Hokej: GKS Tychy ? Cracovia 2:1
W drugim meczu finałowym o mistrzostwo Polski w hokeju na lodzie Cracovia przegrała wyjazdowy mecz z GKS Tychy 2:1 i w rywalizacji do czterech zwycięstw jest remis 1:1. Kolejne dwa spotkania zostaną rozegrane we wtorek i w środę w Krakowie.
Bardzo długo, bo aż przez pół godziny gry utrzymywał się wynik bezbramkowy. W 30 minucie gospodarze objęli prowadzenie, a kwadrans później zdobyli drugą bramkę. 8 minut przed końcową syreną Damian Słaboń zdobył dla Cracovii kontaktową bramkę, ale na strzelenie wyrównującego gola zabrakło już czasu.
Kary: GKS Tychy 10 min. - Cracovia 12 min.
Widzów: 1500
- GKS Tychy - Cracovia 1:1
Walczą o złoto na całego
Wiadomo było, że druga finałowa konfrontacja w niczym nie będzie przypominała piątkowego meczu, w którym krakowianie ?rozjechali? tyszan. Z dwóch przynajmniej powodów. Pierwszy - w przypadku porażki sytuacja GKS-u stałaby się wręcz tragiczna. Drugi - hokeiści GKS po prostu umieją, i to bardzo dobrze, grać.
Mimo to, krakowianie mieli szansę na wygranie tego spotkania, chociaż należy obiektywnie przyznać, że zwycięstwo tyszan, szczególnie za postawę w drugiej tercji, było zasłużone. Krakowianie ?przespali" pierwszą tercję, w której miejscowi sprawiali wrażenie jakby ich się obawiali, zaś w trzeciej, kiedy rzucili się do odrabiania strat, zawiodła skuteczność, a złapali kilka ?głupich" kar.
Miejscowi mogli się obawiać powtórki z piątku, bowiem krakowianie od pierwszej minuty mocno zaatakowali. Ostre strzelanie rozpoczął Kuc, potem Mihalik i Buril. Ale widać było, że w niedzielę Sobecki jest w znacznie lepszej dyspozycji niż dzień wcześniej. Potem w tej części mało się działo i było nawet nudnawo. Obie drużyny grały z nadmierną ostrożnością, toteż sytuacji bramkowych było jak na lekarstwo. Do tego obaj golkiperzy spisywali się znakomicie. W przeciwieństwie do pierwszego spotkania było mało kar.
Krycie indywidualne w obu zespołach nie pozwalało praktycznie na oddanie mierzonego strzału.
Na początku drugiej tercji krakowianie sprawiali wrażenie jakby oczekiwali na to, co zrobią rywale. No i się doczekali. Jeszcze na jej początku starali się ostrzeliwać Sobeckiego, ale hokejowe ?szachy" z pierwszej tercji szybko się skończyły. Gospodarze podkręcili tempo akcji i okazało się, że bynajmniej nie ustępują szybkościowo krakowianom. Zaczęło się od niewykorzystanej sytuacji przez Proszkiewicza (minął się z krążkiem pod bramką, po znakomitym podaniu Sarnika). Potem do boksu kar powędrował najpierw D. Laszkiewicz, a za chwilę Parzyszek. W 30 minucie za symulowanie faulu dołączył do nich M. Piotrowski.
Podczas gry czterech na trzech, Jakes znalazł na wprost przed bramką kompletnie nie pilnowanego Krzaka. Jego pierwszy strzał z bliska odbił Radziszewski, ale wobec dobitki był już bezradny. Gospodarze dostali ?wiatru w plecy". Zepchnęli krakowian do obrony i Radziszewski raz po raz znajdował się w nie lada opałach. Bronił groźne uderzenia Gonery, Proszkiewicza i Woźnicy.
Po starciu wręcz Mihalika z Woźnicą krakowianie grali w przewadze. Sobecki nie pozwolił się pokonać Pasiutowi, ani M. Piotrowskiemu. Tercja zakończyła się strzałem Proszkiewicza. W tej części mieli zdecydowanie więcej z gry i oddali groźniejsze strzały miejscowi.
Tyszanie chcieli rozstrzygnąć spotkanie na początku ostatnich dwudziestu minut. Dwukrotnie Sarnik starał się pokonać krakowskiego golkipera, ale bezskutecznie.
Spotkanie mogło się inaczej potoczyć, gdyby w 43 minucie S. Kowalówka doprowadził do wyrównania. A miał ku temu wszelkie możliwości. Otrzymał znakomite podanie od Badźo, minął już leżącego Sobeckiego i co prawda z dość ostrego kąta nie potrafił posłać krążka do pustej bramki.
Przysłowie, że nie wykorzystane sytuacje lubią się mścić, sprawdziło się po trzech niespełna minutach. Na ławce kar przebywał Csorich, a goście przeprowadzili wręcz wymarzoną akcję. Gonera podał do Parzyszka, ten wjechał środkiem do tercji Cracovii, ściągnął na siebie dwóch obrońców, podał na prawo do Bacula, a ten bez zastanowienia uderzył. Uczynił to z taką siłą, że Radziszewski zareagował za późno i krążek znalazł się w bramce tuż pod poprzeczką.
Dopiero teraz krakowianie rzucili się do ataku. W 50 minucie D. Laszkiewicz podał krążek między nogami obrońcy do swojego brata, ale L. Laszkiewicz, mimo że Sobecki był już na lodzie, nie podniósł krążka przy strzale, ale trafił w parkany tyskiego bramkarza.
Co prawda w 51 minucie Słaboń, po zagraniu D. Laszkiewicza, zmieścił krążek pod parkanem Sobeckiego i zdobył gola kontaktowego, ale na więcej krakowian nie było już stać. W 57 minucie do boksu kar ponownie powędrował Csorich. Po jego powrocie, na 56 sekund przed końcową syreną, trener Rohaczek wycofał do boksu Radziszewskiego, ale bez efektu bramkowego.
Bramki: 1:0 Krzak (Jakes) 30, 2:0 Bacul (Parzyszek, Gonera) 46, 2:1 Słaboń (D. Laszkiewicz, Csorich) 52.
Sędziował: P. Meszyński z Bytomia. Kary: 12 i 12 min. Widzów: 1500.
Stan rywalizacji: 1:1. Kolejny mecz we wtorek w Krakowie, godz. 20.
GKS: Sobecki - Gonera, Gwiżdż, Bacul, Parzyszek, Woźnica - Piekarski, Śmietowski, Proszkiewicz, Garbocz, Sarnik - Jakes, Sokół, Wotkowicz, Krzak, Bagiński - Gawlina, Jakubik, Matczak oraz Majkowski.
Comarch-Cracovia: Radziszewski - Csorich, Kuc, L. Laszkiewicz, Słaboń, D. Laszkiewicz - Buril, Dulęba, Piotrowski, Pasiut, Drzewiecki - Noworyta, Ktys, Vercik, Mihalik, Hlouch - Marcińczak, Landowski, Badźo, Kowalówka, Witowski.
Komentarze
Zaloguj się lub załóż nowe konto.
Zaloguj się lub załóż nowe konto.
SSe88ba
SSe88ba
16:14 / 18.03.08
Zaloguj aby komentować