysyła na pogrzeby jedynie rzeczniczkę prasową. Niczego nie ujmując Pani Marzenie - gdy przed dwoma laty zmarł Redaktor Andrzej Stanowski, znany sympatyk Cracovii, na jego pogrzebie pojawił się zarówno Profesor Filipiak, trenerzy: Zieliński, Stawowy, Cabaj i inni. Byli także piłkarze, w tym młodzicy.

Zmiana tego podejścia nie tylko jest widoczna, ale wręcz bije po oczach i w tym przypadku nie mogę napisać, że jest to zmiana na lepsze: to jest co najmniej duże faux pas.

Mówimy tu o pogrzebach osób, które, mówiąc dosadnie, ale w moim przekonaniu prawdziwie, nie pozwoliły umrzeć Cracovii. Dziś w Cracovii są pieniądze, są warunki, jest infrastruktura - chwała Bogu, naprawdę wypada się tylko z tego cieszyć! Ale pamiętajmy o tych, dzięki którym można dziś robić Cracovię "od nowa" - ta stara Cracovia też niesie z sobą ważny przekaz, o którym w żadnym wypadku nie można zapominać.

Cytując zresztą Marszałka Piłsudskiego, patrona naszego stadionu: "naród, który nie szanuje swej przeszłości nie zasługuje na szacunek teraźniejszości i nie ma prawa do przyszłości".

Dlatego szanujmy przeszłość, pamiętajmy o niej!

Górnik pokonany - wicelidera mamy!

Przechodząc do tematów pod każdym względem weselszych, z wielką ochotą przystępuję - po raz kolejny - do omówienia meczu. Z wielką ochota i, przyznaję, z coraz śmielszą nadzieją, że za parę dni też ta ochota się nie zmniejszy i znów będziemy mieli dobry mecz do omówienia.

W meczu z Górnikiem na pewno zdziwiło mnie, że w składzie wyjściowym nastąpiła wymiana całego środka pomocy. Z jednej strony: postulowałem tu jakieś zmiany, z drugiej absolutnie nie spodziewałem się wymiany obu zawodników, którzy wyszli w podstawowej jedenastce - jakby nie było - wygranym meczu z Jagiellonią.

Czy miał być to pewien impuls, czy "podkręcenie" rywalizacji, czy tez była to taktyczna zmiana pod przeciwnika? Nadal trudno mi to sobie wyjaśnić.

Na pewno Atanasov od pierwszej minuty bardzo mi się podobał, Al-Ammari wciąż jednak mnie nie przekonuje i przeciwko Górnikowi, delikatnie rzecz ujmując, również nie zrobił pod tym względem postępu.

Byłem bardzo zaskoczony posadzeniem na ławce Sokołowskiego i z perspektywy meczu był to chyba jeden z nielicznych błędnych wyborów naszego sztabu szkoleniowego tamtego dnia (zresztą błąd ten został skorygowany w przerwie z niemal natychmiastowym, piorunującym efektem; ale o tym później).

Początek meczu był w miarę wyrównany - staraliśmy się wysoko presować Górnika, próbowaliśmy odbierać piłkę rywalowi na ich połowie i dążyliśmy do tego, żeby szybko strzelić gola i ustawić sobie należycie ten mecz. Potem jednak, z minuty na minutę, Górnik wyślizgiwał się z tych naszych "objęć", zaczął sobie lepiej radzić z naszymi wysoko podchodzącymi napastnikami, zdołał przy tym zneutralizować nasze stałe fragmenty gry, aż w końcu obrócił je przeciwko nam.

Bramka dająca Zabrzanom prowadzenie padła przecież po pomysłowo rozegranym rzucie rożnym (zresztą wszystkie rogi były w pierwszej połowie rozgrywane przez Górnika bardzo zmyślnie i widać, że musieli nad tym dużo pracować). Zespół trenera Urbana tym razem nie dał się nam "przełamać", widząc co chcemy grać poradził sobie z tym dobrze i z minuty na minutę zdobywał większa kontrolę nad meczem.

Wprawdzie na gola dla Górnika zdołaliśmy szybko odpowiedzieć, po świetnej akcji Källmana i debiutanckim trafieniu Rózgi, ale znów za kilka minut rywale najspokojniej w świecie strzelili nam kolejnego gola. I choć po pierwszej połowie nie staliśmy może na straconej pozycji, to jednak miało się wrażenie, że bardzo trudno będzie wytrącić z równowagi tak rozsądnie, wyrachowanie grających Ślązaków. Przegrywaliśmy w każdym razie zasłużenie, a ich taktyka zdawała egzamin.

Liczyłem na to, że trener zrobi zmiany i te zmiany przyszły - pod każdym względem. Od początku drugiej połowy mieliśmy jedną, bardzo niespodziewaną i odważną zmianę, bowiem za Hoskonena na murawie zameldował się Hasić, a zespół przeszedł do ustawienia z czwórką obrońców.

Trener Kroczek zademonstrował tym, że zamierza o trzy punkty powalczyć w sposób bezkompromisowy i co najistotniejsze - dokładnie tak samo podeszła do swoich zadań na boisku drużyna. Cracovia w zasadzie mogła wyrównać już po dwóch minutach drugiej odsłony, gdy po sprytnie rozegranym przez Atanasova rzucie wolnym Källman umieścił piłkę w siatce, po chwili okazało się jednak, że Fin znajdował się na minimalnym spalonym.

Mimo zdecydowanie lepszego nastawienia całego zespołu "Pasów" trzeba powiedzieć, że momentem przełomowym w całym spotkaniu była czerwona kartka, którą obejrzał Janicki. Z tym, że słuchając szkoleniowca gości na konferencji pomeczowej można było odnieść wrażenie, że kartka ta nie była związana z obrazem gry w drugiej połowie - że Górnik przetrwał najmocniejsze uderzenie Cracovii i wtedy spadła na niego jakaś przypadkowa "kara boska".

Z całym szacunkiem dla trenera Urbana, ta czerwona kartka po pierwsze była całkowicie zasłużona, po drugie zaś była logiczną konsekwencją szybkiego i agresywnego grania Cracovii w pierwszym kwadransie drugiej połowy. Gdyby Janicki nie sfaulował napastnika szarżującego samotnie na bramkę to pewnie i tak padłaby bramka na 2:2.

A tak - wprawdzie na bramkę wyrównująca trzeba było trochę dłużej poczekać, ale mecz całkowicie wymknął się z rąk Górnika. I wkrótce potem padła decydująca bramka na 3:2. Całe ostatnie pół godziny gry stanowiło jeden wielki hokejowy zamek "Pasów" (z którego może raz, czy dwa Górnikowi udało się wyrwać by przeprowadzić jeszcze jakąś w miarę groźną akcję).

Goście - pomimo swego znakomitego zorganizowania na boisku w pierwszej połowie - w końcowych fragmentach rywalizacji mogli już tylko bezradnie przyglądać się coraz to nowym popisom Rózgi i Hasića, oczekując na wykonanie wyroku wobec przygniatającej przewagi Cracovii.

Druga kartka dla Górnika - ponownie - wzięła się wyłącznie ze sposobu grania "Pasów", nie z przypadku, podobnie zresztą jak kartka trzecia - ta, której sędzia nie pokazał bramkarzowi za absurdalne zagranie piłki ręką poza polem karnym. W dobie VAR-u nie da się ukryć takiego zagrania, w związku z czym nasuwa mi się pytanie: czy szanowni sędziowie VAR-owcy uznali, że była to "ręka Boga", czy może objawił się im w nocy jakiś inny "Z-N-A-K" rozmywający percepcję rzeczywistości?

Na szczęście błąd ten nie wypaczył wyniku spotkania - trzy punkty Cracovii zdobyte na Górniku były w pełni zasłużone, a okoliczności, w jakich udało się je wywalczyć są przyczynkiem do budowania morale.

Wyróżnienia indywidualne

Jakkolwiek bramki traciliśmy w tym meczu zbyt łatwo i to trzeba po prostu napisać, jako pewne memento dla naszej obrony, która dotąd wyglądała solidnie i nie tak łatwo było ją zaskoczyć (akcja na 2:1 dla Jagiellonii - nie byle co), to jednak wiadomo, że po trzeciej z rzędu wygranej więcej będzie ciepłych słów, niż krytyki.

Pierwsza solidna pochwała idzie w ręce Filipa Rózgi, który nie dość, że strzelił swoją pierwszą bramkę w Ekstraklasie, to jeszcze trzeba chyba napisać, że zagrał swój najlepszy mecz w seniorskiej piłce. To był świetny mecz "Bultiego" także w defensywie. Jedyne co znów zaobserwowałem to, że dorobił się on już "łatki" gościa, którego łatwo wyprowadzić z równowagi.

I Górnik bardzo mocno grał w ten sposób na Filipa, widać było że o tym wie - zwłaszcza Kōzuki agresywnie podchodził pod Rózgę. Raz nasz młodzieżowiec trochę się nawet dał ponieść. W każdym razie jest to jakiś skutek tego jak dotąd pokazał się w Ekstraklasie - jako zawodnik bardzo impulsywny. I to, co należałoby wbić sobie do głowy, to uważać na tego typu prowokatorów, którzy będą na niego "polować". Na pewno takich prowokacji będzie więcej, bo zatrzymać "Bultiego" innymi sposobami, jak widać, niekiedy nie sposób.

Druga tego rodzaju pochwała (kolejność przypadkowa) wędruje do Ajdina Hasića, którego wejście było iście bombowe. Wcześniej słyszałem od innych kibiców, którzy widzieli Bośniaka na żywo w meczach rezerw, że to jest nieziemski zawodnik. Docierały też do mnie takie opinie między wierszami w tym, co mi mówili zawodnicy na naszego zespołu na temat nowego kolegi. No, ale co innego o tym słyszeć, a co innego - zobaczyć.

Dla mnie to był szok, że zawodnik takiej klasy trafił do Cracovii. On mi posturą przypomina trochę Gerda Müllera - niski, nabity, krótkie nogi, absolutnie nie jest to typ "biegacza", który czeka na długie piłki. Ale on ma tą lewą nogę, którą potrafi zawiązać krawat zarówno sobie, jak i przeciwnikowi. Ten jego spokój, ten "luz" w grze pokazują, że jest to zawodnik nieprzeciętny, zawodnik światowego formatu, który trafia do polskiej ligi jedynie od wielkiego dzwonu - a dotąd chyba nie mieliśmy takiego przypadku w Cracovii.

Trudno więc nie obiecywać sobie po tym transferze lepszych wyników całego zespołu. Poprzeczka w każdym razie zawieszona jest w tym przypadku wysoko - nasze oczekiwania wobec tego zawodnika są teraz ogromne.

Tak właśnie oceniam mecz z Górnikiem: dwie wybitne postacie, czyli Rózga i Hasić, a ta drobna domieszka dziegciu to niepewna w pierwszej połowie obrona.

Dwaj nasi najlepsi zawodnicy podkręcili skalę wyróżnień, stąd też w moim przekonaniu nikt im nie dorównywał. Warto jednak przynajmniej w dwóch słowach docenić także grę Benjego i Micka, bo obaj nasi napastnicy, choć skończyli mecz bez goli na swoim koncie, mieli przeogromny wkład w zwycięstwo. W zasadzie można to powiedzieć dosadnie: bez tej dwójki dziś nie ma Cracovii, bo obaj są nie tylko piłkarzami inteligentnymi, szybkimi, mocnymi fizycznie, ale są też mega walczakami, którzy swoją postawą na boisku nakręcają drużynę.

Po wejściu Hasića znakomicie było też widać jak przy ich umiejętnościach technicznych dobrze wygląda współpraca w tercecie, jak wiele podań są w stanie wymieniać z pierwszej piłki tuż przed polem karnym - serce rośnie!

Być może warto też powiedzieć słówko na temat Maigarda, zwłaszcza biorąc pod uwagę krytykę z jaką spotykał się ten zawodnik w poprzednim sezonie - otóż Hasić dał zmianę wybitną, ale Maigard też okazał się bardzo dobrym jokerem i de facto świetnym dorzutem z rzutu rożnego zanotował asystę przy trzeciej bramce. Nie było to tak spektakularne jak czary Hasića, ale Mikkel na pewno jest ważnym zawodnikiem tego zespołu, gra solidnie, daje liczby, wzmaga rywalizację w linii pomocy.

Oczywiście to nie oznacza, że inni - nie wymienieni przeze mnie - grali źle. Po prostu w moim odczuciu na szczególne pochwały zasłużyli właśnie ci, a nie inni gracze.

Mecz bardzo mi się podobał, trenerzy bardzo dobrze opracowali i modyfikowali taktykę, reagując na wydarzenia boiskowe. Widać też, że nie tylko Górnik, ale i my mocno "wgryźliśmy się" w rozczytywanie rywala i w tej trudnej walce okazaliśmy się sprytniejsi. Z meczu na mecz widać, że modyfikujemy zawsze nasza taktykę do tego, jak gra rywal - nie chcemy grać "zawsze tak samo". Można więc powiedzieć, że wywiad mamy opanowany i "J-23 nadaje" prężnie. Tak trzymać!

Rywalizacja jest, ale... można ją jeszcze podkręcić

W środku pomocy mamy obecnie taką rywalizację, jakiej dawno nie mieliśmy. Ja co do tego jeszcze niedawno miałem pewne wątpliwości, w ostatnim tekście powątpiewałem, czy ta rywalizacja oparta jest na zdrowych zasadach. Wymiana całego środka pola w meczu z Górnikiem, gra Atanasova od pierwszej minuty raczej przekonują mnie, że się myliłem - nie mam w każdym razie w tym momencie żadnych argumentów, bo rotacja w składzie jest, a wynik nadal pokazuje, że trener ma kontrolę nad tym co robi.

Nasi środkowi pomocnicy mają problemy z tym, żeby się załapać - nawet nie tyle na ławkę, co do kadry meczowej - i to wcale nie dlatego, że są za słabi. Po prostu podniosła się u nas liczba pomocników, którzy prezentują poziom co najmniej solidny - konkurencja rośnie.

W napadzie mamy "bojową trójkę" w postaci Källmana, van Burena i Rózgi, do tego dochodzi jeszcze Hasić, który bez wątpienia tez musi grać w ofensywie, jest jeszcze Bochnak no i czekamy na powrót Śmiglewskiego.

Gdyby "Śmigło" wrócił to mielibyśmy sześciu zawodników na trzy "stanowiska strzeleckie" - to nie jest mało, daje to pewien komfort, choć ja jednak szukałbym tu jeszcze jakiegoś rozwiązania, które ten komfort mogłoby nieco poszerzyć. Pamiętajmy zawsze, że jedna kontuzja i idąca z nią w parze głupia kartka mogą czasami nieźle namieszać.

Jeśli chodzi o obronę to kadrowo jesteśmy mocni, choć jednak mamy i tu słabsze punkty. O ile środek obrony mamy zabezpieczony bardzo dobrze zarówno pod względem ilości, jak i jakości, o tyle po bokach obrony ten wybór jest mniejszy, żeby nie powiedzieć: mocno ograniczony.

Owszem, mamy takie opcje, które możemy wykorzystywać jako "opcje ratunkowe", jak choćby Janasik, czy Skovgaard, ale jeśli chodzi o zawodników, których z zamkniętymi oczami wystawiamy na boki obrony to została nam trójka: Kakabadze, Olafsson i Biedrzycki. To też trochę nijak się ma względem dania wolnej ręki Jaroszyńskiemu, który jak wieść niesie ma powrócić do spadkowicza z Serie A, Salernitany.

Jeśli gdzieś miałbym więc upatrywać jeszcze konieczności naprawdę pilnych uzupełnień to właśnie tutaj, na bokach - zwłaszcza na prawej obronie.

Oczywiście na razie sytuacja kadrowa jest świetna, a tego typu dywagacje to jest wybieganie daleko w przyszłość. Zostało nam jeszcze 12 meczów do rozegrania tej jesieni - licząc z meczem 7. kolejki, w którym zmierzymy się z Radomiakiem - i w ciągu tych kilku miesięcy wiele się może wydarzyć. Pytanie czy przed końcem okienka transferowego uda nam się jeszcze zabezpieczyć te najbardziej newralgiczne pozycje, czy zdamy się na łut szczęścia.

Zróbmy swoje w Radomiu

Przed tygodniem pisałem, że jeśli liczymy na miejsca w czołówce, to ten korzystny terminarz, który nam się obecnie przytrafia należy zdyskontować do końca - w innym przypadku dobry start do rozgrywek skończy się tak jak poprzednio. Po meczu z Górnikiem można powiedzieć, że utrzymaliśmy prawidłowy kurs, teraz czeka nas zadanie podobne do tego z Kielc: musimy pojechać do zespołu zdecydowanie niżej notowanego, do zespołu, który ma swoje problemy i zagrzebał się w strefie spadkowej, który skóry na pewno tanio nie sprzeda.

I musimy tam wywiązać się z roli faworyta - po prostu "zrobić swoje". Ja wiem, że to się łatwo pisze zza klawiatury komputera, ale też wiem, że z każdym kolejnym meczem takim jak ten w Białymstoku, czy ten ostatni z Górnikiem moje przekonanie, że jesteśmy w stanie osiągnąć regularność wygrywania rośnie.

Mam więc nadzieję, że bez cienia lekceważenia wyjdziemy na Radomiak tak, jak wyszliśmy na Koronę, wyeliminujemy ich najsłabsze ogniwa - przede wszystkim Luisa Rocha - i będziemy w stanie zdobyć przynajmniej o jedną bramkę więcej od rywala.

Taki scenariusz jest dla nas możliwy do zrealizowania - teraz zależy od trenera Kroczka, aby utrzymać wszystkich zawodników rywalizujących o miejsca w składzie "pod prądem", aby poziom mobilizacji nie spadał. Jeśli spojrzymy na te sześć spotkań to od początku sezonu widać wyraźny progres: rozwijamy się, doskonalimy, wyciągamy wnioski z popełnianych błędów, nie poddajemy się, nawet gdy mecz toczy się dla nas niekorzystnie. Jesteśmy po prostu mocni: zarówno fizycznie, taktycznie jak i mentalnie.

Nie słyszeliśmy przed tym sezonem wielkich obietnic pod tytułem "o co to my nie będziemy walczyć". Znamy takie obietnice z przeszłości - zwykle obietnice te stawały się "memami", a "myślenie życzeniowe" nie znajdowało oparcia w rzeczywistości. Teraz dostajemy obietnicę w postaci każdego kolejnego meczu, po którym możemy zejść z boiska z podniesioną głową i trzema punktami w kieszeni. Dziś po prostu sami wiele sobie obiecujemy i niech ten sen trwa jak najdłużej.

Na razie więc chapeau bas dla całego sztabu szkoleniowego i oby trener Kroczek poszedł w ślady trenera Siemieńca z Jagiellonii - włącznie ze zdobyciem Mistrzostwa Polski. Tego Jemu, sobie i Państwu życzę!

Tomasz Siemieniec „Siemion”

Od redakcji:  

  • #SiemionOdSerca  – [poprzednio: „Okiem (byłego) kierownika”] - to stałe miejsce na Terazpasy.pl w którym Tomasz Siemieniec, były piłkarz i kierownik Cracovii, dzieli się swoimi obserwacjami i przemyśleniami na temat najstarszego Klubu w Polsce.
  • Jeśli chciałbyś zabrać publicznie głos w tej lub innej sprawie interesującej dla kibiców Cracovii prześlij swój tekst  na adres: admin/at/terazpasy.pl. Najciekawsze artykuły, listy i felietony opublikujemy. Redakcja zastrzega sobie jednocześnie prawo do skracania nadesłanych tekstów.

Komentarze

Zaloguj się lub załóż nowe konto.

Świetne uwagi

Zgadzam się w 100 % z uwagami Tomka.....odnośnie Hasica ,którym jestem zachwycony że przypomina mi bardziej Hagiego ,zwanego Maradoną karpat,świetna lewa nóżka !

Wlad

I tak się nachwaliliście Hasicia po pierwszym meczu, zawodnik niesamowitej klasy (pan Siemieniec), ty porównania do niegdyś gwiazdy światowego futbolu, a w Radomiu już nic nie grał. Oczywiście to nic nie znaczy, bo jeszcze pewnie zagra dobre mecze w Cracovii i zagra słabe. Ale jaki jest sens oceniania transferu zawodnika po jednym meczu? Niegdyś Kakabadze ocenialiście po jednym czy dwóch meczach, że cienias.

Zaloguj aby komentować

..

Na razie Irakijczyk niech przygotowuje się w rezerwach ,bo do gry w ekstraklasie jeszcze za wcześnie,nie wiem czy się nada przy tak słabych warunkach fizycznych.

Zaloguj aby komentować

Zaloguj aby komentować

Zaloguj się lub załóż nowe konto.

Powered by eZ Publish™ CMS Open Source Web Content Management. Copyright © 1999-2010 eZ Systems AS (except where otherwise noted). All rights reserved.