Marek Motyka: - Majewskiemu zazdroszczę. Stefanowi współczuję
- A Stefanowi współczuję. Słyszałem, co krzyczą pod jego adresem kibice. Przeżyłem coś takiego i to zawsze jest bolesna sprawa. Nie chciałby pan być na jego miejscu - mówi Marek Motyka , trener najbliższego rywala Cracovii Polonii Bytom.
- Zazdrości pan Stefanowi Majewskiemu?
- A czego?
- Tego, że prezes Cracovii nie grozi mu zwolnieniem po kilku słabych meczach. Tego, że nie stawia mu żadnych ultimatów. Słowem, tego, że mu ufa.
- Ma mnie Pan. Tego rzeczywiście Majewskiemu zazdroszczę. Dla trenera wsparcie prezesa w trudnych chwilach to wielki atut, rzecz wręcz bezcenna. Niestety, nie każdy z nas ma taki komfort pracy.
- Można wręcz powiedzieć, że to przypadek niespotykany w polskiej ekstraklasie.
- A takie powinny być standardy. U nas łatwo się zwalnia, a niechętnie daje szansę na zbudowanie czegoś trwałego. Szkoleniowców rozlicza się po pojedynczych meczach, a nie po roku czy dwóch latach pracy. To nieuczciwy układ. No, ale skoro u nas jest tak, że można dać trenerowi kontrakt na dziesięć lat, a zwolnić go już po miesiącu, to możemy mówić o paranoi.
- Coś takiego zdarzyło się akurat w Cracovii, więc to nie jest zbyt dobry przykład.
- Faktycznie, trochę niefortunny. Chodziło mi jednak o sam mechanizm. Bo jak można kogoś wyrzucać po dwóch porażkach? Co, trener nagle stracił umiejętności, stracił wiedzę? Przecież to jest nienormalne. U nas normą jest balansowanie na linie, spekulacje: zwolnią czy nie zwolnią. Praca w takich warunkach nie daje satysfakcji. (...)
- Jutro czeka Pana spotkanie z Cracovią.
- Trudne wyzwanie. "Pasy" mają bardzo ciekawych piłkarzy, dobrego trenera, a finansowo i organizacyjnie są lepiej poukładani niż my.
- Lecz w tabeli są niżej.
- Na to w ogóle nie patrzmy. Pamięta pan, jak było w tamtym roku? Na początku sezonu wszyscy chcieli wieszać Majewskiego na drzewie, a potem go nosili na rękach.
- Pan jest jednak w niewdzięcznej sytuacji, bo musi zrobić wszystko, żeby stan euforii w piątek na Cracovię nie wrócił.
- To, że krakowianie nie wystartowali zbyt dobrze, wcale nie daje mi komfortu. Drużyna, która chce się odbić, zawsze jest groźna. A Stefanowi współczuję. Słyszałem, co krzyczą pod jego adresem kibice. Przeżyłem coś takiego i to zawsze jest bolesna sprawa. Nie chciałby pan być na jego miejscu.
- Za to może Pan, było nie było, kiedyś przez chwilę piłkarz Cracovii, doczeka się jutro oklasków?
- Nie wiem, bo jednak jestem wiślak. Ale Cracovię zawsze szanowałem, chodziłem na jej mecze i nigdy złego słowa na niej nie usłyszałem. Może dlatego, że w pewnym momencie też trochę "Pasom" pomogłem? Grałem w nich półtora roku, w czasach gdy nie było pieniędzy, niekiedy brakowało prądu i ciepłej wody, a na treningi każdy wychodził w innej koszulce. Dlatego życzę prezesowi Filipiakowi i trenerowi Majewskiemu, żeby spełniły się ich marzenia o budowie silnego klubu.
- Ale Pan teraz zapunktował...
- Zapunktować, drogi panie, to ja chciałbym jutro. W tym sezonie z wyjazdu nie przywieźliśmy jeszcze nic. A silny zespół poznaje się właśnie po tym, że wygrywa na obcych boiskach.
- Cały wywiad - "Wieszają nas na drzewach, a potem noszą na rękach" - w POLSKA Gazeta Krakowska
Rozmawiał: Przemysław Franczak - POLSKA Gazeta Krakowska
Fot. Biś
Komentarze
Zaloguj się lub załóż nowe konto.
Zaloguj się lub załóż nowe konto.