Brutalizm naszych czasów, czyli klub poszukiwaczy sprzeczności

filipiak-janusz-2020-12-05-cplus

Do programu Liga+ Ekstra! zaproszono zarówno Janusza Filipiaka, jak i Daniela Stefańskiego – włączyłem z pewnym zaciekawieniem telewizor i obejrzałem to niecodzienne widowisko. Projekt architektoniczny tego programu zapowiadał się nieźle, jednak ktoś czegoś chyba nie dopilnował...

Zastanawiam się, czy i Państwo po obejrzeniu wczorajszego programu Liga+ Ekstra! – tak jak ja – poczuliście się nieco, rzekłbym, po kielecku. Nie mieliście czasem wrażenia, jakby w kieszeni otworzył się scyzoryk?

Nie żebym był zwolennikiem polowań na czarownice i ścigania domniemanych „żon-kibicek-Wisły”, nie żeby mnie napawało szczególną dumą bluzganie prezesa klubu na sędziego, ale to co można było obejrzeć na ekranie wcale nie było jakościowo lepsze niż derby, które – według słów komentatorów i dziennikarzy – były wyjątkowo brutalne (43 faule!) i wyjątkowo chamskie (nieuzasadnione i wulgarne pretensje pod adresem arbitra).

Ale wczoraj po raz kolejny można było się przekonać, że brutalizm ma wiele form i – tak jak w przypadku zachowania Prezesa Filipiaka podczas meczu derbowego – nie wszystkie brutalistyczne ekspresje rodzą dzieła sztuki.

filipiak-janusz-2020-12-05-cplus

Do programu zaproszono zarówno Janusza Filipiaka, jak i Daniela Stefańskiego – włączyłem z pewnym zaciekawieniem telewizor i obejrzałem to niecodzienne widowisko. Projekt architektoniczny tego programu zapowiadał się nieźle, jednak ktoś czegoś chyba nie dopilnował.

Oto bowiem rzeczywiście, Profesor Filipiak przyjął zaproszenie na spotkanie.
Przywitano go tam z niekłamaną dozą antypatii.

Jakby to Państwu streścić: oczywiście choć Profesor Filipiak przepraszał za swoje bluzgi „opinię publiczną” to nie przeprosił Daniela Stefańskiego. Musiał również wytłumaczyć się z absurdalnego pisma na temat rzekomych sympatii klubowych żony Daniela Stefańskiego – które Cracovia „sama sobie zgotowała” – i te tłumaczenia były rzecz jasna wymijające i niedostateczne.

Nie jest to miejsce, ani czas by bronić kindersztuby Prezesa Cracovii, nie warto zawracać sobie głowy argumentami typu „you don't have a Bentley - your argment is invalid”. Tego typu dywagacje nie pomagają medialnej pozycji Pasów, to jasne. Ale w pewnym momencie sytuacja zaczęła jednak wyglądać dziwnie – można by sądzić, że jakieś racje po stronie Cracovii w tej dyskusji się znajdą, że ktoś odniesie się w sposób adekwatny do poziomu sędziowania i ewidentnych błędów rozjemców tego spotkania. Ostatecznie jeśli nie z sympatii, której ciężko się doszukać – i w porządku, można to zrozumieć – to chociaż z zasady.

Mimo wszystko powinien pojawić się ktoś, kto pełniłby funkcje advocatus diaboli, doszukując się jakichkolwiek sprzeczności w natychmiastowej kanonizacji arbitra Stefańskiego i beatyfikacji jego VARowca, sędziego Lasyka.

Tak się jednak nie stało, a każde kolejne pytanie dziennikarzy zmierzało coraz pewniej w tym samym absurdalnym kierunku, co pytania Cracovii o sympatię małżonki rozjemcy derbów. Aż doszliśmy do kontrolowania personaliów ludzi wchodzących do Sky-Boxów oraz minusowych punktów za przewinienie korupcji, które – da się to również i tak zinterpretować – powodują, że Cracovię w obecnym sezonie można dowolnie oszukać, a i tak nic jej do tego.

Pod koniec rozmowy Profesor Filipiak w swoim stylu postanowił strzelić sobie jeszcze w stopę, odbierając na wizji telefon od trenera Probierza no i było pozamiatane – casting na czarny charakter wieczoru miał swojego faworyta i przebiegł zgodnie z planem.

Po chwili w tym samym studiu zagościł sędzia Daniel Stefański, wobec którego prowadzący – choć wciąż przecież ci sami – zaprezentowali się niezwykle ludzko, przyjaźnie, wręcz współczująco. Sędzia spokojnie i merytorycznie wypowiedział się na temat trudów swojej pracy, przywoływał swe wieloletnie doświadczenie, pożalił się na to i owo, znajdując pełne zrozumienie zgromadzonych w studiu. Miało się wrażenie, że redaktorzy – gdyby arbiter znajdował się wraz z nimi w studiu – pogłaskaliby go po głowie i utulili do swych piersi.

Ostatecznie zgodzono się, że takie to już życie sędziego – za bezdurno dostaje po głowie. Sympatycznemu mieszkańcowi Bydgoszczy (I pressume) życzono na koniec powodzenia i spokojnych wojaży europejskich (którymi nie omieszkał się on pochwalić) oraz oddechu od „polskiego piekiełka”, którego doświadczył za sprawą derbów Krakowa, a właściwie – tak, no nie oszukujmy się i nie szukajmy tanich usprawiedliwień – za sprawą Cracovii.

Gdy ozłocony dobrym słowem Stefański rozłączył się ze studiem oglądający to Trener i Wiceprezes Probierz niewątpliwie chlapnął sobie whisky.

Wszystko jest dobre o ile zna się umiar – i wcale nie do rzeczonej whisky tu piję. Wydaje się po prostu, że wielkimi krokami zbliża się dzień, gdy arbiter meczu uzyska władzę, by ukarać żółtą, a nawet czerwoną kartką sprzątaczkę klubową i człowieka odpowiadającego za stan murawy.

Jakakolwiek krytyka arbitra jest natomiast w tym momencie przedmiotem najwyższej uwagi sędziów technicznych i dziennikarzy – czasem można odnieść wrażenie, że skupiając się tak dokładnie na ławkach rezerwowych tracą oni z pola widzenia wydarzenia boiskowe.

Ale jest to wrażenie w oczywisty sposób mylne, bo przecież jak zapewniał wspierany moralnie przez redaktorów C+ sędzia Stefański – chodzi jedynie o to, by „zaufać kompetencjom i uczciwości”. A do tego mamy jeszcze VAR, siedmiu sędziów oraz masę kompetentnych i obiektywnych dziennikarzy.

Powróciłem zatem pełen dobrej wiary i ufności do oglądania programu.
A w tym programie były bramkarz Wisły Kraków, Radosław Majdan, stwierdził po chwili, że nie rozumie z czego wynikają pretensje Cracovii i że mecz był brutalny, przy czym to Cracovia wciągnęła Wisłę do „kopaniny”.

Drugi komentator, Michał Żewłakow, wyraził dla równowagi pogląd, że Siplak być może nie trafił w bramkę z dwóch metrów dlatego, że został przemotywowany przez własną ławkę rezerwowych, pomijając fakt, że po brutalnym łokciu Forbesa tenże Siplak przez kolejne piętnaście minut trzymał się za głowę i można było się obawiać, czy nie ma wstrząsu mózgu.

Ostatecznie po „rozszarpaniu na strzępy” Profesora Filipiaka, trenera Probierza i całej tej przebrzydłej Cracovii redaktorzy Canal+ oraz goście – w tym również Majdan oraz Żewłakow – rozpatrując kontrowersje stwierdzili co następuje:

Sędzia Stefański:

1) powinien ukarać Forbesa czerwoną kartką  w 47. minucie, a nie w 61.,

2) powinien ukarać Szota czerwoną kartką  w 59. minucie,

3) powinien ukarać czerwoną kartką  Lisa w minucie 92.

Jak rozumiem owa puenta miała być rękojmią kompetencji arbitra Stefańskiego, dając jednocześnie odpór wydumanym zarzutom ze strony ekipy Pasów.

Miała być policzkiem wymierzonym chamstwu i zaprzaństwu, kwestionowaniu dogmatu nieomylności arbitra i jego dobrej roboty.

Przypomnijmy więc raz jeszcze: Cracovia wciągnęła Wisłę do kopaniny, shame on them!
43 faule: „to rekord!” - ekscytowano się w studiu telewizyjnym.

Zatem dwie nie pokazane czerwone kartki i jedna spóźniona – to nie jest rekord?!

Nawet nie polemizując z pozostałymi przemilczeniami: to jest dobra praca arbitra, wysokie kompetencje i uczciwa rywalizacja?!

No cóż, być może "to takie polskie", ale nie czuję się przekonany.

A Państwo?

depesz

EKSTRA CYTATY:

Za programem "Liga+ Ekstra" emitowanym 6/12/2020 w Canal+ Sport

Pocieszyciel
- Czy czuje się Pan tym nieco pocieszony?
Krzysztof Marciniak do Profesora Filipiaka po jednogłośnej ocenie komentatorów, że sędzia Stefański powinien był w 92. minucie ukarać czerwoną kartką bramkarza Wisły

Psycholog
- Czy nie czuje Pan dysonansu, że krytykuje Pan sędziów, gdy Pana klub zaczyna sezon z minusowymi punktami za przewinienie korupcji?
Krzysztof Marciniak, dziennikarz stacji, której ekspertem rozstrzygającym sędziowskie kontrowersje w latach 2001-2007 był Wit Ż. (Pan Witek)

Grunt to dobra umowa
- Umówiliśmy się przed rozmową, że nie będziemy mówić na temat decyzji dotyczących wydarzeń na boisku.
Krzysztof Marciniak uspokajający arbitra Stefańskiego oraz zaniepokojonych widzów programu

Sędzia wątpiący
- Jakby to była pierwsza kartka, to w ogóle byśmy się nie zastanawiali. Ponieważ to była druga kartka, to sędzia nabrał wątpliwości. Szkoleniowo: żółta kartka.
Sławomir Stempniewski (Pan Sławek) rozważający zasadność drugiej kartki dla Szota

Komentarze

Zaloguj się lub załóż nowe konto.

Zaloguj się lub załóż nowe konto.

Powered by eZ Publish™ CMS Open Source Web Content Management. Copyright © 1999-2010 eZ Systems AS (except where otherwise noted). All rights reserved.