#SiemionOdSerca: Organizacyjny top, ale niestety nie do końca top tabeli

siemion-maigard

To jest właśnie cały Motor - zespól, który potrafi zagrać fantastyczny mecz, żeby tydzień później rozjechać się w szpagacie i wygrywając 2:0 przegrać 3:4. Słowem: najpierw mecz na medal, a potem dwa mecze fatalne. Jakie oblicze Motoru zobaczymy w sobotę w Krakowie? To jest dopiero zagadka! – pisze na Terazpasy.pl Tomasz Siemieniec , były piłkarz i kierownik Cracovii.

Na początek muszę opowiedzieć o tym ile osób wydzwaniało, szukając biletów na mecz z Lechem do ostatniej chwili. Niektórym udało się coś zorganizować, niektórym nie. Sam pomogłem kilku osobom i jako ciekawostkę powiem, że mój kolega z Gdyni - kibic Arki - zadzwonił do mnie, że jego niepełnoletni syn przyjeżdża pierwszy raz sam na wyjazd. I czy bym mu nie pomógł - żeby mu schować bagaże na czas meczu, podrzucić go potem na pociąg. To pokazuje tylko, że było to naprawdę elektryzujące widowisko, na które ludzie zjeżdżali z różnych miast, żeby je zobaczyć. A my mieliśmy to u siebie w mieście.

Organizacja level expert

Najpierw napiszę o meczu od strony organizacyjnej. Byłem pod stadionem już o godzinie 14:30 i tutaj chciałem wyrazić wielki szacunek dla wszystkich, którzy trzymali pieczę nad organizacją tego meczu. Trzeba oczywiście rozpocząć od Prezesa, ale zaraz potem wyrazy uznania należą się całej ekipie pracowników Klubu, bo odkąd pamiętam chyba nigdy czegoś takiego nie było.

Spodziewałem się, że gdy w Klubie nie będzie takich ludzi jak Tabisz i Bałdys, to z dnia na dzień będzie lepiej - i jest! - ale nie przypuszczałem, że dzień meczowy można zorganizować przy Kałuży w tak kapitalny sposób! Dlatego też byłem trochę zszokowany. Choć wiem, że to tylko dla nas jest takie "rocket science", a dla innych klubów to już nie pierwszyzna - no ale myśmy przez wiele lat byli na tym polu zapóźnieni, więc ten rozmach tym bardziej wybijał z butów.

siemion-maigard

Można było zorganizować współpracę z zaprzyjaźnionym klubem, która wyszła genialnie: było wspólne przejście z Rynku na stadion, były śpiewy i race, zabawa w sympatycznej atmosferze. Rozmawialiśmy z ludźmi, którzy zaczepiali nas po drodze - niemało turystów - którzy pytali co się dzieje i czy to w Polsce jest normalne przed meczem.

Pod stadionem mieliśmy stoiska Lecha i Cracovii, mieliśmy precle i rogale świętomarcińskie, piwo, kiełbaski i ogólnie wielka impreza. Dla mnie było to wielkie organizacyjne przedmeczowe show i chciałbym widzieć coś takiego częściej. Niech Cracovia zyskuje w ten sposób jak najwięcej fanów, którzy będą chodzić na jej mecze.

Przyszliśmy więc na stadion wcześniej. A tam zaczęła się druga odsłona tego wspaniałego wieczoru: hymn Lecha, hymn Cracovii, wspaniała skrzypaczka - atmosfera wielkiego święta! Dlatego jeszcze raz chapeau bas dla wszystkich, którzy przy tym pracowali, bo zarząd dał pieniądze, ale wykonawców było wielu - także ze strony kibiców.

Mecz już trochę gorszy

Co zaś się tyczy samego meczu, przed którym dowiedzieliśmy się, że oprócz Jugasa nie zagra także Glik, to ja się obawiałem tego, o czym pisałem na początku sezonu. Trener nie upominając się na starcie sezonu o pewne transfery postawił się w sytuacji, w której przy dobrym wyniku będzie na ten temat cicho sza. I wynik jest dobry. Natomiast uważam, że w meczu z Lechem do tego, by było bardzo dobrze zabrakło nam między innymi pewnego komfortu przy układaniu składu w obliczu dwóch kontuzji w bloku defensywnym. To w konsekwencji pociągnęło za sobą mieszanie w naszym ustawieniu i zrezygnowanie z gry wahadłami na rzecz gry w ustawieniu bliższym klasycznemu 4-4-2.

Niestety tak to już jest, że gdy się coś udaje to cały splendor spływa na dowódcę, natomiast gdy coś się "wykrzacza", to ten sam dowódca musi za to zbierać gromy. Ja się spodziewałem, że prędzej czy później ten problem "krótkiej kołdry" się nam przydarzy.

Mimo, że oczywiście ta nasza kadra jest lepsza i bogatsza niż w zeszłym roku, to wszyscy doskonale wiemy, że  ma też swoje słabe strony. W obliczu pozbycia się Jaroszyńskiego i schowania "do szafy" Skovgaarda zostało nam dwóch nominalnych środkowych obrońców: Hoskonen i Ghiță.

Dlatego też nie dziwota, że wszyscy przed meczem kombinowali jak ten nasz skład bez dwóch podstawowych obrońców będzie wyglądał. Ostatecznie wyglądał dziwnie i moim zdaniem trener Kroczek trochę "przeszarżował" z tymi zmianami. Nie spodziewałem się ogólnie tak dużej rotacji składem i uważam, że nie wyszła nam ona na dobre.

Już przed meczem wiedzieliśmy, że przyjdzie nam się zmierzyć z drużyną grająca najbardziej efektywnie i jednocześnie efektownie w całej polskiej lidze. Byliśmy pewni, że poprzeczka będzie dla nas zawieszona wysoko i tak jak spodziewaliśmy się dobrego widowiska, tak też mieliśmy gdzieś z tyłu głowy taką realną i racjonalną, niestety, obawę, że tego meczu możemy nie wygrać. 

O ile pierwsza połowa wyglądała jeszcze nieźle, tym niemniej jeśli nasza najlepszą szansą na bramkę był strzał z trzydziestu metrów z rzutu wolnego to też mówi o naszych faktycznych ofensywnych osiągnięciach. W pierwszych czterdziestu pięciu minutach skoncentrowaliśmy się głównie na przeszkadzaniu Lechowi i byliśmy w tym skuteczni.

Tyle tylko, że miałem takie wrażenie, że Lech potwornie nas w tej pierwszej połowie wymęczył i zabiegał. I od samego początku drugiej odsłony widziałem już naszą drużynę, będącą cieniem samej siebie. Lech w ciągu kilku minut przejął kontrolę nad meczem, strzelił szybko dwa gole (zdecydowanie zbyt łatwo), a potem już tylko grał z nami "w dziada". Żal było patrzeć, jak bardzo byliśmy bezsilni w ostatnich trzydziestu minutach.

Ale mimo wszystko myślę, że nie tylko strona fizyczna tu u nas w drugiej połowie "nie zagrała", ale właśnie zbyt duża rotacja, zbyt słabe zgranie zawodników - zwłaszcza w formacji defensywnej - niepotrzebna rezygnacja automatyzmów. Stracił na tym Rózga, stracił na tym Hasić, stracił van Buren, stracili wszyscy obrońcy, a w efekcie - straciła cała drużyna.

Muszę więc w tym kontekście napisać, że nie podoba mi się sytuacja ze Skovgaardem, który powinien grać, skoro jest jedynym zawodnikiem, który może zastąpić jeden do jednego "brakujące ogniwo" w systemie 3-5-2.  Czego by nie mówić jest to doświadczony zawodnik, reprezentant kraju, który powinien dawać nam jakość na boisku. I na pewno też ciężko mu jest przejść do porządku dziennego nad tym, że nawet "nie wącha" boiska.

Podsumowując mecz trzeba napisać, że przegraliśmy mecz, w którym Lech był zdecydowanie lepszy, był skuteczniejszy, grał ładniej, a my - zwłaszcza w drugiej połowie - byliśmy dla niego tłem. Dodać wypada, że to wynikało w pierwszej kolejności z jakości Lecha, z jego piłkarskiej wyższości, ale to ustawienie, te rotacje w składzie to był też nasz "kamyczek do ogródka" przewagi Lecha.

Nadmieniłbym jednak, że nie rozumiem słabych ocen po tym meczu dla Rózgi, który grał na boku pomocy i musiał harować w pomocy i w obronie. wiemy też na czym Rózga buduje swoją przewagę - na dryblingu, na pojedynkach jeden na jeden. A tutaj został zatrudniony trochę bardziej jako "człowiek od czarnej roboty". Sam na tym stracił, zrealizował jednak założenia taktyczne - pokazał, że potrafi zagrać w ryzach taktyki nakreślonej przez trenera, nawet jeśli idzie ona wbrew jego stylowi gry. To była oznaka dużej dojrzałości, takie wrażenie odniosłem.

Widać było, że ogólnie chłopaki dali z siebie bardzo dużo, szczególnie w pierwszej połowie. Dali z siebie wszystko, zostawili "serducho" na boisku. Widać było też jednak około sześćdziesiątej, czy siedemdziesiątej minuty - po raz pierwszy w tym sezonie od meczu z Piastem - opadliśmy całkowicie z sił. Oczywiście na pewno była to także kwestia mentalna, bo oczekiwania przed meczem były wielkie, a po prostu w pewnym momencie ten mecz całkiem nam "odjechał". Ale brak sił to następny element tego obrazu.

Żeby nie skupiać się już za bardzo na tej drugiej połowie, bo przynajmniej z naszej strony nie ma kompletnie na czym, to napiszę jeszcze o samej oprawie, która była kapitalna. Zarówno "widowisko świetle", doping, jak i cała atmosfera - cały śpiewający stadion... Życzyłbym sobie na Cracovii czegoś takiego jak najczęściej!

Beniaminki nadciągają

Teraz czeka na nas "maraton beniaminków". Na początek Motor, czyli drużyna, która niedawno wygrała z Lechem. Wydawało się wtedy, że ten Motor idzie do góry, ale teraz zobaczyliśmy mecz z Widzewem i jest "zjazd". I co o tym zespole mamy sądzić? Ja sądzę, że jest to typowy, kliniczny przykład beniaminka.

Jest to zespół, który gra niebrzydki, momentami wręcz naprawdę atrakcyjny futbol - przypomina mi to czasy Cracovii za trenera Stawowego. Drużyna fajnie się zachowuje na boisku, stwarza sobie mnóstwo sytuacji, jest głodna bramek, ale czasami mecze wygrywają przeciwnicy. Wygrywają doświadczeniem, wygrywają cwaniactwem, wygrywają większą skutecznością, wygrywają odpornością psychiczną, wygrywają lepszym rozłożeniem sił, wygrywają lepszą organizacją.

Mam wrażenie, że to jest właśnie cały Motor - zespól, który potrafi zagrać fantastyczny mecz, żeby tydzień później rozjechać się w szpagacie i wygrywając 2:0 przegrać 3:4. Słowem: najpierw mecz na medal, a potem dwa mecze fatalne. Jakie oblicze Motoru zobaczymy w sobotę w Krakowie? To jest dopiero zagadka!

Pod względem indywidualnym trudno wymienić jakieś gwiazdy w jedenastce ze stolicy Lubelszczyzny. Największym nazwiskiem jest chyba napastnik Mráz - były król strzelców słowackiej ekstraklasy, którego dwa gole pogrążyły Lecha. Pamiętamy jednak wszyscy, że ten sam zawodnik cztery lata temu jako zawodnik Zagłębia Lubin kompletnie się nie sprawdził w swoim pierwszym podejściu do polskiej ligi. Jest to więc tylko potwierdzenie tezy - Mráz jest w gruncie rzeczy kwintesencją Motoru, czyli "na dwoje babka wróżyła".

Pomimo wielkich indywidualności trener Stolarski zdołał jednak poukładać swój zespół na tyle zmyślnie, że te chłopaki umieją na boisku zagrać jako drużyna. Są całkiem nieźle zorganizowani i tego na pewno możemy się obawiać. Z drugiej jednak strony: zespół ten cały czas zbiera "frycowe", podobnie jak w zeszłym sezonie robiła to Puszcza Niepołomice, a ostatni mecz z Widzewem jest tego świadectwem.

Teraz jednak będziemy musieli uważać, bo Motor z każdym tygodniem i z każdą głupią porażką będzie nabierał doświadczenia, ucząc się na błędach. I nawet zaryzykuję dziś tezę, że Motor nie będzie zespołem, który w przyszłym sezonie znajdzie się w gronie pierwszoligowców.

My natomiast jesteśmy po ciężkim meczu z Lechem, który przerwał naszą dobra serię i na pewno miał prawo wpłynąć na zachwianie naszej pewności siebie. Znów zagramy bez Jugasa i bez Glika - będziemy musieli się teraz przedstawić kibicom na nowo i pokazać w jakim miejscu jesteśmy po nieudanym szturmie na pozycję lidera tabeli.

Jedno jest pewne: na pewno w ten weekend nie spadniemy z miejsca, które zajmujemy obecnie, czyli 4., bowiem nasza przewaga nad Legią, Pogonią i Widzewem przed tą kolejką wynosi aż cztery punkty. Warto było jednak ten kapitał pomnożyć, lub chociaż zachować, a nie roztrwonić w meczu u siebie z ligowym nowicjuszem.

Czy mecz z Lechem to był tylko wypadek przy pracy, bo zmierzyliśmy się z najlepszym zespołem w Polsce, czy może było w tym coś więcej? Ja bym chciał, żebyśmy wyszli ofensywnie i zagrali swój futbol, z którego byliśmy ostatnio znani i którym podbijaliśmy serca (nie tylko krakowskich) kibiców. Dużo zależy teraz od sztabu szkoleniowego, od całego zarządu klubu, żeby ta drużyna pod względem mentalu wróciła w to miejsce, w którym była przed meczem z "Kolejorzem".

Kupujcie bilety, kupujcie... zawodników!

Cóż mogę jeszcze dodać? Ano to, co zwykle. Ludzie, kupujcie bilety! Żeby nie ominęło Was coś fajnego. Z Lechem mieliśmy piłkarskie święto, choć akurat mecz nam nie wyszedł, ale warto było iść. Teraz czekamy na bramki, czekamy na zwycięstwo i na to, żebyśmy wrócili na zwycięską ścieżkę. Czeka nas jeszcze kilka tygodni jesiennego grania i nie jest powiedziane, że nie zakończymy tego roku "na pudle". natomiast mecz z "Poznańską Lokomotywą", jak sądzę, dał zarządowi mocne przesłanie na zimowe okienko transferowe: warto ten zespół jeszcze wzmocnić, jeśli chcemy gdzieś zaistnieć na poważnie. Nasza kadra musi być większa: środek obrony i wahadła wymagają wzmocnień!

Teraz skoncentrujmy się jednak na Motorze: to jest mecz, który trzeba "odhaczyć", wygrać i iść dalej. Jeśli oczywiście myślimy o zajmowaniu najwyższych pozycji w Lidze.

Tomasz Siemieniec „Siemion”

Od redakcji:  

  • #SiemionOdSerca  – [poprzednio: „Okiem (byłego) kierownika”] - to stałe miejsce na Terazpasy.pl w którym Tomasz Siemieniec, były piłkarz i kierownik Cracovii, dzieli się swoimi obserwacjami i przemyśleniami na temat najstarszego Klubu w Polsce.
  • Jeśli chciałbyś zabrać publicznie głos w tej lub innej sprawie interesującej dla kibiców Cracovii prześlij swój tekst  na adres: admin/at/terazpasy.pl. Najciekawsze artykuły, listy i felietony opublikujemy. Redakcja zastrzega sobie jednocześnie prawo do skracania nadesłanych tekstów.

Komentarze

Zaloguj się lub załóż nowe konto.

Mecz prawdy

Pokaże czy mecz z Lechem to wypadek przy pracy i
powrót na dobrą sciezke .Czeka nas ciężka walka z nieobliczalnym Motorem.
Stolarscy to wislaki z krwi i kosci

Zaloguj aby komentować

Panie ternerze!

Dziękujemy panu za to że jest pan świadomy gdzie jak należy wzmocnić drużynę aby zdobyć mistrzostwo jeszcze raz dziękujemy panu za tą informację na konferencji przed meczem z motorem zdrowia szczęścia pomyślności tylko mistrzostwo!

Zaloguj aby komentować

Cracovio!

Nie ma innej opcji tylko zwycięstwo!

Zaloguj aby komentować

Zaloguj się lub załóż nowe konto.

Powered by eZ Publish™ CMS Open Source Web Content Management. Copyright © 1999-2010 eZ Systems AS (except where otherwise noted). All rights reserved.