#SiemionOdSerca: Chapeaus bas, kapitanie, chapues bas, drużyno!
Gratuluję raz jeszcze obydwóm trenerom tego, że uratowali Ligę dla Cracovii, bo jakby na to nie patrzeć w momencie, gdy przejmowali zespół większość kibiców miała duże obawy, czy ta misja się powiedzie – pisze na Terazpasy.pl Tomasz Siemieniec, były piłkarz i kierownik Cracovii.
Przedmeczowe nerwy i "życzeniowe myślenie"
Czekaliśmy na mecz z Rakowem długo, a w każdym razie dłużyło nam się to oczekiwanie. Przyznam, że od samego rana w niedzielę byłem bardzo zdenerwowany - nawet nie pamiętam kiedy ostatni raz byłem zdenerwowany meczem aż do tego stopnia! Już od piątku w zasadzie zaczęło się u mnie przeżywanie gier i wyników innych zespołów, śledzenie tego co się dzieje.
Zrobił się problem po meczu Korony i zdawaliśmy sobie sprawę, że potrzebujemy zwycięstwa, żeby na pewno się utrzymać. W domu nie mogłem sobie znaleźć miejsca i tak samo jak przyjechaliśmy na mecz, to ciskałem się po sektorze jak tygrys w klatce.
Wierzyłem bardzo mocno w wygraną, ale jednocześnie wolałem się nie na nią nie nastawiać; to już takie "piłkarskie zabobony", że im więcej myślisz o tym, że chciałbyś żeby było dobrze, to tym bardziej będzie źle. Ale mimo wszystko miałem jednak z tyłu głowy przekonanie, że to jest Raków, z którym przecież zawsze idzie nam nieźle i że w tym momencie naprawdę wszystko zależy od nas.
Przy zwycięstwie spełniały się wszystkie rzeczy, o których pisałem w poprzednim felietonie: utrzymujemy się na kolejkę przed końcem DZIĘKI SOBIE, wyprzedzamy Puszczę i windujemy się trochę w górę tabeli. I całe to moje "myślenie życzeniowe" sprzed tygodnia szczęśliwie zrealizowało się punkt po punkcie.
Wszystko na swoim miejscu, Cracovia zostaje w Ekstraklasie
Skład, którym rozpoczęliśmy mnie nie zaskoczył, bo w tej chwili był to w zasadzie optymalny skład, jaki mogliśmy wystawić. Nie tyle zaskoczyło mnie, ale bardziej ucieszyło, że Râpă został posadzony na ławce, a na bokach zagrali: Jaroszyński i Ólafsson. Jeszcze nie tak dawno, w meczu przeciwko Puszczy próbowaliśmy na siłę ustawienie, w który Râpă grał na prawej stronie - ono się nie sprawdziło.
Pisałem wtedy, że zamiast defensywnego Cornela lepiej jest postawić na dwóch ofensywnych zawodników i chyba sztab trenerski wyciągnął podobne wnioski. Nie tyle byłem więc zaskoczony, to po prostu zadowolony, bo wydawało mi się, że to jest optymalne rozwiązanie.
Od pierwszych minut meczu widać było dokładnie jak chcemy grać. Spodziewaliśmy się, że będziemy grali niską obroną, że Raków będzie na nas "siedział", że będą rozgrywać atak pozycyjny, a my się nastawimy na kontry. Oczywiście nie było to szczególnie spektakularne granie dla kibiców i ktoś mógłby mieć pretensje, że oddaliśmy piłkę Rakowowi. Ja jednak takich pretensji absolutnie nie mam, bo uważam, że każdy trener musi być na swój sposób wyrachowany, a zwłaszcza wtedy, gdy walczy o utrzymanie w lidze.
Mógłbym mieć pretensje, gdyby ten plan - plan trudny i wymagający, w którym pojawienie się jednego słabego ogniwa mogłoby mieć katastrofalne skutki - był niewłaściwie realizowany, gdybyśmy popełniali w tej grze błędy. My jednak co do jednego zawodnika byliśmy niemal perfekcyjni w realizacji założeń taktycznych, w przesuwaniu formacji, w asekuracji, w walce jeden na jeden, a także i w realizacji kontrataków. Nasi trenerzy dobrze "przeczytali" Raków, a zawodnicy znakomicie zrealizowali ich koncepcję i jakakolwiek krytyka za tak znakomicie wykonaną robotę byłaby czymś zgoła nierozsądnym.
Indywidualnych wyróżnień można by po tym spotkaniu wymieniać całą masę. Praca obrońców, a zwłaszcza Jaroszyńskiego, Ólafssona i Ghițy powodowała, że Raków wymieniając mnóstwo podań tak naprawdę nic nie był w stanie nimi wnieść do gry. Świetnie w defensywie pracowali też zawodnicy ofensywni: Makuch, Källman oraz Rakoczy. W bramce bezbłędny był Hroššo, który wszedł do bramki w trudnym momencie sezonu i można powiedzieć, że w pełni podołał wyzwaniu.
A poza tym - to musze napisać bez żadnych wątpliwości - widać było u nas w tym meczu niesamowitą determinację, praktycznie u każdego zawodnika. Chciałbym więc w tym miejscu za to pochwalić trenerów, bo nie tylko opracowali świetny plan taktyczny na mecz, nie tylko potrafili jego wykonanie od zawodników wyegzekwować, ale też uzyskali idealny poziom mobilizacji. Nie oddaliśmy Rakowowi ani metra boiska, czym dołożyliśmy ten niezwykle ważny element, którego brak czasami potrafi popsuć nawet najlepszy plan szkoleniowca.
Niekiedy wkurzam się, a niekiedy się z tego cieszę, ale w tym przypadku cieszyłem się, że "Raku" sytuacje bramkowe rozegrał "po swojemu". Przy pierwszym golu nie strzelał od razu z lewej nogi, tylko zrobił jeden, a potem drugi zamach; strzelił po długim i tylko obrońca na linii uratował sytuację, którą zaraz potem i tak "domknął" Benji. To było zagranie zgodnie z "DNA Rakoczego"; on lubi takie akcje, taką zabawę z piłką, lubi drybling zarówno przed polem karnym, jak i w jego obrębie, a ten zamach to jest jego "firmówka".
Przy drugiej bramce też zachował się jak stary wyga, wytrzymał Kovacevića do końca i rzucił idealną "podcinkę" - aż przypomniał mi się po tych dwóch bramkach mój kolega z dawnych czasów, Grzesiek Ostapczuk, który tak samo "nie miał systemu nerwowego". Zachować chłodną głowę w takich sytuacjach, ze świadomością stawki meczu - chapeau bas, "Raku"!
Pisałem już kiedyś, że gdy Michał okiełzna swoje "drugie ja" pod tytułem "emocje" to będzie z niego kawał piłkarza. Być może ta opaska kapitańska też robi swoje, być może to sprawiło, że z młodzieżowca dorósł już do bycia zawodnikiem pełną gębą - w każdym razie bardzo się cieszę, bo widać w jego grze coraz większą pewność i dojrzałość. Tak trzymać!
Mobilizacja, emocje i oczekiwania
Widać było zresztą, że cały zespół - nie tylko wszyscy piłkarze na boisku, ale także ławka rezerwowych, sztab, wszyscy trenerzy - stanowią monolit, wspierają się, "żyją" przy tym meczu i że są gotowi wyrwać z gardła Rakowowi te trzy punkty.
Dopisali też kibice, którzy dopingiem nieśli swój zespół do zwycięstwa. Myślę, że przy pierwszej bramce głęboki oddech wciągnięty przez trzynaście tysięcy widzów przy Kałuży było słychać aż pod Kopcem Kościuszki, a po drugim golu kamień spadł nam z serca tak głośno, że huk odbijał się echem w Dolinie Kobylańskiej. Euforia po ostatnim gwizdku była w pełni zasłużona i mamy pełne prawo się cieszyć.
Chciałbym jednak, aby takich meczów pod względem ogólnej atmosfery, zaangażowania zespołu i końcowego wyniku - było więcej. Liczę też na to, że w ostatnim meczu grając już na luzie typowy mecz "o pietruszkę" powalczymy jednak o to, by dopisać sobie kolejne trzy punkty. Bo po pierwsze: mecz ten jest dla nas niezwykle ważny "kibicowsko", a po drugie: skoro wspięliśmy się na 12. miejsce w tabeli to warto byłoby to miejsce utrzymać, choćby i dla większych pieniędzy, bo różnica pomiędzy miejscem 12., a 13., czy 14. to kilkaset tysięcy złotych w kasie Klubu.
A poza wszystkim: fajnie byłoby w tej sytuacji pokazać także jakąś fajną grę i może trochę bardziej wyszukany futbol, niż w meczu z Rakowem. Nie chciałbym być źle zrozumiany: nie mam absolutnie ŻADNEGO zarzutu co do planu taktycznego na mecz z Rakowem i uważam, że jest on dowodem kompetencji naszego sztabu szkoleniowego oraz dobrej jego łączności z zespołem.
Mieliśmy cel do zrealizowania - cel został zrealizowany. Natomiast wierzę, że mając skład złożony w 3/4 z reprezentantów krajów stać nas na nieco więcej grania piłką. I owszem: oddanie tej piłki Rakowowi stanowiło świetny pomysł, jednak nie widzę powodu, żebyśmy mieli oddawać ją teraz drużynie Ruchu.
Krótko rzecz ujmując: chciałbym, aby nasi zawodnicy dali nam sygnał, że mamy na co liczyć w kolejnym sezonie. Ja cały czas w to wierzę!
Zakończmy godnie sezon i... idźmy dalej
Na indywidualne cenzurki i jakieś bardziej ogólne podsumowanie sezonu przyjdzie czas za tydzień, lub dwa, a teraz mogę tylko powiedzieć, że cieszę się z naszych ostatnich wyników. Gratuluję raz jeszcze obydwóm trenerom tego, że uratowali Ligę dla Cracovii, bo jakby na to nie patrzeć w momencie, gdy przejmowali zespół większość kibiców miała duże obawy, czy ta misja się powiedzie. Przyznaję, że ja również miałem takie obawy i bardzo się cieszę, że one się ostatecznie nie potwierdziły i możemy już "bez ciśnienia" patrzeć w ekstraklasową przyszłość "Pasów".
W dodatku utrzymanie w Centralnej Lidze Juniorów zapewnili sobie w tym tygodniu także Juniorzy U-19, więc naprawdę mamy nareszcie głowy pozbawione zmartwień.
Oczywiście powoli zaczynamy już w związku z tym myśleć o sezonie 2024/25 i zastanawiamy się nad tym kto z naszego zespołu odejdzie, a kto do niego przyjdzie. Bardzo cieszę się, że udało się przedłużyć umowę z Otarem i oby była to zapowiedź, że chcemy grać w następnych rozgrywkach o czołowe miejsca w Ekstraklasie. Do tego na pewno poza cennymi przedłużeniami kontraktów będą jednak potrzebne także solidne wzmocnienia.
Ciekaw też jestem jakie ruchy poczyni Prezes - czy pojawią się nowi sponsorzy, jak będą wyglądały nowe koszulki? Czekam na odpowiedzi z niecierpliwością!
Na razie nie wybiegajmy jednak tak daleko. Wygrajmy w Chorzowie i zakończmy ten sezon tak, jak należy.
Tomasz Siemieniec „Siemion”
Od redakcji:
- #SiemionOdSerca – [poprzednio: „Okiem (byłego) kierownika”] - to stałe miejsce na Terazpasy.pl w którym Tomasz Siemieniec, były piłkarz i kierownik Cracovii, dzieli się swoimi obserwacjami i przemyśleniami na temat najstarszego Klubu w Polsce.
- Jeśli chciałbyś zabrać publicznie głos w tej lub innej sprawie interesującej dla kibiców Cracovii prześlij swój tekst na adres: admin/at/terazpasy.pl. Najciekawsze artykuły, listy i felietony opublikujemy. Redakcja zastrzega sobie jednocześnie prawo do skracania nadesłanych tekstów.
Komentarze
Zaloguj się lub załóż nowe konto.
Zaloguj się lub załóż nowe konto.