#SiemionOdSerca: Niby człowiek wiedział, a jednak trochę się łudził

siemion-jablonsky

- Był to jeden z najlepszych meczów Cracovii w tym roku. Graliśmy w piłkę, nie wybijaliśmy jej na oślep, wymienialiśmy mnóstwo podań, notowaliśmy mało strat. Byliśmy lepsi od Widzewa praktycznie w każdym elemencie sztuki piłkarskiej i w każdym miejscu na boisku – pisze na Terazpasy.pl Tomasz Siemieniec , były piłkarz i kierownik Cracovii.

Napisałem już trochę felietonów na temat realnych możliwości piłkarskiej Cracovii w tym sezonie, a mimo to po meczu z Widzewem najtrudniejsza jest dla mnie myśl: "niby człowiek wiedział, a jednak się łudził".

Serce mówi inaczej, a głowa – inaczej. Gdy jednak na chłodno spojrzę chronologicznie na to, co pisałem, to niestety głowa wygrywa. Przed sezonem pisałem, że mamy za mało żołnierzy. W meczu z Widzewem na ławce mieliśmy właściwie tylko Sipl'aka, Bochnaka, a reszta to była sama młodzież. Teraz – wyprzedzając nieco fakty, czyli omówienie ostatniego ligowego spotkania – trzeba dorzucić do tej listy absencji jeszcze "Jablo", który z uwagi na odniesioną kontuzję nie zagra już w tym sezonie, no i nie wiadomo jak wyglądać będzie sprawa z urazem Rakoczego. To wszystko składa się na całość: za mało piłkarzy (już nie ma co wspominać, że za mało DOŚWIADCZONYCH piłkarzy), za mało ofensywnych zawodników, a szczególnie rozgrywającego. O braku skrzydłowych z prawdziwego zdarzenia pisałem natomiast jeszcze wcześniej – naprawdę wiele, wiele miesięcy temu – stawiając tezę, że ostatnim skrzydłowym z prawdziwego zdarzenia był w Cracovii Mateusz Wdowiak. Przez chwilę wydawało się, że takim następcą Wdowiaka może zostać Myszor, ale teraz i to stoi pod znakiem zapytania.

Przypominając sobie te rzeczy, które opisywałem na przestrzeni ostatnich lat to myślę sobie, że skoro ja te rzeczy dostrzegłem nie będąc wielkim fachowcem w tej dziedzinie i skoro byłem w stanie przewidzieć ich logiczne konsekwencje to ludzie pracujący przy tym w Klubie powinni je dostrzec tym bardziej.

siemion-jablonsky

Głowa wygrała

Przechodząc jednak do meczu: głowa mówiła – remis, serce – że moglibyśmy wygrać. Dzień przed meczem w wywiadzie dla Radia Kraków obstawiłem jednak remis 1:1...

Wystawiliśmy ponownie najmocniejszy skład, jakim dysponowaliśmy w tym momencie. Można powiedzieć, że jako kibice wchodziliśmy na ten mecz nastawieni raczej pesymistycznie, bo widzimy co się dzieje w rundzie wiosennej – jak wyglądamy, jak gramy, jak punktujemy. Tymczasem ja byłem jednak pozytywnie zaskoczony, bo był to jeden z najlepszych meczów Cracovii w tym roku. Nie liczę może tych meczów wygranych – z Górnikiem, czy ze Stalą – ale po takiej "passie", jaką mieliśmy ostatnio uważam, że na boisku widać było znacząca poprawę. Graliśmy w piłkę, nie wybijaliśmy jej na oślep, wymienialiśmy mnóstwo podań, notowaliśmy mało strat. Byliśmy lepsi od Widzewa praktycznie w każdym elemencie sztuki piłkarskiej i w każdym miejscu na boisku – może nie na tej zasadzie, że biliśmy ich na głowę, ale po prostu byliśmy lepsi, solidniejsi, pewniejsi swego. A największym naszym błędem w tym meczu była nasza nieskuteczność.

Dla mnie najlepszym zawodnikiem tego meczu był Michał Rakoczy, który pracował wszędzie: był w defensywie, napędzał ataki, wyglądał świetnie technicznie, taktycznie, jak i nawet motorycznie. Było narzekanie na Pawła Jaroszyńskiego – no to mecz z Widzewem był zdecydowanie najlepszym występem "Jaro" po powrocie do Cracovii. Ciężko się było do jakiejkolwiek postaci czepiać, wymieniam więc tylko tych, których uznałem za najlepszych. A personalnie czepiać zbytnio się nie chcę, bo po poprzednich meczach, po których dosłownie bolały mnie oczy tym razem wzrok mam nienaruszony – graliśmy dobrze.

Miałem też wcześniej jakieś uwagi co do zaangażowania poszczególnych piłkarzy, ale tym razem i o to nie mogę mieć pretensji, bo wszyscy zagrali ze stuprocentowym zaangażowaniem. Właściwie wszystko byłoby na swoim miejscu, gdybyśmy tylko ten mecz wygrali, a sytuacji do strzelenia bramek mieliśmy naprawdę dużo, tylko nie potrafiliśmy większości z nich właściwie sfinalizować.

Nie mówię, że Widzew nie miał sytuacji wcale, bo zwłaszcza ten kilkuminutowy fragment w pierwszej połowie – z trzema rogami – napędził nam trochę strachu. Było to zresztą tym bardziej irytujące, że każdy z tych trzech rogów był rozegrany identycznie, a my za każdym razem nie potrafiliśmy sobie z tym rozegraniem poradzić. No ale to był moment, krótki moment, gdy Widzew gdzieś tam na przestrzeni dziewięćdziesięciu minut próbował nawiązać walkę, jednak szybko został ustawiony do szeregu. To my w tym meczu dominowaliśmy i wydawało się aż do doliczonego czasu gry, że mamy spotkanie pod pełną kontrolą.

Skończyło się jednak tak, jak się kończy zwykle: dostaliśmy mega głupią bramkę. Jakiś rzut z autu, jakaś świeca w polu karnym, gość prawie przy linii końcowej, nie jest większym zagrożeniem, faul Cornela bezsensowny... Nie wiem jak w takim miejscu na boisku, w takim momencie meczu można zachować się w równie bezsensowny sposób. No ale z drugiej strony: czy to jest jakiś ewenement? Ilością sprokurowanych równie rzutów karnych, równie zresztą głupich, lub jeszcze głupszych niż ten, w rundzie wiosennej bijemy rywali na głowę. A żeby było sprawiedliwie: osiem rzutów karnych, jakie podyktowane zostały przeciwko Cracovii w tym sezonie prawie zawsze było spowodowane przez innego piłkarza (na tej liście dwa razy występuje nazwisko Sipl'alk, a poza tym mamy za każdym razem kogoś innego). Jesteśmy zresztą pod tym względem liderem: w całej Ekstraklasie jedynie przeciwko broniącej się przed spadkiem Koronie Kielce podyktowano w obecnym sezonie osiem rzutów karnych.

I tak znów remisujemy wygrany mecz. Mecz, który – przy zwycięstwie – pozwalał nam jeszcze śnić o jakichś miejscach pucharowych. Uważam, że z punktu widzenia kibica Cracovii z długoletnim stażem te nadzieje byłyby akurat złudne, ale co chyba ważniejsze: wygrana z Widzewem w zasadzie gwarantowałaby nam utrzymanie.

Według wyliczeń ekspertów, które ostatnio czytałem, utrzymanie będzie gwarantował dorobek 38, lub 39 punktów. Ponieważ nie wygraliśmy to musimy zacząć spoglądać też w dół tabeli, bo w tej chwili nasza przewaga nad strefą spadkową wynosi siedem punktów, a przewaga nad pierwszym zespołem, który znajduje się "nad kreską" – zaledwie pięć punktów.

Słowo o sędziowaniu

Co jeszcze można powiedzieć po takim meczu, jak ten z Widzewem? SZKODA. Szkoda zawodników, szkoda ich ciężkiej pracy, szkoda zdrowia zawodników – bo "Jablo" i "Raku" okupili to spotkanie kontuzjami – szkoda szansy na komplet punktów.

Można jeszcze – i chyba trzeba – dorzucić dwa słowa o sędziowaniu. Najpierw zaznaczyć trzeba, że nie ma sensu szukać przyczyn straty punktów wyłącznie w postawie arbitra. Naszym zadaniem było strzelić bramki, mieliśmy na to okazje, a wtedy zamknęlibyśmy usta krytykom i błędy sędziego ani by nas ziębiły, ani grzały. Ale... Patrzyłem na sytuację z ręką obrońcy Widzewa i powiem szczerze, że nie rozumiem chyba obecnych przepisów i ich interpretacji. Widzę w meczach ligowych, że takie zagrania ręką bardzo często są odgwizdywane – tutaj słyszę, że to jest zagranie przypadkowe, błąd techniczny, bliska odległość. Natomiast nie rozumiem, dlaczego sędziowie VAR nie zawołali jednak pana Sylwestrzaka przed monitor, bo ręka obrońcy przy tym zagraniu zdecydowanie nie była ułożona w sposób "naturalny", a piłka – gdyby nie natrafiła na rękę zawodnika Widzewa – trafiłaby do gracza Cracovii, a więc korzyść jaką drużyna z Łodzi w wyniku tego zagrania odniosła była oczywista. Czy to naprawdę była tak jednoznaczna sytuacja, że nie wymagała obejrzenia powtórki? Wątpię.

A co do karnego, po którym padła bramka... Przypomniał mi się pierwszy mecz z VAR-em – nasz mecz w Gdańsku, na Lechii. Wtedy nie uznano nam chyba trzech bramek, bo za każdym razem VAR wracał do jakiejś sytuacji, która miała miejsce na początku akcji bramkowej, gdzie dochodziło do jakiegoś przekroczenia przepisów. Tutaj zawodnik Widzewa miał do wybicia aut w głębi własnej połowy – nie da się nawet powiedzieć, że w odległości dwóch kroków od linii środkowej boiska. A on ten aut wybił co najmniej kilkanaście, może i dwadzieścia-parę metrów dalej, na połowie Cracovii! Czy to nie jest powód dla interwencji VAR-u i odwołania karnego?

Funkcjonowanie VARu jest w tej chwili coraz mocniej zdeprawowane: w jednej sytuacji on ma zastosowanie, w innej nie ma, co wcale nie zmniejsza irytacji związanej z przekraczaniem przepisów. W dodatku owe przepisy co chwila się zmieniają. Kiedyś kardynalne zmiany przepisów w piłce miały miejsce rzadko – jak choćby zakaz łapania piłki podanej przez własnego zawodnika dotyczący bramkarza. Teraz co sezon zmieniają się interpretacje dotyczące: ręki, faulów taktycznych, a nawet spalonych. Coś co było zagraniem ręką – już nim nie jest, a coś co było dozwolone – teraz jest zakazane. Albo na odwrót.

Uważam, że to musi być przejrzyste, żeby kibice i piłkarze nie frustrowali się. Są ustalane jakieś zasady, które po ich wprowadzeniu są bardzo restrykcyjnie przestrzegane. Tak było na przykład z czasem, jaki ma bramkarz na rozpoczęcie gry. Proszę zwrócić uwagę który sędzia jest dzisiaj tak skrupulatny co do tego czasu, jak onegdaj niejaki Stefański w meczu Cracovii na Legii. O tym tylko chciałem napomknąć.

Daleki wyjazd do Szczecina

Mamy teraz na rozkładzie kolejny ciężki mecz i daleki wyjazd – do Szczecina. Pogoń jest na własnym terenie drużyną dużo groźniejszą, niż na wyjazdach i wciąż ma się o co bić. Widać, że teraz chyba troszeczkę łapie "drugi oddech", bo choć plan by być "trzecią siłą Ligi" w tym sezonie raczej im nie wypali, to jednak miejsce czwarte – dające prawdopodobnie prawo do gry w pucharach – jest w ich zasięgu. W każdym razie "Portowcy" wyglądają teraz dużo lepiej, niż na początku roku.

W zespole ze Szczecina występuje obecnie nasz były zawodnik, Damian Dąbrowski, którego przy okazji serdecznie pozdrawiam. I od siebie chciałem dodać, że mega żałuję, że nie ma go wśród nas – ten brak zresztą wciąż daje się odczuć na boisku i w szatni.

Czekam na mecz z Pogonią, choć nie wierzę ponownie w happy end. Owszem, serce podpowiada jakieś pozytywy: że nie gra nam się z tą Pogonią źle, że jesteśmy dla nich zawsze niewygodnym rywalem, że w końcu zaprezentowaliśmy się w meczu z Widzewem całkiem nieźle. Z drugiej jednak strony głowa mówi – tak jak było przed meczem z Rakowem – że rywale są w lepszej formie, w lepszej dyspozycji od nas, mają większe pole manewru jeśli chodzi o skład i w związku z tym my tego meczu raczej nie wygramy. Obstawiam ewentualnie jakiś remis, przy czym tak samo jak poprzednio – uważam, że będzie to remis bramkowy.

Rezerwy i juniorzy

Nasze rezerwy powróciły na zwycięską ścieżkę. Tym razem gładko udało się odprawić z bagażem trzech goli Unię Tarnów. Zawsze mówiło się, że awanse zdobywa się wygrywając z drużynami z dołu tabeli. Cracovia II – poza potknięciem w Sandomierzu – raczej radzi sobie dobrze z dołem tabeli i dzięki temu zachowuje wciąż realne szanse na awans. Punkt straty do Stali Stalowa Wola, dwa punkty straty do liderującej Wieczystej to wciąż niewiele. Mega się cieszę, że nadal się w tej rywalizacji liczymy. Zobaczymy jak będzie wyglądać reszta sezonu, bo nadal uważam, że finalnie zabraknie nam zawodników do przypieczętowania tego awansu – no ale oczywiście bardzo chciałbym się pomylić.

Juniorzy U-17 są także na bardzo dobrej drodze, bo kolejne zwycięstwo pozwoliło im się umocnić w środku tabeli. Czapki z głów przed trenerem Szwajdychem za to, że w ekspresowym tempie zadziałał na drużynę tak znakomicie. Zespół U-17 przez ostatnie 1,5 roku miał trzech, albo czterech trenerów – i za każdym razem wyniki były beznadziejne, za każdym razem zespół bronił się przed spadkiem. Trzeba oczywiście powiedzieć, że miało to zapewne związek z wpływem Jakuba T. Na funkcjonowanie tego zespołu. Teraz już ustalanie składu nie zaczyna się od zawodnika o nazwisku Tabisz, co pozwala na rzeczywistą rywalizację.

Ja zresztą nigdy nie twierdziłem, że zawodnik Tabisz powinien być odstawiony od składu – zresztą w ostatnim meczu strzelił także bramkę. Ja tylko apelowałem o równe warunki dla wszystkich. Co zresztą przekładało się także na odejścia, lub niemożność pozyskania zawodników, żeby wspomnieć choćby takie nazwiska jak Jasiak, czy Mucha. Bez rywalizacji wszyscy na tym tracili, z młodym Tabiszem włącznie, a przy rywalizacji – wszyscy bez wyjątku mogą zyskać. I już zyskują, bo strefa spadkowa wyraźnie oddaliła się od Cracovii U-17.

Nieco gorzej wygląda sprawa z drużyną U-19. Do tej pory szło bardzo fajnie, ale w ostatnich dniach przyszła porażka w meczu "za sześć punktów". Na pewno odbiło się na całej sytuacji to, że Śmiglewski nie mógł grać z powodu żółtych kartek i między innymi dlatego znalazł się na ławce w meczu Ekstraklasy. Swoje problemy miał też Mrozik. My niestety nie mamy w tej drużynie U-19 takiej szerokiej kadry zawodniczej, żeby mieć kogoś "na zastępstwo" za najlepszych zawodników i niestety w starciu z Escolą nie podołaliśmy. Zespół pozostał w strefie spadkowej i sprawy mocno się skomplikowały, choć to na pewno nie koniec walki i życzę Wojtkowi Ankowskiemu powodzenia w doprowadzeniu do szczęśliwego końca tej trudnej misji.

Natomiast o totalnej porażce hokeistów nie ma już co mówić – wydaje mi się, że poddaliśmy się po przegranej walce o finał.

Kontrakty i transfery

Chciałem już poprzednio napisać parę zdań o kwestiach transferowych, ale i tak te felietony przekraczają już swoje ramy objętościowe. Spróbuję jednak teraz poruszyć ten temat.

Zacznę od Karola Niemczyckiego, który – wszystko na to wskazuje – wkrótce może nas opuścić. Za niespełna trzy miesiące jego kontrakt wygasa, a nowego wciąż nie podpisał. Jak znam życie jest to mało prawdopodobne, żeby po tak udanym sezonie nikt się pozyskaniem za darmo jednego z najciekawszych młodych bramkarzy w polskiej Ekstraklasie nie zainteresował. Z naszego punktu widzenia byłaby to niewątpliwie duża strata, bo drużynę zaczyna się budować od tyłu, a bramkarz to pozycja absolutnie newralgiczna.

Wiele jest przykładów na to, że gdy już między słupkami pojawia się sprawdzony człowiek to klub stara się, aby został jak najdłużej. Taka sytuacja ma miejsce choćby w Lechu, w Piaście, w Rakowie, w Pogoni, czy w Jagiellonii. Jeśli Karol miałby odejść, to musimy szukać nowego bramkarza. Co trzeba zrobić żeby go zatrzymać i czy jest to jeszcze możliwe? Tego nie wiem.

Następny temat to Kamil Pestka, który oprócz tego, że jest bardzo dobrym piłkarzem jest także dobrą duszą szatni. Okej, jest też podatny na kontuzje, ale bardzo mocno utożsamia się z Cracovią. O tym, jak to utożsamianie się jest ważne przypominamy sobie zwykle wtedy, gdy takiego zawodnika jak Kamil w zespole zabraknie – właściwym przykładem do porównania jest tu Damian Dąbrowski – i jak trudno taki brak, powstały w wyniku lekkomyślnej niekiedy decyzji, uzupełnić.

Nie wiemy też jak wygląda sprawa z Jakubem Myszorem, który ma wprawdzie rok kontraktu, ale nie gra i dochodzą mnie słuchy, że nie zamierza on też przedłużać umowy wiążącej go z Cracovią. Liczyłem, że Myszor będzie następcą Mateusza Wdowiaka, ale nie sądziłem, że tak dosłownie może podążyć tą samą ścieżką. W każdym razie fajnie by było, gdybyśmy się dowiedzieli jak będzie wyglądała przyszłość tego zawodnika, który dużo wnosi do drużyny "Pasów".

Nadal nie ma też oficjalnych wieści jak wyglądać będzie sytuacja z Jaroszyńskim, Sipl'akiem i Konoplyanką. Nie mamy też jako kibice oficjalnych sygnałów z Klubu w sprawie nowego sezonu. Jaki cel sobie postawimy przed rozgrywkami 2023/24? Obecny sezon mamy "do dokończenia".

Quo vadis, Cracovio?

Na przestrzeni ostatnich piętnastu lat gry Cracovii w Ekstraklasie nie widzę żadnego znaczącego postępu w grze, a przede wszystkim – w organizacji Klubu. Jest takie powiedzenie, że kto nie idzie naprzód, ten się cofa. Myślę, że my właśnie na tej zasadzie się cofamy. I jak nigdy nie chciałem, żeby moje chodzenie na mecze sprowadzało się jedynie do spotykania znajomych, tak przyznać muszę, że rzadko odczuwam prawdziwą ekscytację przed ligowym spotkaniem, bo rzadko kiedy mamy okazję bić się "o coś".

Kiedy piszę, że się nie rozwijamy, to mam na myśli rozwój struktury. Oczywiście: wybudowaliśmy stadion, wybudowaliśmy Centrum Treningowe, zdobyliśmy Puchar i Superpuchar Polski. Ale ta struktura, nieudolne zarządzanie i brak sukcesów – na miarę zainwestowanych środków i czasu – powoduje, że w istocie cofamy się, oddając z roku na rok pole coraz to nowym rywalom. Rywalom, którzy w krótszym czasie zdołali zbudować coś trwalszego, prężniejszego. Nie będę już pisał tu po raz kolejny o Rakowie. Wystarczy napisać o Pogoni, czy o Piaście Gliwice. Za rok do tej wyliczanki mogą dołączyć kolejne kluby.

Chciałbym doczekać, żeby Cracovia miała jakiś plan długofalowy, który zakłada zdobycie Mistrzostwa Polski. Chciałbym, żeby wyszedł Pan Profesor Filipiak i powiedział: "słuchajcie, mamy pięcioletni, czy sześcioletni plan, w którym Cracovia zdobywa mistrzostwo. I ja to wszystkim gwarantuję". Rad byłbym o takim planie usłyszeć, bo do tej pory mam wrażenie, że nasze plany sięgają miesiąca, dwóch, może w porywach trzech – nie więcej.

Tomasz Siemieniec „Siemion”

Od redakcji:  

  • #SiemionOdSerca  – [poprzednio: „Okiem (byłego) kierownika”] - to stałe miejsce na Terazpasy.pl w którym Tomasz Siemieniec, były piłkarz i kierownik Cracovii, dzieli się swoimi obserwacjami i przemyśleniami na temat najstarszego Klubu w Polsce.

Jeśli chciałbyś zabrać publicznie głos w tej lub innej sprawie interesującej dla kibiców Cracovii prześlij swój tekst  na adres: admin/at/terazpasy.pl. Najciekawsze artykuły, listy i felietony opublikujemy. Redakcja zastrzega sobie jednocześnie prawo do skracania nadesłanych tekstów.

Komentarze

Zaloguj się lub załóż nowe konto.

Zaloguj się lub załóż nowe konto.

Powered by eZ Publish™ CMS Open Source Web Content Management. Copyright © 1999-2010 eZ Systems AS (except where otherwise noted). All rights reserved.