Metamorfozy
Cracovia zakończyła sezon na siódmym miejscu w ekstraklasie. Po raz kolejny fenomenalny finisz, w którym piłkarze Pasów zdołali zrealizować w zasadzie wszystkie zakładane sobie cele uwieńczył działo. Choć i tym razem Cracovia uplasowała się w górnej połówce tabeli, to sezon dużo trudniej oceniać jako całość. Nawet trener Majewski uznał za zasadne rozpatrywanie obu rund jako oddzielnych jednostek do formułowania sądów. Dlaczego tak się stało? Spróbujmy się zastanowić.
Po rundzie jesiennej wielu kibiców nie marzyło o niczym innym, jak o dymisji Majewskiego. Nie ukrywam, że sam należałem do tej grupy i choć desperacja to słowo, które jest mi raczej obce - wybrałbym raczej określenia bardziej "soczyste" - to naprawdę po rundzie jesiennej nie spodziewałem się w nowym roku niczego dobrego.
Tym bardziej kontrowersyjna i - wciąż tak twierdzę - niepotrzebna decyzja o odsunięciu od składu Łukasza Skrzyńskiego nie stanowiła dla mnie żadnej przepowiedni odmiany.
Cóż, nikt nie jest nieomylny - ani ja, ani trener Majewski. Daj Boże, aby spotykały nas tylko takie niespodzianki przy Kałuży jak mecze z Górnikiem Zabrze, Lechem Poznań, czy Odrą Wodzisław. Bo w istocie, te mecze uznać należy za niespodzianki - niespodziewana była zwłaszcza dobra gra Cracovii. Prawda jest bowiem taka, że praktycznie przez cały rok 2007 oglądanie poczynań piłkarzy w pasiastych strojach sprawiało wręcz fizyczny ból.
Kibic Cracovii z założenia wymagania ma wysokie, ale to co prezentowali piłkarze w ubiegłym roku naprawdę stawało kością w gardle. O ile w sezonie, kiedy Pasy zajęły (przy dużej dozie szczęścia, co podkreślał zarówno trener, jak i zawodnicy) czwarte miejsce można to jeszcze było ścierpieć. Ciężko jednak było znaleźć jakieś merytoryczne podbudowy dla totalnej kopaniny w rundzie jesiennej sezonu 2007/2008, bo i punktów zespół Majewskiego nie zbierał, ale po prostu "ciułał". 16 oczek było nad wyraz skromnym dorobkiem i spowodowało, że celem Cracovii na ten rok miało być utrzymanie się w lidze.
Dzisiaj trener Majewski pytany o powody tak znacznej odmiany, zarówno jakości gry, jak i zdobyczy punktowej Pasów w rundzie wiosennej mówi, że złożyło się na to wiele czynników. Na pewno czynników złożyło się wiele, jednak runda wiosenna pokazała dobitnie, że najistotniejszym elementem była zmiana ustawienia drużyny z 3-5-2 na 4-4-2 - co zresztą potwierdzają wszyscy zawodnicy. Sam trener Majewski jeszcze po zremisowanym w kiepskim stylu meczu z Polonią Bytom mówił dziennikarzom z pewną dozą osobistego triumfu, że słaba gra, to jednak nie systemu wina, tylko piłkarzy. Mylił się jednak, gdyż pierwszy mecz Cracovii w rundzie wiosennej udowodnił jedynie to, że piłkarze dostali od Majewskiego ostro w kość na obozie przygotowawczym.
Zaznaczam z góry, że określenie "dostać ostro w kość" nie ma tu bynajmniej znaczenia pejoratywnego i daleko mu na szczęście do "bycia zajechanym", za co trenerowi Pasów należą się szczere słowa uznania. Jeśli bowiem w pierwszych dwóch meczach wszyscy piłkarze jak jeden mąż nagle zapominają jak się piłkę przyjmuje i sprawiają wrażenie jakby im ona wyjątkowo przeszkadzała, a w następnych spotkaniach te "dolegliwości" mijają to przyczynę można obstawiać bez pudła. Tak więc, co do tego nie ma wątpliwości, trener Majewski właściwie przygotował drużynę do rundy rewanżowej.
W sumie samą zmianę ustawienia, przy pewnej dozie wyrozumiałości, można również zaliczyć na korzyść szkoleniowca Cracovii. Wprawdzie zarówno piłkarze, jak i dziennikarze już w trakcie trwania rundy jesiennej wielokrotnie usilnie namawiali trenera do zmiany żelaznego ustawienia 3-5-2 na klasyczne 4-4-2 i wówczas Majewski pozostawał głuchy na wszelkie tego typu sugestie, jednak chwała mu za to, że ostatecznie po długich rozmowach z radą drużyny zgodził się na zmianę.
Pytania z gatunku: "ile punktów więcej miałaby Cracovia po rundzie jesiennej, gdyby grała w systemie 4-4-2"? pozostaną jednak na zawsze niezgłębioną tajemnicą. Faktem niepodważalnym jest w każdym razie to, że w systemie 4-4-2 wszyscy piłkarze Cracovii odżyli i widać, że gra w piłkę znowu zaczęła sprawiać im przyjemność. Podobnie przyjemność kibicom zaczęło na powrót sprawiać oglądanie widowisk z ich udziałem i w ten sposób wszyscy per saldo wyszli z tej zmiany zadowoleni.
Wiele osób uważa, że niezwykle ważnym czynnikiem był także zakup dwójki obrońców - Tupalskiego i Polczaka. Na pewno obaj ci piłkarze Pasom pomogli, a nie zaszkodzili. Ba - pomimo licznych obiekcji, jakie musze przyznać, sam miałem zwłaszcza w stosunku do Tupalskiego, obaj okazali się znakomitymi zawodnikami, o których można już mówić jako o transferowych "strzałach w dziesiątkę".
Czy jednak rzeczywiście poprawa gry obronnej to klucz do osiągniętego sukcesu? Przyjrzyjmy się statystyce. W 15 meczach z udziałem Łukasza Skrzyńskiego Cracovia straciła 16 bramek, tymczasem w pozostałych trzynastu spotkaniach, w których Skrzyński nie zagrał liczba straconych przez Pasy bramek okazała się identyczna! I choć nie oznacza to, że Tupalski, czy Polczak to zawodnicy gorsi od Skrzyńskiego, to jednak nie oznacza też, że dokonali jakiegoś zbawienia krakowskiej defensywy. Sprawa rozstrzygnęła się pod bramka przeciwnika.
Swoją drogą niezwykle ciekawe jest zestawienie gry obrońców w ofensywie: w pierwszej rundzie przy systemie 3-5-2 (według trenera jest to system bardziej ofensywny od 4-4-2, ponieważ bramkę rywala atakuje jakoby większa liczba zawodników) żaden z obrońców Pasów w ani jednym z piętnastu meczów nie zdołał pokonać golkipera przeciwnika. Tymczasem przy ustawieniu 4-4-2 w zaledwie trzynastu meczach nasi obrońcy zdobyli sześć (!) bramek! Odpowiedź na pytanie który system jest bardziej ofensywny nasuwa się w tej sytuacji sama.
Sprawa Łukasza Skrzyńskiego jest o tyle przykra, że gdyby nie został on w zupełnie bezsensowny sposób odsunięty od składu można by skorzystać z jego usług w sytuacjach, kiedy Tupalski leczył kontuzję, bądź pauzował za kartki i nie było osoby, która mogłaby go zastąpić. A że sytuacji takich było niemało ? co gorsza, w kluczowych momentach, bo za taki należy przecież uznać derby - wszyscy chyba pamiętają. Branie pod uwagę Skrzyni przy ustalaniu kadry meczowej zespołu pozwoliłoby uniknąć stawiania pod ścianą młodego Mateusza Urbańskiego, którego słaba postawa odebrała Cracovii co najmniej kilka punktów.
I znowuż nie jest to przecież zarzut pod adresem Urbańskiego, bo nietrudno było przewidzieć, że ten chłopak nie jest jeszcze ani mentalnie, ani nawet fizycznie gotowy do walki z napastnikiem takim jak Paweł Brożek. Mateusz sam zresztą mówił przed derbami, że na takie wyzwanie nie czuje się jeszcze gotowy. Trener uparcie rzucał go jednak na głęboką wodę, czym raczej doprowadzał do jego podtopienia, niż do postępów w nauce pływania. Można było mieć nawet wrażenie, że Mateusz z pewną dozą ulgi przyjął swoją nieprzyjemną kontuzję, która dała mu trochę wytchnienia od ?lekcji?, które też do najprzyjemniejszych raczej nie należały.
W to, że stawianie na młodzież się opłaca i że młodzi zawodnicy znajdujący się w kadrze Majewskiego to prawdziwa przyszłość Cracovii nie śmiem wątpić. Więcej: uważam - mądrzejszy także o ocenę gry Tupalskiego, którego rzeczywista wartość na pewno jest większa niż 100 tysięcy złotych - że ogólna polityka transferowa Cracovii jest obecnie niemalże modelowa. Wielokrotnie pisałem już wcześniej, że nie oczkuję niczego więcej niż dwóch - góra trzech transferów takich jak transfer Darka Kłusa. Polczak i Tupalski wpisują się w tą politykę i jedynie bardzo wątpliwy od początku pomysł ściągnięcia do Cracovii Karola Gregorka okazał się rzeczywiście "pudłem". Mimo wszystko pokazuje to jednak, że polityka transferowa klubu prowadzona jest skrupulatnie ? w jak najlepszym tego słowa znaczeniu. Ryzyko związane z Gregorkiem w mniemaniu zarządu klubu opłacało się i nie można temu myśleniu odmówić racji, zwłaszcza że kontrakt Gregorka był wyjątkowo krótki i dziś pozwoli bez żadnej szkody dla obu stron zakończyć tą niezbyt udaną współpracę.
Wracając jednak do młodzieży grającej w pierwszej drużynie: jedyne zastrzeżenie, to "nadeksploatowanie" Urbańskiego w sytuacji, kiedy można było jeszcze bez bólu skorzystać ze Skrzyni.
Tymczasem ostatnio trener Majewski udzielił wywiadu, w którym oznajmił, że był krytykowany za wystawianie Dudzica, a tymczasem Dudzic się sprawdził i z tego wniosek - jak w tym starym dowcipie - "wszystko co macie, mnie właśnie zawdzięczacie". Muszę przyznać, że po przeczytaniu tej wypowiedzi naszego szkoleniowca podrapałem się w głowę zafrasowany i zacząłem się zastanawiać nad stanem mojej pamięci, bowiem z tego co pamiętam krytyka za Dudzica, owszem była, jednak wszyscy jak jeden mąż krytykowali Majewskiego za to, że Dudzic grał ZA MAŁO, a nie ZA DUŻO! W czym jak w czym, ale akurat w grze Dudzica od samego początku jego przygody z Pasami kibice są wręcz zakochani i w głowie mi się nie mieści, że ktokolwiek mógłby Majewskiego krytykować za to, że stawia się właśnie na Bartka w ataku!
W gruncie rzeczy cała ta historia wydaje się dość zabawna i można by na jej podstawie powiedzieć, że nasz trener najwyraźniej lubi po prostu być zawsze "kontra" wszystkiemu i wszystkim. Nawet wówczas, gdy żadnego przeciwnika na swojej drodze nie ma. W ten sposób niekiedy dzieje się tak, że największym przeciwnikiem Majewskiego jest... on sam.
Depesz
Komentarze
Zaloguj się lub załóż nowe konto.
Zaloguj się lub załóż nowe konto.