#SiemionOdSerca: Najatrakcyjniejsza drużyna w lidze
Widzę niedociągnięcia w grze Ravasa, natomiast chciałem zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt tej sytuacji. Łatwo jest powiedzieć: puśćmy Madejskiego zamiast Ravasa, ale my i tak co mecz zmieniamy po dwóch zawodników w bloku defensywnym. I zmienianie na własne życzenie jeszcze bramkarza moim zdaniem nie pomoże nam w odzyskaniu stabilizacji tej formacji – pisze na Terazpasy.pl Tomasz Siemieniec, były piłkarz i kierownik Cracovii.
Wyjazd do Gdańska
W Gdańsku pojawiła się nas ogromna rzesza i ten wyjazd był naprawdę fantastyczny. W pociągu spotkało się wiele pokoleń "Pasiaków" - zarówno tych weteranów, jak i tych, którzy całkiem niedawno zaliczali swe debiuty. W kontekście tego Gdańska chciałem jeszcze podkreślić, że sama organizacja na stadionie w Trójmieście była znakomita, a ochrona bardzo sprawnie wpuściła nas na obiekt.
Strzeliliśmy szybko bramkę, Lechia szybko dostała czerwoną kartkę i w tym momencie wrzuciliśmy już "na luz". Wszyscy stwierdzili, że skoro prowadzimy dwoma golami, gramy w przewadze jednego zawodnika, to w drugiej połowie możemy już zagrać 'na stojąco".
I niestety druga połowa wyglądała tak, że nam się nie chciało, a Lechia walczyła i w końcu strzeliła nam gola kontaktowego. Przyznaję, że prawie do końca drżałem o wynik i w zasadzie wszyscy, którzy byli obok mnie na trybunach mieli podobne wrażenie.
No ale... Z drugiej strony sprawdziło się to, co już wiele razy pisałem. Jeśli jesteś w stanie wygrywać mecze, w których idzie słabiej, albo wręcz takie, w których grasz "na pół gwizdka" to trudno, żeby ktoś miał pretensje. Mieliśmy przywieźć z Gdańska trzy punkty i przywieźliśmy. A w jakim stylu - nie przypuszczam, żeby ktoś za pół roku o tym pamiętał. Dlatego ja też o tym meczu chętnie zapomniałem.
Jedyne co ten mecz w Gdańsku nam pokazał, to że mamy wielorakie problem kadrowe - przede wszystkim jeśli chodzi o ilość zawodników, bo do jakości nie ma się co przyczepiać, ale sama ilość, zwłaszcza w obronie, jest zbyt mała. Po raz kolejny wypada mi zresztą w tym kontekście zadać pytanie: po co było pozbywać się Jaroszyńskiego?
Katowice nie dają się lubić
Jeśli zaś chodzi o mecz z GKS-em to zacznę od tego, że oglądałem ich mecz z Koroną, w którym "Gieksa" była drużyną dużo lepszą, ale przegrała. I byłem przekonany, że ten rywal będzie dla nas ciężkim orzechem do zgryzienia. Katowice to drużyna - zachowując pewne proporcje - podobna do nas, czyli bardzo dobra w ofensywie, ale słaba w obronie.
My do samego końca nie wiedzieliśmy w jakim zestawieniu zagramy, bo wypadł nam Ghiță. Finalnie okazało się, że w ostatniej chwili wrócił Jugas, więc w sumie należało uznać, że skład, który wystawiliśmy na GKS był w tym momencie optymalny - zwłaszcza, że na ławce pojawił się już van Buren.
Fajna była też oprawa meczu z GKS-em, była cała masa zorganizowanych przez Klub wydarzeń i gości zaproszonych na mecz z okazji naszego święta narodowego, a my jako Stowarzyszenie Oldschool Cracovia zadbaliśmy o to, żeby Józef Kałuża był w barwach narodowych.
Deja vu
Oczywiście mecz rozpoczął się od tradycyjnego już deja vu. Ta pierwsza bramka dla Katowic z wolnego, który im się nie należał - to jeszcze można uznać za przypadek, ale ta druga bramka to już "parodia western". Ja wiem, że ta piłka źle się odbiła, nabrała dziwnej rotacji, że ona uciekała temu Jugasowi, ale przy powtórkach to wyglądało tak, jakby jakiś amator nie umiał trafić w piłkę, odbił ja byle jak, a drugi był spóźniony, bo też trzeba przyznać, że Skovgaard był przekonany chyba, że Jugas zagra dobrze i patrzył co się dzieje. Bo jakby podszedł do tego zawodnika ze środka pola, to on by był pierwszy przy piłce i wtedy nic złego by się nie stało.
Do przerwy dostaliśmy te bramki w taki sposób, że odniosłem wrażenie, jakbyśmy zostali przez ten GKS rozbici mentalnie. GKS był przygotowany na Cracovię: cofnął się na trzydziesty metr, jak Puszcza, oddał nam pole i wiedział, że my w ataku pozycyjnym będziemy wyglądali dużo gorzej. I wyglądało to też tak, że drużyna czekała na przerwę, by usłyszeć nowe wskazówki od sztabu szkoleniowego.
Jedynie jeden zawodnik nie czekał - Maigaard! Bardzo się cieszyłem, że strzeliliśmy tego gola, bo to była taka wskazówka, taki "pozytywny kop", pokazujący, że to jest tylko strata jednaj bramki, a Katowice też popełniają błędy, które można wykorzystać.
W drugiej połowie wierzyłem w to, że uda nam się odwrócić wynik, ale znowu popełniliśmy błąd, a konkretnie Błąda - to, że zawodnik GKS-u mógł bez żadnych przeszkód uderzyć "w widły" (a wiadomo było, że uderzyć z daleka potrafi) to naprawdę było potworne niedopatrzenie jeśli chodzi o nasze ustawienie na boisku.
Ale z drugiej strony: ten gol na 1:3 wyzwolił w nas taką wolę walki, którą już zresztą dobrze znamy w tym sezonie. Po prostu znów na boisku widzieliśmy Cracovię, która nagle przestaje się oglądać na wynik, na to że jest ciężko, że można by się załamać (blisko było gola na 1:4!), ale mimo wszystko idzie do przodu, idzie po gole i robi co tylko możliwe, żeby odrobić stratę.
No i co? No i znowu: Maigard! Fantastyczny gol na 2:3, wiara w to, że uda się przynajmniej zremisować, walka o wyrównanie i gol Källmana. Mamy to! Mamy?
No nie mamy, bo ta nasza wola walki, ta chęć zwycięstwa za wszelką cenę tym razem obróciła się przeciwko nam. Znów poszliśmy do przodu, zapominając o tyłach. Ja mówiłem chłopakom, którzy szaleli obok mnie na trybunach i wrzeszczeli, że "my to wygramy", że skoro tyle pracy włożyliśmy w ten wynik to trzeba go uszanować, a nie iść dalej "na hurra". Niestety, chcieliśmy pójść po wszystko, zostaliśmy z niczym.
Byliśmy w tym doliczonym czasie gry za bardzo przywiązani do schematu wyprowadzania piłki, GKS to zaobserwował, siedli na nas wysoko i - po faulu! - zdobyli gola na wagę zwycięstwa.
Ten od dojenia kanarków
Osobnym elementem tego świetnego widowiska był jeszcze sędzia, który kompletnie nie dawał sobie rady i niestety pasował do tego meczu jak pięść do nosa. Swoimi katastrofalnymi decyzjami wypaczył wynik meczu, bo trudno nazwać to inaczej, skoro dwa gole dla GKS-u padły nie powinny być uznane, a za faul na graczu Cracovii rywal powinien jeszcze w pierwszej połowie obejrzeć czerwoną kartkę. Że o braku reakcji na grę na czas nie wspomnę.
I o ile Pasiacy za swoje piłkarskie błędy ponieśli karę, o tyle zastanawia mnie jaka kara spotka sędziego Sylwestrzaka za jego niekompetencję. Coś mi jednak podpowiada, że raczej żadna. A szkoda.
Plusy i minusy
Ogólnie paradoksalnie było dużo plusów tego meczu z Katowicami: pokazaliśmy, że znów walczymy do końca, nie załamujemy się, jesteśmy wybiegani, agresywni.
To co trzeba napiętnować to - po raz kolejny - wejście w mecz. Który raz my wychodzimy na boisko i dostajemy takie absurdalne bramki?
Ok, można powiedzieć, że ta pierwsza bramka da się jeszcze jakoś wytłumaczyć (choć trudno nie zauważyć, że ten schemat już niedawno widzieliśmy, bardzo podobnie strzelał nam gole Motor), o tyle drugiego gola strzeliliśmy sobie sami, a przy trzecim statystowaliśmy. Sporo jest więc do poprawy.
Zawodnikiem meczu z GKS-em był niewątpliwie Maigaard. To, co chłop wyprawiał to jakiś kosmos - on był wszędzie, on nas "ciągnął za uszy" po jakiekolwiek punkty w tym meczu.
I w tym miejscu muszę też powiedzieć słowo na obronę Ravasa, po którym niektórzy "jeżdżą" jakby to on był głównym winowajcą porażki. Nikt nie dostrzega, że jego interwencja przy stanie 1:3 utrzymała nas "w grze" i gdybyśmy ten mecz zremisowali - co było blisko i na co w pełni zasłużyliśmy - to Ravasowi musielibyśmy także podziękować. Czy przy bramkach miał szanse? Nie sądzę.
Widzę niedociągnięcia w grze Ravasa, natomiast chciałem zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt tej sytuacji. Łatwo jest powiedzieć: puśćmy Madejskiego zamiast Ravasa, ale my i tak co mecz zmieniamy po dwóch zawodników w bloku defensywnym. I zmienianie na własne życzenie jeszcze bramkarza moim zdaniem nie pomoże nam w odzyskaniu stabilizacji tej formacji.
Dokończmy tę jesień w tej formie
Jesteśmy w tej chwili najatrakcyjniejszą drużyną w lidze. Na meczu z Motorem stała koło mnie kilkunastoosobowa grupa kibiców z Hiszpanii. Zobaczyli osiem bramek, zobaczyli doping, bawili się z nami, kupili sobie szaliki, bardzo im się podobało. Później na meczu z Katowicami stała koło mnie grupa Anglików - miało miejsce to samo.
I gdy na drugi dzień byłem pobiegać po Krakowie to spotkałem grupę Hiszpanów, gdzie dwóch było w szalikach Cracovii i chodzili w nich po mieście oraz Anglików, z których jeden miał szalik, a drugi czapkę "Pasów".
Musimy jeszcze bardziej nakręcić tę modę na Cracovię - temu z kolei pomogą zarówno zimowe transfery, jak i szczelne zapełnienie stadionu. Utrzymajmy tak atrakcyjny futbol do końca, utrzymajmy się w czołówce Ligi!
Tomasz Siemieniec „Siemion”
Od redakcji:
- #SiemionOdSerca – [poprzednio: „Okiem (byłego) kierownika”] - to stałe miejsce na Terazpasy.pl w którym Tomasz Siemieniec, były piłkarz i kierownik Cracovii, dzieli się swoimi obserwacjami i przemyśleniami na temat najstarszego Klubu w Polsce.
- Jeśli chciałbyś zabrać publicznie głos w tej lub innej sprawie interesującej dla kibiców Cracovii prześlij swój tekst na adres: admin/at/terazpasy.pl. Najciekawsze artykuły, listy i felietony opublikujemy. Redakcja zastrzega sobie jednocześnie prawo do skracania nadesłanych tekstów.
Komentarze
Zaloguj się lub załóż nowe konto.
Zaloguj się lub załóż nowe konto.